Ostatni przed epilogiem:)
Pisane z narracji. Jakoś zaczęłam pisać początek zapominając o tym, że mam pisać w pierwszej osobie iii tak.
Pytanie do Was, wolicie kiedy pisze z tej perspektywy? Jeżeli tak, to napisze z niej epilog:)
Jak pojawią się jakieś błędy to piszcie bo nie mam sił już sprawdzać.
Plus, muszę napisać dwa epilogi i to mi zajmie trochę czasu, mniej więcej wiem jak to zakończyć, więc w ciągu tygonia lub więcej zależy czy mi szkoła na to pozwoli się pojawią:)
Nie pytajcie dlaczego Louis w tym momencie chodzi po markecie i kupuje różne dobre rzeczy. Po prostu czuje się jak chuj, nie może uwierzyć w to, że się zgodził na ten układ. Bo co jeśli faktycznie coś do niego czuje? Wtedy będzie musiał go okłamywać, albo powiedzieć prawdę. Osobiście oby dwie wersje są według niego do dupy.
Zastanawia się jaka jest jego ulubiona potrawa. Znają się miesiąc, a on nic o nim nie wie. Tak, Louis ma ochote walnąć głową o półkę w dziale z przyprawami. Decyduje, że zrobi zwykłe spaghetti bolognese i od razu dowie się co on lubi. Idealne rozwiązanie. Oczywiście Tomlinson wie, że dzisiaj jest piątek, wie, że w ten dzień ojciec Loczka wyjeżdża aż do niedzieli, to bardzo ułatwia mu sytuację i myśli, że życie chyba nienawidzi go. Nie aż tak. Więc kupuje rzeczy na kolacje (na którą się wprosi bo dalej nie dostał sms'a) i na mini deser po niej.
Wszystkie rzeczy włożył do plecaka, następnie wsiadł na rower (przeklinając w myślach, że nie ma prawka) i pojechał pod znany biały dom. Widząc, że na podjeździe nie ma czarnego samochodu jego ojca z uśmiechem odkłada rower i puka. Po czasie stoi przed nim on. Ma na sobie jeden ze starych sweterków, które jak pamięta Louis ubierał zawsze w zimę i zwykłe szary dresy. Na nosie znajdują się wielkie okulary, ale Louis uważa ten widok za uroczy. Harry patrzy na niego z nieodganionym wyrazem twarzy po czym wzdycha i przepuszcza mniejszego w drzwiach.
- Wpraszam się na kolacje! - informuje go idąc do kuchni, wcześniej oczywiście zdejmując buty.
- C-co?
- Nie dałeś mi znaku życia, więc postanowiłem sam zadbać o nasz wspólny czas. - uśmiechnął się czarująco i zaczął wyciągać rzeczy z plecaka. - Wybacz, nie wiem co lubisz więc postanowiłem zrobić spaghetti, to nie problem?
Harry dalej stał w szoku.
- C-co?
- Co, co?
- Um nic. - spuścił głowę - I jest okey.
- Pomijając fakt, że jestem kaleką w gotowaniu i mam nadzieje, że przynajmiej mi to wyjdzie. - usłyszał chichot większego.
- C-co ci przygotować? - zapytał kiedy stał przy szafkach.
- Um, patelnie, olej i garnek. - mówiąc to wpatrywał się w instrukcję, która znajdowała się na słoiku od sosu. Louis naprawdę modlił się żeby nie spalić mu domu. - I jakąś drewnianą łyżkę czy jak to się nazywa. Wiesz takie jak łyżka, ale proste i tak właśnie to.
Kiedy Louis próbował zrobić ich kolacje, Harry powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem. To jak uciekał przed rozgrzanym olejem, który tryskał na boki kiedy smażył mięso. Lub to jak robił to samo z wrzuceniem makaronu do wrządku. Zdecydowanie Louis nie nadawał się na kucharza. Zdecydowanie.
Kiedy sos z mięsem był gotowy czekali na makaron.
- Więc jakie jest twoje ulubione danie? - zapytał. Harry wzruszył ramionami.
- Nie mam, lubie du-użo rzeczy.
- A tak mniej więcej?
- Um. - przygryzł delikatnie wargę zastanawiając się - Chyba n-naleśniki ze szpinakiem.
- Szpinak? Bleh! - Louis zrobił zdegustowaną minę.
- Hej! Szpinak jest smaczny. - w odpowiedzi dostał szybkie zaprzeczanie głową od Lou.
Po skończonym posiłku usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać. Louis chciał się czegoś o nim dowiedzieć, co przyjął to do wiadomości Harry z wielkim rumieńcem.
Harry co raz mniej się jąkał, a Louis dalej nie wymówił jego imienia.
- Obejrzymy coś? - zapytał niższy.
- Um okey.
- To wybierz nam film, a ja idę zrobić krem czekoladowy.
Louis poszedł do kuchni i za pomocą instrukcji zaczął robić krem czekoladowy. W tym czasie Harry siedział na kanapie z nogami przyciśniętymi do klatki i zastanawiał się co tu się dzieje. Louis nie przychodzi do niego jeżeli czegoś nie chce. Poprawił okulary i westchnął. Czego tym razem szatyn chce? Harry wiedział, że nie postępuje słusznie i nie powinien się na to zgadzać, ale miał swoje malutki sekret, no może i dwa. Jęknął i oparł czoło o kolana, czuł się do dupy. Siedział tak przez cały czas obiecując sobie, że na nic się nie zgodzi.
- Wybrałeś coś? - zapytał Tommo wchodząc do salonu z dwoma małymi, szklanymi miseczkami, w których znajdowała się słodycz, a na nich były maliny.
- Um, n-nie. Nie oglą-ądam zazwyczaj fi-ilmów i nie wiem c-co możemy obejrzeć.
- To co ty robisz w wolnym czasie? - podniósł brew i podał mu deser.
- Um, rysuje, czytam l-lub pisze.
- Masz na myśli te wszystkie głupie fanfiction?
- N-nie. - tak.
- To co w takim razie?
- A ty c-co robisz? - próbował zmienić temat.
- Uh, dużo tego. - spojrzał na stolik do kawy, który znajdował się przed nimi, zmarszczył brwi i przygryzł wargę - Zazwyczaj imprezuje, wychodzę do kina czy gram na komputerze lub w nożną. Nic specjalnego.
Zapanowała ponownie cisza, więc zabrali się za jedzenie czekoladwego kremu. Louis próbował się nie podnicić kiedy widział jak Harry oblizuje łyżeczkę, lub zbiera go ze swoich ust językiem. Ten dupek chyba nawet nie wie ile siły musi włożyć w to, żeby go nie wziąść tu i teraz. Żeby nie obsmarować jego ciała tą słodkością, a następnie zlizać to wszystko i zabrać się za lizanie jego słodkiej dziurki. Tomlinson próbował nie jęknąć, szybko dokończył swój posiłek i odstawił puste naczynie na stolik.
- To co będziemy robić? - zapytał.
- N-nie wiem.
Louis ukradkiem zerknął na zegar 20. Miał nadzieje, że uda mu się zostać na noc, wiedział, że będzie musiał się kontrolować, co było dla niego wielkim wyzwaniem.
- Masz jakieś gry?
- Nie.
- Um, jakiś film może jednak?
- N-nie lubię.
- Uh, to nie wiem. - oparł się wygodniej o kanape.
- P-poczekaj. - Harry wstał.
- Gdzie idziesz?
- Do swojego p-pokoju.
- Pójdę z tobą. - szatyn wstał i zaczął iść w kierunku pokoju wyższego - Będziesz tak stał? - zapytał ze schodów i poszedł dalej, kiedy wszedł do pomieszczenia zapalił światło i usiadł na łóżku czekając. Kiedy Harry się pojawił podszedł do komody i wyjął z niej gry planszowe?!
- To też robisz w wolnym czasie? - zerknął na niego z rozbawieniem, na co Harry się zarumienił.
- Czasami. - położył przed szatynem szachy, domino, karty i jakieś gry planszowe.
- Okey? W co chcesz grać?
- Um, uno? - wskazał na karty.
- Okey?
Styles zaczął tasować i rozdał po pięć kart każdemu. Kiedy Harry położył żółtą kartę z liczbą pięć, Louis nie wiedział co dalej ma zrobić, więc położył na nią czerwoną kartę z numerem dwa. Harry podniósł wysoko brwi i spojrzał na niego z uśmiechem.
- Wiesz jak się gra?
- Nie. - zakłopotany Louis podrapał się po karku - Wyjaśnisz mi? - Harry cicho zachichotał.
- Okey. - westchnął i zaczął mu tłumaczyć jak gra się w tą gre, na początku kiedy mówił, że musi on mieć, albo ten sam kolor karty, albo tą samą liczbę trochę się jąkał, ale po tłumaczeniu mu innych zdarzało mu się to rzadko. Więc zaczęli grać, co Lou się znudziło po dziesięciu minutach.
- Masz coś innego? - Harry przytaknął, wstał i poszedł po inną rozrywkę - Serio kurwa?
- L-lubie ją. - Loczek postawił przed nim grę, która polega na 'złowieniu' jak najwięcej ryb.
- Niech będzie. - westchnął Louis. Zastanawiał się czy może wyjść i dołączyć do reszty i się upić, czy zostać tu.
- To jest pojebane! - krzyknął zirytowany - Jakim prawem masz już tyle tych jebanych ryb, a ja tylko pięć! - walnął pięścią o swoje kolano.
- Musisz pocze-ekać, aż jej buzia...
- Buzia. - prychnął.
- Się zam-mknie.
Zagrali jeszcze w dwie inne gry i Louis naprawdę był lekko na nie wkurzony i tak Louis chciał, żeby ta złość wyparowała przez pocałunek z nim, ale wiedział, że nie może, bo zostanie wywalony z domu. Marcel musiał mu zaufać, wiedział, że o tak się z nim nie prześpi. Dogadzanie sobie w tamte sposoby, a pieprzenie się to zupełnie co innego. I tak Louis chciał iść teraz pod prysznic i szybko sobie obciągnąć.
- Um, jest już późn-no. - zauważył Styles.
- Jest. - zaczął wkładać rybki na swoje miejsce.
- Nie zadzw-wonisz po swoją mame-e?
- Nie.
- Dlacze-ego?
- Bo jej nie ma w domu, pojechała do mojej ciotki.
- Oh. - Louis zaczął zbierać reszte rzeczy.
- Lottie zaprosiła do nas Eda i nie chce wiedzieć co oni tam robią. - skrzywił się.
- Um.
- Zbieram się. - musiał się upić.
- Okey.
- Przestań. - wstał i usiadł mu na kolanach - Przestań być tak bardzo nieśmiały i niewinny, bo nie wytrzymam kiedyś ze stałą erekcją przez ciebie. - Louis zachichotał, Harry się zarumienił. Tommo założył mu ręce za szyję i schylił się do pocałunku. Lekko przygryzł jego dolną wargę, aby później ją polizać i zakończyć to na słodkim pocałunku. Mimo, że Harry nie chciał, objął go w pasie. Louis był tym co przerwał go.
- Do jutra. - cmoknął malinowe usta ostatni raz.
Ciągłe dzwonienie do drzwi nie dawało mu spokoju, przetarł oczy i spojrzał na zegarek 4:21. Ze zmarszczonym czołem powoli i ostrożnie zszedł na doł.
- Otwieraj! - doszedł go krzyk zza nich.
- Louis. - westchnął kiedy otworzył przed nim drzwi.
- No w końcu. - położył dłonie na biodrach i zrobił naburmuszoną minę - Wiesz ile tutaj czekałem? - wprosił się do środka i ruszył na górę.
- Louis? - Tomlinson olał jego wołania i poszedł dalej, Harry pierwszy raz widział, żeby ktoś się tak zachowywał, zamknął ponownie drzwi i ruszył do siebie.
Na łóżku zauważył Lou, który leżał na boku i patrzył się przed siebie.
- Chodź. - mruknął. Loczek niepewnie usiadł koło niego.
- Roze-ebrać cię, czy dasz sa-am radę? - Louis wzruszył ramionami. Harrego pokrył rumieniec od szyi do policzków. Odpiął guzik od spodni drżącymi dłońmi następnie je powoli i niepewnie zdjął, wcześniej zdejmując jego buty. Postanowił zostawić na nim bluzkę, ruszył do kuchni po butelkę wody i szklankę, wrócił do szatyna i nalał do nazynia cieczy. Louis wypił wszystko i opadł na poduszki.
- Jestem chujem. - w końcu się odezwał kiedy Harry położył się obok i zgasił światło. Styles postanowił nie odpowiadać.
- Uważasz, że nim jestem? Pewnie tak. - wybełkotał. Styles przykrył ich kołdrą - Jestem okrutny. - położył się na bok i dalej słuchał paplaniny Tomlinsona.
- Przytulisz mnie? - usłyszał i odwrócił się w stronę chłopaka, niepewnie objął go w pasie, a szatyn natychmiast wtulił się w jego klatkę i wciągnął przyjemny zapach drugiego chłopaka.
- Nie zasługuje na ciebie. - ciągnął dalej - Nie zasługuje na nikogo! - po policzku Lou zleciała pojedyńcza łza.
- Csii.
- Nie. - jęknął.
- Idź spać Lou.
- Nie. - dalej protestował - Jesteś fajną poduszką, wiesz? Taki wygodny. - na ustach zielonookiego pojawił się malutki uśmieszek - Podusiaa. - zachichotał - Zostaniesz moją podusią? - spojrzał w oczy Hazzy.
- O-okey?
Po tym nastała cisza, Loczek pomyślał, że on zasnął, więc sam postanowił zapaść w sen.
- Branoc Harry. - szatyn szepnął i złożył delikatny pocałunek na jego ustach i serce Harrego się zatrzymało.
sobota, 10 października 2015
Część VIII
Do: Harry/Marcel
Heej! Spotkamy się dzisiaj?
Odłożyłem telefon i odpaliłem laptopa. Kiedy się już włączył zalogowałem się na facebook'a. Spojrzałem na telefon, dalej nie dostałem odpowiedzi. Westchnąłem i włączyłem piosenkę Supergirl Anny Naklab i podłączyłem głośniki do urządzenia.
Do: Harry/Marcel
Raczysz mi odpowiedzieć?
Przejrzałem powiadomienia i wstałem od biurka przenosząc się na łóżko.
Do: Harry/Marcel
Halllooooooo! Czekam...
Chwyciłem w dłoń paczkę z papierosami, wyciągnąłem jednego, wziąłem zapalniczkę i podszedłem do okna wcześniej zamykając drzwi na klucz. Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się, spojrzałem przez ramię czy przypadkiem mi odpisał, niestety dioda w telefonie nie pikała. Zgasiłem go kiedy skończyłem i wyrzuciłem na podwórko sąsiada. Wziąłem telefon w dłoń i zadzwoniłem do niego. Nie odbierał więc zbiegłem na dół. Ubrałem buty i bluze i wyszedłem z domu.
Po 15 minutach spaceru byłem przed jego domem, wbiegłem po trzech schodkach i zapukałem.
Nikt nie otwierał, więc jeszcze raz wybrałem jego numer, bez skutku. Westchnąłem i ruszyłem w stronę domu Malika. Pięć minut od jego domu zauważyłem Stylesa w aucie, który jechał w stronę domu. Nie myśląc więcej zawróciłem.
- Hej! - przywitałem się kiedy stał z ojcem pod drzwiami, a w dłoniach trzymał torby z zakupami.
- Cześć.
- Dzień dobry.
- Dobry. - jego ojciec nie patrząc na mnie wszedł do domu.
- Milutko. - spojrzałem na Marcela. Dzisiaj był odziwo normalnie ubrany. Biała bluzka i czarne rurki w dodatku jego włosy układały się w bałagan loków. - Fajnie wyglądasz. - przygryzłem wargę i schowałem ręce za plecami.
- Dzięki, w-wejdziesz?
- Okey. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, dlaczego nie odbierałeś?
- Nie miałem przy sobie telefonu. - otworzyłem szeroko oczy - C-co?
- To było pierwsze zadanie, które wypowiedziałeś bez jąkania się, po prostu wow.
Kiedy kładłem się już do łóżka dostałem sms'a.
Od: Harry/Marcel
Ja się nie zająkałem, miła była rozmowa nie sądzisz? Ty też... Ty też mógłbyś w końcu zapamiętać moje imię...
~•~
- Louis. - odezwała się nauczycielka.
- Tak? - podniosłem głowę z ławki.
- Ściągałeś na sprawdzianie?
- Myśli pani, że chciałoby mi się robić ściągi?
- Nie sądzę, ale jestem ciekawa, skąd wiedziałeś to wszystko, skoro nawet nie raczysz wyjąć książki na lekcji. - podeszła do mnie i położyła kartkę na drewnianym meblu. Dostałem ocenę C!
- Uh uczyłem się z Stylesem.
- Możesz podziękować panu Styles'owi.
- Heej. - usiadłem koło Loczka na trawie przed szkołą.
- Hej. - odpowiedział nieśmiało.
- Niezgadniesz co dostałem z matmy!
- Co?
- C!
- To gratuluje. - uśmiechnął się do mnie.
- Dzięki tobie.
- Czyli zdasz?
- Prawdopodobnie tak i dzięki. - popchnąłem go na ziemię i pocałowałem. Na moje nieszczęście odsunął się ode mnie zarumieniony.
- L-louis nie.
- Ale...
- M-minął już miesiąc d-daj mi spokój. - wstał i odbiegł ode mnie.
~•~
Siedziałem na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i trzymałem przed sobą wygiętą już kartkę.
1. Pocałunek ✓
2. Pocałunek francuski ✓
3. Blowjob ✓
4. Handjob ✓
5. Rimming ✓
6. Palcówka ✓
7. Seks
Westchnąłem. Jeszcze jeden punk, jeden cholerny punkt. Nie ośmiesze się, że nie udało mi się przelecieć największego kujona w szkole!
Ale udało ci się go zmienić.
Z tym się zgodzę, zaczął się lepiej ubierać i nie jąkał się już, przynajmniej nie aż tak. Położyłem się na posłaniu i próbowałem coś wymyśleć.
Z bezguścia zmienił się w chłopaka z gustem. Jego loczki nie były już uwięzione w tych wszystkich żelach, oczy, piękne zielone oczy, które zabijały swoją doskonałością nie były oszpecone starymi, dużymi okularami. Jego długie i szczupłe nogi były opięte przez rurki, które pokazywały ich seksowność, a nie stare spodnie, które na nim wisiały. Zamiast krawatu nosił srebny krzyżyk, a jego ruchy łopatkami były gorące i teraz można było je zauważyć przez zwykłe koszulki zamiast swetra i koszuli.
To we mnie uderzyło. On jest cholernie seksowny, a laski jak i faceci lubią seksownych chłopaków, czyli..
- Halo?
- Zayn? Potrzebuję pomocy.
- Louis coś się stało?
- Tak, nie, to znaczy może, Zayn. - jęknąłem.
- Lou mów o co chodzi i nie panikuj!
- Zaraz u ciebie będę! - rozłączyłem się i zniegłem na dół - Mamo!
- Tak? - usłyszałem jej głos z kuchni.
- Zawieź mnie do Zayna proszę.
- Louis.
- Proszę! Muszę z nim szybko porozmawiać! - westchnęła, ale się zgodziła. Całą podróż do przyjaciela traktowałem jak torture, chciałem jak najszybciej z nim porozmawiać, żeby przemówił mi do rozsądku i zapewnił, że chce go tylko przelecieć.
Kiedy matka podjechała pod jego dom, rzuciłem jej ciche "dzięki" i wysiadłem.
Po kilku minutach znajdowałem się razem z Malikiem w jego pokoju, który moim zdaniem był doskonały. Biała cegła znajdowała się naprzeciwko wejścia, tak samo jak po lewej stronie, gdzie znajdowało się jego łóżko. Na niej było graffiti, obok łóżka pod oknem miał biurko. Po prawej stronie pokoju w rogu koło biurka znajdowała się wieża z wielkimi głośnikami, wielka szafa i półka na sprey'e i książki.
- Więc?
- Em, uh.
- Louis na litość Boską! - opadł na poduszki - Mów.
- Co czujesz do Pezz? - poniósł brew.
- Miłość. - uśmiechnął się - Widzę w niej inteligętną i piękną dziewczynę, która ma wspaniały charakter. Umie mnie pocieszyć, zabawić się, wywołać u mnie uśmiech, sprawić, że moje serce szybciej bije. - mówił to z wielkim uśmiechem na ustach i z dumą, że kogoś takiego ma. Czułem się źle, bo tak samo myślę o nim. Czasami. Widząc go też się uśmiecham, jego rumieńce są urocze, nawet jąkanie się, tak to jest urocze chociaż na początku mnie ono irytowało.
- Louis? Ziemia do Lou halo! - dostałem z poduszki w twarz.
- Co?
- O wróciłeś! Jak miło. - powiedział z sarkazmem.
- Czy to możliwe, że mogę coś do niego czuć? - otworzył szeroko oczy i zaktusił się herbatą
- Co?! - wzruszyłem ramionami i zacząłem bawić się nogawkami spodni. - Mówisz poważnie?
- Nie wiem! - wyrzuciłem ręce w powietrze - Po prostu dzisiaj przeglądałem moją listę i po prostu uświadomiłem sobie, że on się zmienił. Jest seksowny, znaczy zawsze był, ale teraz dopiero to pokazuje i inni lubią seksownych facetów, czyli on będzie podobał się im, a ja nie chce. - jęknąłem z bezradności - On jest mój, tylko ja mogę go dotykać, całować, przytulać, mówić mu różne komplementy, po prostu uh. Nie wiem czy to po prostu jest to uczucie, czy tylko porządanie.
- Wow, uh. - przetarł oczy dłońmi.
- Ta dzięki.
- Jak bardzo chcesz go przelecieć?
- Nie chce pod tym względem! Ja chce po prostu, żeby było mu w tym dobrze. Chce go mieć przy sobie. - przygryzłem ze zdenerwowania wargę.
- Stary.
- Hm?
- Chyba wpadłeś.- cholera.
~•~
- Hej, um co dzisiaj robisz? - zapytałem go kiedy wychodziliśmy z klasy po lekcji angielskiego.
- Um, n-nie wiem. - wzrok wbijał w swoje buty.
- A miałbyś ochotę spędzić ten dzień ze mną? - stanął, dalej na mnie nie patrząc.
- N-nie wiem.
- Dzisiaj jest piątek więc może pójdziemy na spacer czy coś? - przeskoczyłem z nogi na nogę.
- M-może.
- Um, albo posiedzimy u ciebie czy u mnie, pogadamy czy coś? - zamknął mocno oczy na ostatni wyraz - Tylko. - dodałem. Cóż to był pierwszy tydzień kiedy nic z nim nie zrobię.
- Z-zobaczę.
- Jasne, jak coś masz mój numer. Pa Curly. - przezwisko samo wyleciało z moich ust.
Idąc na następną lekcje, usłyszałem, że ktoś mnie woła, spojrzałem w bok i ujrzałem chłopaka, któremu dałem kosza, następnie idąc do łazienki z Loczkiem. Westchnąłem i podszedłem do niego.
- Czego? - poprawiłem plecak na ramieniu.
- Słyszałem, że jesteś z Marcelem.
- Nie?
- I słyszałem również, że chcesz go wypieprzyć.
- Czego chcesz? - warknąłem.
- To prawda?
- Gówno powinno cię to interesować.
- Tommo - zaśmiał się - spokojnie, chciałem się tylko upewnić i chciałem się założyć.
- O co niby? - podniosłem brew.
- Masz tydzień, żeby go przelecieć.
- Co? Ciebie chyba popierdoliło! - zrobiłem krok do tyłu.
- Czemu nie? - wzruszył ramionami - Chyba, że zakochałeś się w naszym drogim Marcelku.
- N-nie. - chyba nie, dodałem tylko dla siebie.
- Więc? Przegrany daje 200 funtów.
Zamknąłem na chwile oczy. A jeżeli ten zakład mi pokaże, że to tylko pożądanie? Wtedy myśli o tym, że mogłem się w nim zakochać znikną...
- Zgoda.
Część VII
- Idziemy po południu na basen? - zapytała Perrie. Siedzieliśmy przed szkołą, w miejscu dla palących.
- Możemy. - odezwał się Liam, który obejmował w pasie Nialla. Horan kiwnął twierdząco głową i oparł się o swojego chłopaka.
- Louis? Idziesz z nami? - położyłem się na trawie i wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem.
- Oh no dawaj! Co innego masz do roboty?
- Upicie się? - wyciągnąłem papierosa z paczki i go odpaliłem.
- Alkoholik. - mruknęła.
- Mogę nim być. - zaciągnąłem się.
- Stary, minął już prawie miesiąc "waszego związku" - zrobił cudzysłowie - Jesteś prawie wolny.
- Ale ja nie chce być prawie wolnym. Chce dokończyć swoją listę, ale on nie chce się ze mną widzieć. - marudziłem.
- Czyżby nasz LouLou był zakochany? - parsknął Malik.
- Chyba ci zielsko zaszkodziło. Nie kocham go, chce tylko go wypieprzyć i tyle. - usiadłem i zgasiłem go.
- Jeżeli go namówię na pójście z nami ty też przyjdziesz?
- Kobieto jesteś zdesperowana. - rzuciła we mnie zapalniczką.
- Chce gdzieś z wami wyjść. Wszystkimi. - zrobiła nacisk na ostatni wyraz.
- Dobra, dobra. - wstałem i się otrzepałem - Niech ci będzie, powodzenia.
~•~•~•~
Od Pezz: Okey, idzie, tylko tego nie spieprz, nawet nie wiesz ile czasu go namawiałam!
Do Pezz: Dzięki Kwiatuszku!
Od Pezz: O 16 u mnie.
Spakowałem ręcznik i koc, kąpielówki, żel i inne rzeczy, które będą mi potrzebne. Wyszedłem z domu i ruszyłem na przystanek, po 10 minutach byłem przed domem Perrie, zapukałem i wszedłem do środka.
- Jestem księżniczki! - wszedłem do kuchni, w której był Zayn z Perrie i pakowali jedzenie do przenośnej lodówki.
- No witamy, witamy cię paskudo.
- Milutko. - skomentowałem.
- Więc! - klasnęła w dłonie - Niam będzie tam na miejscu, Zayn idź odpalić samochód i weź do niego to wszystko jakbyś mógł.
- Jasne. - pocałował ją krótko w usta i wyszedł.
- A gdzie jest Marcel?
- W łazience. - odwróciła się w moją stronę - A właściwie to za tobą. Masz klucze i zamknij dom, czekamy w samochodzie. - zabrała torebkę i również wyszła. Odwróciłem się w stronę chłopaka.
- Cześć.
- H-hej. - wcale mi tego jąkania nie brakowało. Dalej mnie wkurza ale jest też urocze w pewien sposób. Oh Louis zamknij swoje myśli.
- Więc, co tam? - zacząłem bujać się na stopach.
- D-dobrze, a u ciebie?
- Teraz wspaniale. - szeroko się uśmiechnąłem i okey, przyznaje się nie był to do końca wymuszony uśmiech, ale tylko dlatego, że cieszyłem się z kolejnego punktu. - To co idziemy? Gdzie masz plecak? Wziąść ci go?
- N-nie...
- Ależ to żaden problem. - udawanie miłego, żeby mi znowu zaufał. - No chodź! - zabrałem jego torbę, przepuściłem go w drzwiach, zamknąłem je za sobą i ruszyliśmy do samochodu. W pojeździe zapiął pasy, przez co zyskał od nas dziwne spojrzenia, siedział po lewej stronie, a ja się przesunąłem na środek.
- Pójdziemy do jacuzzi? - zapytałem.
- Oczywiście! - zapiszczała zadowolona blondynka. Oparłem się o siedzenie i spojrzałem przed siebie, a następnie przeniosłem wzrok na niego. Nawet nie podejrzewał co dla nas dzisiaj przygotowałem.
Bąbelki, oh tak.
Wysiedliśmy z samochodu, wzięliśmy nasze plecaki i ruszyliśmy do budynku po drodze spotykając Nialla i Liama. Kupiliśmy pakiet na cały dzień, kiedy założyli nam specjalne bransoletki poszliśmy się przebrać.
Zdjąłem z siebie koszulkę, a następnie buty.
- W-wiecie może g-gdzie jest szatnia? - zapytał.
- Jesteś w niej. - podeszłem do niego.
- A-ale kabina.
- Możesz przebrać się tu. - położyłem dłonie na jego biodrach - Tu są sami swoi, a ja nie narzekam na takie widoki. - zacząłem podnosić jego bluzkę, kiedy byłem w połowie jego klatki odsunął się, a moje ręce opadły wzdłuż mojego ciała.
- Jak stąd wyjdziesz to na lewo. - poinformował go Liam.
- Nienawidzę cię. - mruknąłem do przyjaciela.
- Nie chce brać w tym gównie udziału.
- To lepiej nie idźcie z nami do jacuzzi.
- Co ty chcesz z nim zrobić? - zapytał rozbawiony Zayn. Poruszyłem zabawnie brwiami.
- Nie mów, że chcesz go tam przelecieć! - zająłem z siebie spodnie i założyłem szorty.
- Nie, ale zrobię z nim coś podobnego.
- Liam. Kup. Nam. Jacuzzi.
- Niall, przestań. - zaśmiał się.
- Ale wyobraź sobie te bąbel...
- Szybciej panienki!
- Idziemy chłopcze! - odkrzyknąłem Pezz.
~•~
- To co? Może na początek pójdziemy na zewnątrz? - przytaknęliśmy jej. Usłyszeliśmy otwarcie się jednej z kabin i powoli ruszeliśmy, a Marcel szedł za nami. Wyszliśmy na podwórko, na trawie były położone leżaki, a dalej było wolne miejsce na koce. Wybraliśmy tą pierwszą opcje.
- Marcel idzie... po co ci szlafrok? - zaśmiałem się - Zdejmij to, będziesz się w nim gotował.
- A-ale...
- Zdejmuj. To idziemy popływać?
- J-ja zosta-ane.
- Jak chcesz. - przynajmniej będziesz miał siły na później - dodałem w głowie.
Razem z resztą weszliśmy do chłodnej wody.
Jako piąte koło u wozu zacząłem nurkować i pływać sam. Później zawody na to, który z nas wytrzyma najdłużej pod wodą. Wygrał Liam, Niall był na drugim miejscu, ja na trzecim, a Malik na ostatnim. Perrie nie chciała brać w tym udziału. Położyłem się na plecach i zamknąłem oczy. Po chwili poczułem łaskotki na bokach, odskoczyłem i wpadłem cały do wody.
- Co do chuja?!
- Idź po Harrego, zaraz zaczyna się wir. - oznajmił Horan. Wyszedłem z wody i podszedłem do niego.
- Nie nudzisz się tu? - położyłem dłonie na biodrach.
- Nie. - otworzył oczy.
- Chodź do wody, zaraz zaczyna się wir.
- A nie mogę tu zostać?
- Nie. - wyciągnąłem w jego kierunku rękę, którą ujął z głośnym westchnieniem.
Weszliśmy do basenu i popłynęliśmy do kółka. Zaczęło się.
- L-louis? - usłyszałem, odwróciłem się i zobaczyłem go, trzymał się brzegu basenu i wyglądał na przestraszonego. Wywróciłem oczami i popłynąłem dalej, żeby zaraz się przy nim znaleźć.
- Co jest? - objąłem go w talii, żeby prąd nie zniósł mnie dalej.
- B-bo...
- Tak?
- M-mogę się c-ciebie trzy-ymać?
- Jasne. - może to i wyglądało śmiesznie, wysoki chłopak, który obejmował mnie w talii nogami i rękoma wokół szyi, jak dziecko. Przeniosłem nas do brzegu.
- Chodź z przodu. - teraz był przede mną, a jego oddech uderzał w moją szyję.
Widząc, że wszyscy są zainteresowani atrakcją ścisnąłem jego tyłek, a on zajęczał do mojego ucha.
- C-co oh. - włożyłem palec pod jego kompielówki i przyjechałem po lini.
- Csii, chyba nie chcesz, żeby inni to zauważyli. - jęknął w moją szyję.
- N-nie.
- Dobry chłopiec. - ścisnąłem jego pośladek, a on się uniósł. Para, która znajdowała się obok nas spojrzała na nas z obrzydzeniem, a ja się na to beszczelnie uśmiechnąłem w ich kierunku. Po tym poszliśmy na zjerzdzalnie. Pierwsza z nich była gruba i szeroka. Kiedy nadeszła kolej Marcela zjechałem szybko za nim i objąłem go.
- Jezu! - krzyknął przestraszony.
- Wystarczy Louis. - zachichotałem i zacząłem składać delikatne pocałunki na jego szyi.
- Co to było? - złapał się za szyję.
- Malinka, oznaczyłem cię. Jesteś mój. - i wtedy wpadliśmy do wody.
Następny był 'wir'. Marcel nie chciał na to iść, więc czekał na nas na dole. Po pięciu minutach stania w kolejce w końcu mogłem wsiąść na czerwony, twardy ponton. Zjechałem w dół, woda zaczęła lać się na mnie z czerwonych ścian, a ja spływałem niczym woda w kranie. Kiedy wszyscy byli już z naki na dole poszliśmy na dwie inne zjeżdżalnie.
- Idziemy coś zjeść? - zapytał blondyn.
- Możemy. - zerknąłem na bruneta, grzywka opadała mu na czoło, stanąłem na palcach i odgarnąłem ją na bok. Ruszyliśmy w stronę jadalni. Po drodze splotłem nasze palce ze sobą, a jego usta wygięły się w małym uśmieszku. Stanęliśmy przed tablicą z menu.
- Nie polecam ci tu nic oprócz frytek. Mają tu tak nie dobre jedzenie, że nawet Niall nie je tu nic oprócz nich. - zachichotał. Kiedy wzieliśmy nasze tace z jedzeniem i po kubku dużej coli usiedliśmy przy stoliku. W połowie zacząłem go karmić co przyjął z wielkim zawstydzeniem.
- Mam ochotę iść do sauny. - oznajmiła Pezz.
- W sumie czemu nie. - Malik wstał i zaczął zbierać puste kubki i tacki.
- Harry idziesz z nami? - zapytała. Byłby tam nagi i spocony, uh tak, ale są tam inni faceci, więc stawiam temu pomysłowi wielkie nie. Zaprzeczył ruchem głowy.
- Mi się też nie chce tam iść, więc może pójdziemy do jacuzzi? - zaproponowałem - Chyba, że wolisz tam siedzieć nagi. - ponownie zaprzeczył - Wspaniale.
Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy. Zauważyłem jak kilka dziewczyn jak i chłopaków zaczęło mu się przyglądać. Objąłem go, położyłem swoją dłoń na jego biodrze i ścisnąłem je, a on mi posłał pytające spojrzenie.
Uśmiechnąłem się tylko, kiedy przeszliśmy koło tej grupki usłyszałem gwizd jednego z nich.
- Niezłe ciałko loczku. - odwróciłem się, chłopak bezczelnie obczajał Marcela.
Nie ma do tego prawa! Marcel jest mój! Tylko ja mogę mu się przyglądać, całować go i pieprzyć do cholery! Złapałem go za dłoń, zatrzymałem, po czym pocałowałem. Posłałem nieznajomemu spojrzenie typu "widzisz? On jest mój" przeniosłem swoją dłoń na jego tyłek i ścisnąłem go, a Styles spuścił głowę.
Kiedy w końcu dotarliśmy do pomieszczenia z wielką 'wanną' rozjerzałem się po pomieszczeniu, zero kamerek, zero ludzi, wspaniale. Wszedłem do jacuzzi, a on za mną. Usiedliśmy, a ciepła woda otuliła nasze ciała. Oparłem głowę o brzeg i westchnąłem. Wyobraziłem sobie co zaraz będzie się tu dziać i uśmiechnąłem się na ten obraz. Nie chcąc czekać na to dłużej przekręciłem głowę na bok i spojrzałem na niego.
- Jesteś spięty?
- N-nie.
- Jesteś. - zmróżyłem oczy - Pozwól mi pomóc tobie zrelaksować się.
- Oke-ey.
Wynurzyłem się i usiadłem za nim, mkje nogi znajdowały się po obu stronach jego ciała zamoczone w wodzie. Zacząłem delikatnie i powoli masować jego kark
- Jak się czujesz? - zapytałem po chwili.
- Dobrze.
- Bardzo?
- T-tak. - schyliłem się.
- To wspaniale. - szepnąłem do jego ucha i wplątałem palce w jego suche już włosy. Rozłożył się wygodniej, a jego głowa znajdowała się dość blisko mojego krocza. Zsunąłem dłonie niżej na jego klatke i zacząłem robić na niej kółka, jednocześnie pocierając jego stojące już sutki. Poczułem, że bąbelki zaczynają już lecieć, więc szybko przeniosłem się na jego uda i zacząłem składać pocałunki na jego szyi. Wziąłem się za poszukiwanie jego dłoni, które były zaciśnięte na końcu siedzenia, chwyciłem je w swoje i ułożyłem na moich pośladkach.
- Rób to tu. - szepnąłem w jego usta.
- T-tu? C-co?
- To. - jeknął dłonią zacząłem 'ugniatać' jego penisa.
- Uhh. - zajęczał.
- No dalej. - zaczął to robić, a ja złączyłem nasze wargi ze sobą. Przestał więc postanowiłem go sprowokować. Poruszyłem się na nim jednocześnie wywołując tarcie i przygryzłem jego dolną wargę. Ścisnął moje pośladki delikatnie, ale z następnymi ruchami robił to coraz mocniej, a ja jęczałem cicho w jego usta.
- Odwróć się.
- P-po co? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Dzisiaj zrobimy coś nowego.
- Co?
- Niespodzianka. - pocałowałem jego zarumirniony policzek - No dalej kochany.
Pokiwał nieśmiało głową i zrobił to co chciałem. Zginął się w pół, tak, że jego cały tors znajdował się na powierzchni, a on opierał się o płytki. Stanąłem za nim i zacząłem składać pocałunki na jego plecach, a on drżał pode mną. Chwyciłem w dłoń jego pośladek i ścisnąłem go, a on cichutko zajęczał.
- Skarbie, teraz coś zrobię, dobrze?
- Co?
- Zobaczysz. - po tym włożyłem powoli w niego swojego palca.
- Uh! - odchylił głowę do tyłu - L-louis nie.
- Dlaczego nie? - zacząłem nim poruszać.
- B-bo...
- Cichutko, sprawie, że będziesz czuł się dobrze. - pocałowałem go w łopatkę.
Dołożyłem następnego palca, bąbelki uderzały w jego erekcje, którą delikatnie pieściłem drugą dłonią. Zacząłem przyspieszać ruchy palcami. Zniżyłem się, wyjąłem z niego palce i zatkałem nos. Kiedy byłem pod wodą jedną dłonią rozchyliłem jego pośladki, zbliżyłem swoją twarz do jego tyłka i włożyłem w niego swój język. Było mi trochę ciężko robić to pod wodą, ale nie zrezygnowałem. Zacząłem poruszać swoimi językiem w nim. Poczułem jak porusza swoimi tyłkiem pieprząc się moim językiem. Kiedy zabrakło mi potwietrza wynurzyłem się i zrobiłem to znowu. Po chwili wstałem i włożyłem w niego trzy palce szybko go nimi pieprząc.
- Jak się czujesz? - zapytałem. Stanął prosto i oparł się o mój tors.
- T-tam.
- Tu? Dlaczego tu? - zacząłem pocierać jego prostate - Odpowiedz.
- Tu jest d-dobrze.
- Mhm. - zacząłem pocierać swoją erekcją o jego pośladek jednocześnie składając na jego karku pocałunki.
- L-louis. - wyjąłem z niego palce i chwyciłem jego kutasa zaczynając mu obciągać, a mój penis znajdował się między jego pośladkami. Z całych sił próbowałem nie zacząć go nim pieprzyć co z ledwością mi się udało.
- J-ja. - zajęczał.
- Jesteś blisko? - potarłem jego główkę kciukiem.
- T-tak.
- No dalej. Dojdź teraz. - szepnąłem w jego ucho. I zrobił to dochodząc w ciepłą wodę w jacuzzi, gdzie na zewnątrz tego pomieszczenia znajdowało się dużo ludzi i z głośnym jękiem. Potarłem swoim kutasem jeszcze raz o jego tyłek i doszedłem.
Opadłem na łóżko i skreśliłem z listy rimming i palcówkę.
Jeszcze jeden punkt, uśmiechnąłem się do siebie.
- Możemy. - odezwał się Liam, który obejmował w pasie Nialla. Horan kiwnął twierdząco głową i oparł się o swojego chłopaka.
- Louis? Idziesz z nami? - położyłem się na trawie i wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem.
- Oh no dawaj! Co innego masz do roboty?
- Upicie się? - wyciągnąłem papierosa z paczki i go odpaliłem.
- Alkoholik. - mruknęła.
- Mogę nim być. - zaciągnąłem się.
- Stary, minął już prawie miesiąc "waszego związku" - zrobił cudzysłowie - Jesteś prawie wolny.
- Ale ja nie chce być prawie wolnym. Chce dokończyć swoją listę, ale on nie chce się ze mną widzieć. - marudziłem.
- Czyżby nasz LouLou był zakochany? - parsknął Malik.
- Chyba ci zielsko zaszkodziło. Nie kocham go, chce tylko go wypieprzyć i tyle. - usiadłem i zgasiłem go.
- Jeżeli go namówię na pójście z nami ty też przyjdziesz?
- Kobieto jesteś zdesperowana. - rzuciła we mnie zapalniczką.
- Chce gdzieś z wami wyjść. Wszystkimi. - zrobiła nacisk na ostatni wyraz.
- Dobra, dobra. - wstałem i się otrzepałem - Niech ci będzie, powodzenia.
~•~•~•~
Od Pezz: Okey, idzie, tylko tego nie spieprz, nawet nie wiesz ile czasu go namawiałam!
Do Pezz: Dzięki Kwiatuszku!
Od Pezz: O 16 u mnie.
Spakowałem ręcznik i koc, kąpielówki, żel i inne rzeczy, które będą mi potrzebne. Wyszedłem z domu i ruszyłem na przystanek, po 10 minutach byłem przed domem Perrie, zapukałem i wszedłem do środka.
- Jestem księżniczki! - wszedłem do kuchni, w której był Zayn z Perrie i pakowali jedzenie do przenośnej lodówki.
- No witamy, witamy cię paskudo.
- Milutko. - skomentowałem.
- Więc! - klasnęła w dłonie - Niam będzie tam na miejscu, Zayn idź odpalić samochód i weź do niego to wszystko jakbyś mógł.
- Jasne. - pocałował ją krótko w usta i wyszedł.
- A gdzie jest Marcel?
- W łazience. - odwróciła się w moją stronę - A właściwie to za tobą. Masz klucze i zamknij dom, czekamy w samochodzie. - zabrała torebkę i również wyszła. Odwróciłem się w stronę chłopaka.
- Cześć.
- H-hej. - wcale mi tego jąkania nie brakowało. Dalej mnie wkurza ale jest też urocze w pewien sposób. Oh Louis zamknij swoje myśli.
- Więc, co tam? - zacząłem bujać się na stopach.
- D-dobrze, a u ciebie?
- Teraz wspaniale. - szeroko się uśmiechnąłem i okey, przyznaje się nie był to do końca wymuszony uśmiech, ale tylko dlatego, że cieszyłem się z kolejnego punktu. - To co idziemy? Gdzie masz plecak? Wziąść ci go?
- N-nie...
- Ależ to żaden problem. - udawanie miłego, żeby mi znowu zaufał. - No chodź! - zabrałem jego torbę, przepuściłem go w drzwiach, zamknąłem je za sobą i ruszyliśmy do samochodu. W pojeździe zapiął pasy, przez co zyskał od nas dziwne spojrzenia, siedział po lewej stronie, a ja się przesunąłem na środek.
- Pójdziemy do jacuzzi? - zapytałem.
- Oczywiście! - zapiszczała zadowolona blondynka. Oparłem się o siedzenie i spojrzałem przed siebie, a następnie przeniosłem wzrok na niego. Nawet nie podejrzewał co dla nas dzisiaj przygotowałem.
Bąbelki, oh tak.
Wysiedliśmy z samochodu, wzięliśmy nasze plecaki i ruszyliśmy do budynku po drodze spotykając Nialla i Liama. Kupiliśmy pakiet na cały dzień, kiedy założyli nam specjalne bransoletki poszliśmy się przebrać.
Zdjąłem z siebie koszulkę, a następnie buty.
- W-wiecie może g-gdzie jest szatnia? - zapytał.
- Jesteś w niej. - podeszłem do niego.
- A-ale kabina.
- Możesz przebrać się tu. - położyłem dłonie na jego biodrach - Tu są sami swoi, a ja nie narzekam na takie widoki. - zacząłem podnosić jego bluzkę, kiedy byłem w połowie jego klatki odsunął się, a moje ręce opadły wzdłuż mojego ciała.
- Jak stąd wyjdziesz to na lewo. - poinformował go Liam.
- Nienawidzę cię. - mruknąłem do przyjaciela.
- Nie chce brać w tym gównie udziału.
- To lepiej nie idźcie z nami do jacuzzi.
- Co ty chcesz z nim zrobić? - zapytał rozbawiony Zayn. Poruszyłem zabawnie brwiami.
- Nie mów, że chcesz go tam przelecieć! - zająłem z siebie spodnie i założyłem szorty.
- Nie, ale zrobię z nim coś podobnego.
- Liam. Kup. Nam. Jacuzzi.
- Niall, przestań. - zaśmiał się.
- Ale wyobraź sobie te bąbel...
- Szybciej panienki!
- Idziemy chłopcze! - odkrzyknąłem Pezz.
~•~
- To co? Może na początek pójdziemy na zewnątrz? - przytaknęliśmy jej. Usłyszeliśmy otwarcie się jednej z kabin i powoli ruszeliśmy, a Marcel szedł za nami. Wyszliśmy na podwórko, na trawie były położone leżaki, a dalej było wolne miejsce na koce. Wybraliśmy tą pierwszą opcje.
- Marcel idzie... po co ci szlafrok? - zaśmiałem się - Zdejmij to, będziesz się w nim gotował.
- A-ale...
- Zdejmuj. To idziemy popływać?
- J-ja zosta-ane.
- Jak chcesz. - przynajmniej będziesz miał siły na później - dodałem w głowie.
Razem z resztą weszliśmy do chłodnej wody.
Jako piąte koło u wozu zacząłem nurkować i pływać sam. Później zawody na to, który z nas wytrzyma najdłużej pod wodą. Wygrał Liam, Niall był na drugim miejscu, ja na trzecim, a Malik na ostatnim. Perrie nie chciała brać w tym udziału. Położyłem się na plecach i zamknąłem oczy. Po chwili poczułem łaskotki na bokach, odskoczyłem i wpadłem cały do wody.
- Co do chuja?!
- Idź po Harrego, zaraz zaczyna się wir. - oznajmił Horan. Wyszedłem z wody i podszedłem do niego.
- Nie nudzisz się tu? - położyłem dłonie na biodrach.
- Nie. - otworzył oczy.
- Chodź do wody, zaraz zaczyna się wir.
- A nie mogę tu zostać?
- Nie. - wyciągnąłem w jego kierunku rękę, którą ujął z głośnym westchnieniem.
Weszliśmy do basenu i popłynęliśmy do kółka. Zaczęło się.
- L-louis? - usłyszałem, odwróciłem się i zobaczyłem go, trzymał się brzegu basenu i wyglądał na przestraszonego. Wywróciłem oczami i popłynąłem dalej, żeby zaraz się przy nim znaleźć.
- Co jest? - objąłem go w talii, żeby prąd nie zniósł mnie dalej.
- B-bo...
- Tak?
- M-mogę się c-ciebie trzy-ymać?
- Jasne. - może to i wyglądało śmiesznie, wysoki chłopak, który obejmował mnie w talii nogami i rękoma wokół szyi, jak dziecko. Przeniosłem nas do brzegu.
- Chodź z przodu. - teraz był przede mną, a jego oddech uderzał w moją szyję.
Widząc, że wszyscy są zainteresowani atrakcją ścisnąłem jego tyłek, a on zajęczał do mojego ucha.
- C-co oh. - włożyłem palec pod jego kompielówki i przyjechałem po lini.
- Csii, chyba nie chcesz, żeby inni to zauważyli. - jęknął w moją szyję.
- N-nie.
- Dobry chłopiec. - ścisnąłem jego pośladek, a on się uniósł. Para, która znajdowała się obok nas spojrzała na nas z obrzydzeniem, a ja się na to beszczelnie uśmiechnąłem w ich kierunku. Po tym poszliśmy na zjerzdzalnie. Pierwsza z nich była gruba i szeroka. Kiedy nadeszła kolej Marcela zjechałem szybko za nim i objąłem go.
- Jezu! - krzyknął przestraszony.
- Wystarczy Louis. - zachichotałem i zacząłem składać delikatne pocałunki na jego szyi.
- Co to było? - złapał się za szyję.
- Malinka, oznaczyłem cię. Jesteś mój. - i wtedy wpadliśmy do wody.
Następny był 'wir'. Marcel nie chciał na to iść, więc czekał na nas na dole. Po pięciu minutach stania w kolejce w końcu mogłem wsiąść na czerwony, twardy ponton. Zjechałem w dół, woda zaczęła lać się na mnie z czerwonych ścian, a ja spływałem niczym woda w kranie. Kiedy wszyscy byli już z naki na dole poszliśmy na dwie inne zjeżdżalnie.
- Idziemy coś zjeść? - zapytał blondyn.
- Możemy. - zerknąłem na bruneta, grzywka opadała mu na czoło, stanąłem na palcach i odgarnąłem ją na bok. Ruszyliśmy w stronę jadalni. Po drodze splotłem nasze palce ze sobą, a jego usta wygięły się w małym uśmieszku. Stanęliśmy przed tablicą z menu.
- Nie polecam ci tu nic oprócz frytek. Mają tu tak nie dobre jedzenie, że nawet Niall nie je tu nic oprócz nich. - zachichotał. Kiedy wzieliśmy nasze tace z jedzeniem i po kubku dużej coli usiedliśmy przy stoliku. W połowie zacząłem go karmić co przyjął z wielkim zawstydzeniem.
- Mam ochotę iść do sauny. - oznajmiła Pezz.
- W sumie czemu nie. - Malik wstał i zaczął zbierać puste kubki i tacki.
- Harry idziesz z nami? - zapytała. Byłby tam nagi i spocony, uh tak, ale są tam inni faceci, więc stawiam temu pomysłowi wielkie nie. Zaprzeczył ruchem głowy.
- Mi się też nie chce tam iść, więc może pójdziemy do jacuzzi? - zaproponowałem - Chyba, że wolisz tam siedzieć nagi. - ponownie zaprzeczył - Wspaniale.
Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy. Zauważyłem jak kilka dziewczyn jak i chłopaków zaczęło mu się przyglądać. Objąłem go, położyłem swoją dłoń na jego biodrze i ścisnąłem je, a on mi posłał pytające spojrzenie.
Uśmiechnąłem się tylko, kiedy przeszliśmy koło tej grupki usłyszałem gwizd jednego z nich.
- Niezłe ciałko loczku. - odwróciłem się, chłopak bezczelnie obczajał Marcela.
Nie ma do tego prawa! Marcel jest mój! Tylko ja mogę mu się przyglądać, całować go i pieprzyć do cholery! Złapałem go za dłoń, zatrzymałem, po czym pocałowałem. Posłałem nieznajomemu spojrzenie typu "widzisz? On jest mój" przeniosłem swoją dłoń na jego tyłek i ścisnąłem go, a Styles spuścił głowę.
Kiedy w końcu dotarliśmy do pomieszczenia z wielką 'wanną' rozjerzałem się po pomieszczeniu, zero kamerek, zero ludzi, wspaniale. Wszedłem do jacuzzi, a on za mną. Usiedliśmy, a ciepła woda otuliła nasze ciała. Oparłem głowę o brzeg i westchnąłem. Wyobraziłem sobie co zaraz będzie się tu dziać i uśmiechnąłem się na ten obraz. Nie chcąc czekać na to dłużej przekręciłem głowę na bok i spojrzałem na niego.
- Jesteś spięty?
- N-nie.
- Jesteś. - zmróżyłem oczy - Pozwól mi pomóc tobie zrelaksować się.
- Oke-ey.
Wynurzyłem się i usiadłem za nim, mkje nogi znajdowały się po obu stronach jego ciała zamoczone w wodzie. Zacząłem delikatnie i powoli masować jego kark
- Jak się czujesz? - zapytałem po chwili.
- Dobrze.
- Bardzo?
- T-tak. - schyliłem się.
- To wspaniale. - szepnąłem do jego ucha i wplątałem palce w jego suche już włosy. Rozłożył się wygodniej, a jego głowa znajdowała się dość blisko mojego krocza. Zsunąłem dłonie niżej na jego klatke i zacząłem robić na niej kółka, jednocześnie pocierając jego stojące już sutki. Poczułem, że bąbelki zaczynają już lecieć, więc szybko przeniosłem się na jego uda i zacząłem składać pocałunki na jego szyi. Wziąłem się za poszukiwanie jego dłoni, które były zaciśnięte na końcu siedzenia, chwyciłem je w swoje i ułożyłem na moich pośladkach.
- Rób to tu. - szepnąłem w jego usta.
- T-tu? C-co?
- To. - jeknął dłonią zacząłem 'ugniatać' jego penisa.
- Uhh. - zajęczał.
- No dalej. - zaczął to robić, a ja złączyłem nasze wargi ze sobą. Przestał więc postanowiłem go sprowokować. Poruszyłem się na nim jednocześnie wywołując tarcie i przygryzłem jego dolną wargę. Ścisnął moje pośladki delikatnie, ale z następnymi ruchami robił to coraz mocniej, a ja jęczałem cicho w jego usta.
- Odwróć się.
- P-po co? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Dzisiaj zrobimy coś nowego.
- Co?
- Niespodzianka. - pocałowałem jego zarumirniony policzek - No dalej kochany.
Pokiwał nieśmiało głową i zrobił to co chciałem. Zginął się w pół, tak, że jego cały tors znajdował się na powierzchni, a on opierał się o płytki. Stanąłem za nim i zacząłem składać pocałunki na jego plecach, a on drżał pode mną. Chwyciłem w dłoń jego pośladek i ścisnąłem go, a on cichutko zajęczał.
- Skarbie, teraz coś zrobię, dobrze?
- Co?
- Zobaczysz. - po tym włożyłem powoli w niego swojego palca.
- Uh! - odchylił głowę do tyłu - L-louis nie.
- Dlaczego nie? - zacząłem nim poruszać.
- B-bo...
- Cichutko, sprawie, że będziesz czuł się dobrze. - pocałowałem go w łopatkę.
Dołożyłem następnego palca, bąbelki uderzały w jego erekcje, którą delikatnie pieściłem drugą dłonią. Zacząłem przyspieszać ruchy palcami. Zniżyłem się, wyjąłem z niego palce i zatkałem nos. Kiedy byłem pod wodą jedną dłonią rozchyliłem jego pośladki, zbliżyłem swoją twarz do jego tyłka i włożyłem w niego swój język. Było mi trochę ciężko robić to pod wodą, ale nie zrezygnowałem. Zacząłem poruszać swoimi językiem w nim. Poczułem jak porusza swoimi tyłkiem pieprząc się moim językiem. Kiedy zabrakło mi potwietrza wynurzyłem się i zrobiłem to znowu. Po chwili wstałem i włożyłem w niego trzy palce szybko go nimi pieprząc.
- Jak się czujesz? - zapytałem. Stanął prosto i oparł się o mój tors.
- T-tam.
- Tu? Dlaczego tu? - zacząłem pocierać jego prostate - Odpowiedz.
- Tu jest d-dobrze.
- Mhm. - zacząłem pocierać swoją erekcją o jego pośladek jednocześnie składając na jego karku pocałunki.
- L-louis. - wyjąłem z niego palce i chwyciłem jego kutasa zaczynając mu obciągać, a mój penis znajdował się między jego pośladkami. Z całych sił próbowałem nie zacząć go nim pieprzyć co z ledwością mi się udało.
- J-ja. - zajęczał.
- Jesteś blisko? - potarłem jego główkę kciukiem.
- T-tak.
- No dalej. Dojdź teraz. - szepnąłem w jego ucho. I zrobił to dochodząc w ciepłą wodę w jacuzzi, gdzie na zewnątrz tego pomieszczenia znajdowało się dużo ludzi i z głośnym jękiem. Potarłem swoim kutasem jeszcze raz o jego tyłek i doszedłem.
Opadłem na łóżko i skreśliłem z listy rimming i palcówkę.
Jeszcze jeden punkt, uśmiechnąłem się do siebie.
Część VI
Mając na sobie tylko bokserki zszedłem na dół. Głowa mi ciągle pulsowała, potrzebowałem tabletke i wodę. Wszedłem do kuchni, w której siedzieli Zayn, Perrie, Niall i Liam.
- Witajcie księżniczki.
- Nawet na kacu jesteś dupkiem. - jęknął Zayn. Olewając jego odpowiedź podszedłem do szafki, wyjąłem z niej moje lekarswo, sięgnąłe po wodę i popiłem.
- Harry wstał? - zapytał gospodarz.
- Nie ma go. - wskoczyłem na blat i oparłem głowę o lodówkę.
- Musze się położyć. - jęknął Liam.
- Idę z tobą. - Horan dołączył do niego.
- Jak to nie ma? - podniósł brew i potarł plecy Pezz, która opierała się na stole. Wzruszyłem ramionami.
- Jak wstałem to go nie było. - ziewnąłem - Pewnie się przestraszył tego co robiliśmy. - przymknąłem oczy.
- Co? - odezwała się blondynka.
- Zrobił mi loda, cholera dobry jest. Zastanawiam się czy na pewno jest taką dziewicą czy tylko udaje.
- Czekaj, czekaj!
- Perrie, kurwa, ciszej. - spojrzałem na nią.
- Jak on... serio?!
- Tak serio. Jezu dziewczyno ciszej proszę.
- Nie wierzę. - Malik miał szeroko otwarte oczy.
- Uh. - zszedłem z blatu - Idę spać, umieram. Zero spokoju w tym domu!
- To jak, kiedy się widzimy? - szepnął mi do ucha jakiś chłopak z równoległej klasy. Przewróciłem oczami.
- Nigdy, dasz mi już święty spokój? - odsunąłem się od niego.
- Louis, wiem, że mnie pragniesz. - uśmiechnął się pewnie.
- Pragnę ciebie tak samo jak dziewczyny, oops.
- Po co siebie okłamujesz?
- Człowieku... - miałem po raz kolejny kazać mu spierdalać, ale ujrzałem Marcela - Widzisz go? - wskazałem na loczka, odwrócił głowę i pokiwał głową.
- Co za dziwak, nie? - zaśmiał się, a ja miałem mu ochotę przywalić. Nie ruszyło mnie to tylko... tylko ja mam do tego prawo, żeby go przezywać! Nikt inny!
- Wole wypieprzyć Marcela, zamiast ciebie. A teraz wybacz idę do niego. - z uśmiechem ruszyłem w jego stronę.
- Co?! - usłyszałem za sobą. Podniosłem rękę i pokazałem mu środkowy palec. Stał to mnie tyłem przy swojej szafce. Podszedłem do niego i objąłem go w pasie.
- Witaj. - przestraszony się ode mnie odsunął.
- Oh L-louis to t-ty.
- To ja. Więc, co tam u ciebie? - oparłem się o metalowy mebel.
- Uh d-dobrze? A-a u ciebie?
- Właśnie uciekłem od mojego adoratora, który pragnie mnie wypieprzyć, co jest niemożliwe, bo to ja jestem tym na górze, albo chce zostać wypieprzonym, co równie jest niemożliwe, bo go nie dotkne nawet patykiem w tą jego pragnącą mojego dotyku dziurę. - rumieniec odkrył jego blade policzki, a usta wygięły się w małym uśmiechu. - Co ci tak wesoło?
- N-nic.
- Marcel, no mów.
- T-to jest głupie. - odwrócił wzrok.
- Słyszałem głupsze rzeczy, uwierz. - zamknął szafkę i oparł się o nią, dalej unikając mojego wzroku.
- B-bo t-ty...
- Spróbuj bez jąkania się, okey? Ja nie gryzę. No może czasami. - poruszyłem znacząco brawami ale tego nie zauważył.
- Ty powiedziałeś, że g-go nie dotkniesz, a j-ja jestem gorszy od n-niego, a t-to zrobiłeś. - wydusił z sobie cicho.
- Kto powiedział, że jesteś gorszy. - wszyscy, ale pomińmy to - Gdybyś zaczął się inaczej ubierać i nie byłbyś taki aspołeczny to na pewno by za tobą latali. - ale ja tego nie chce. Co? Nie, nie, nie. Lata mi to i powiewa. Ja go chce tylko przelecieć. O tak! Dlatego miałem taką myśl, chce być jego pierwszym i tyle. Wzruszył ramionami. Brunet dalej się w nas wpatrywał.
- Marcel? - odwrócił się w moją stronę i uniósł brew - Pocałuje cię teraz. - niepozwalając mu odpowiedzieć popchnąłem go na szafkę i złączyłem nasze usta.
Objąłem go za szyją i mocniej nas do siebie przycisnąłem. Opierał się, ale po chwili zaczął odpowiadać nieśmiało na pocałunek. Poczułem jak niepewnie obejmuje mnie w pasie.
Czułem wzrok wszystkich, którzy byli na korytarzu. Ja bad boy, który pieprzy kogo chce całuje się z nieśmiałym Marcelem, który nie ma nawet znajomych. I dobrze, niech wiedzą, że on jest mój, że tylko ja to mogę z nim to robić nikt inny. Przerwałem nasz pocałunek, musnąłem jego policzek swoim nosem i szepnąłem mu do ucha - Chodź do łazienki.
- Po co? - również mówił tym samym tonem.
- Zobaczysz. - uśmiechnąłem się słodko, złapałem go za dłoń i zaprowadziłem nas do pomieszczenia. Słyszałem rozmowy, które wymieniali między sobą inni, na to tylko ścisnąłem mocniej jego dłoń. Otworzyłem mu drzwi i przed wejściem do środka jeszcze raz pokazałem ten sam piękny gest jemu. Stał tam cały czerwony na twarzy i zdziwiony.
Zamknąłem za nami drzwi i ruszyłem w stronę ostatniej kabiny.
- No chodź.
Zamknąłem za nami drzwiczki i ponownie go pocałowałem.
- L-louis. - odsunął się ode mnie - L-lekcja się zaraz z-zacznie.
- Jeżeli ominiemy jedną nic nam się nie stanie. - popchnąłem go na ubikacje, usiadłem na jego biodrach i zacząłem muskać ustami jego szyję. Poczułem jak się wierci - Czułe miejsce, hm? - polizałem ją.
- N-nie wiem.
- Ale ja tak. - zacząłem rozpinać jego granatową koszulę, następnie polizałem jego wystające obojczyki.
- C-co ty r-robisz? - wróciłem do jego ust, cmoknąłem je.
- Mam zamiar ci się odwdzięczyć za piątek.
- C-co?! - spojrzał na mnie przestraszony. Odsunąłem nasze twarze od siebie i spojrzałem w jego zielone oczy.
- Mam zamiar ci obciągnąć.
- T-ty, co?! - wywróciłem oczami, dziewica.
- Chcesz szczegóły? Okey. Mam zamiar cię podniecić do granic możliwości. - przejechałem palcem po jego uchu - Późnej zdejmę z ciebie spodnie i bokserki, które będą opinać twojego twardego kutasa, następnie chwycę go w dłoń, zacznę powoli ci obciągać, żebyś mnie błagał o więcej. Kiedy będziesz dochodził zacznę cię ssać, żebyś doszedł w moje usta. Połknę twoją spermę, albo dam ci ją prosto z moich ust do twoich, żebyś mógł siebie posmakować. - jego usta były szeroko otwarte, tak samo jak oczy. Nie mogłem się powstrzymać i chwyciłem jego wargę w swoje zęby, pociągnąłem go do przodu za nią, puściłem i polizałem.
- A-ale...
- Pragnę cię Marcel. Tak bardzo.
- M-mnie? P-przecież ja nie j-jestem k-kimś dosk-konałym i...
- Nie rób takiej romantycznej atmosfery. - nie mówiąc nic więcej pocałowałem go, położyłem swoje dłonie na jego łopatkach i zacząłem poruszać biodrami. Przeniosłem je na jego szyję, później klatkę, odpiąłem resztę guzików i zdjąłem ją z niego. Przesunąłem się do tyłu, jedną dłonią chwyciłem jego włosy, drugą zacząłem macać przez spodnie jego kutasa. Jękną i się zarumienił, uśmiechnąłem się do niego i całkowicie z niego zszedłem, kucnąłem przed jego nogami i zacząłem rozpinać mu pasek, patrzył w bok.
- Wstań. - rozkazałem, przygryzł wargę i wykonał moje polecenie. Posłuszny - pomyślałem. Zsunąłem je do ud - Siadaj. - kiedy to zrobił zdjąłem je całkowicie, rozsunąłem jego nogi i przysunąłem się bliżej. Polizałem jego udo i zrobiłem na nim malinkę.
- C-co ty? - podniosłem wzrok na jego twarz.
- Jesteś mój. - przygryzł wargę, spojrzałem na jego spore wybrzuszenie w czarnych bokserkach, oblizałem wargi i chwyciłem bieliznę w dłonie, zsunąłem ją w dół, a jego kutas z niej "wyskoczył" i uderzył o jego brzuch. Cały czerwony i mokry od preejakulatu.
- Kto by pomyślał, że trzymasz takiego ogiera w majteczkach. - chwyciłem go i zacząłem mu obciągać. Przejechałem kciukiem po jego główce, na co odchylił głowę do tyłu i cichutko zajęczał. Obniżyłem ją na sam dół i zacząłem pieścić jego jądra.
- Dalej, nie powstrzymuj się. Chce cię słyszeć Marcel. - pomachał przecząco głową. Ścinąłem je mocniej i zacząłem robić szybsze ruchy na nim. Mój "przyjaciel" naciskał na moje spodnie, wstałem i zdjąłem z siebie dolne ubrania, powróciłem do poprzedniej pozycji, pochyliłem się i polizałem go.
- Oh! - wydał z siebie jęk.
- Właśnie tak. - chwyciłem siebie i zacząłem i sobie obciągać. Zassałem jego główkę i zacząłem drażnić jego szczelinę. Odsunąłem się od niego ustami i dalej zacząłem pracować swoją dłonią. Ponownie się podniosłem - nie przerywając obydwóch czynności - i wpiłem się w jego malinowe wargi. Przejechałem językiem po nich, a on pozwolił mi na polizanie jego podniebienia.
- J-ja...
- Dalej, dojdź, dojdź dla mnie. - schyliłem się i ponownie wziąłem go w usta, brałem go do połowy nimi, czekając na jego jak i mój orgazm, który się powoli zbliżał.
- Louis! - krzyknął, wystrzelił, połowę połknąłem, a drugą podarowałem mu przez pocałunek. Po chwili doszedłem na jego bladą klatkę.
- Kurwa. - oparłem się o białe kafelki i westchnąłem. Marcel siedział cały spocony i dyszał, odepchnąłem się od nich, chwyciłem papier w rękę, urwałem kawałek i zacząłem go czyścić. Kiedy nasze oddechy się uspokoiły i byliśmy ubrani chciał jak najszybciej stąd uciec - ponownie. Jednak tym razem mu na to nie pozwoliłem.
- Tak bez pożegnania? - znowu.
- L-lekcja... - chwyciłem go za tył szyi i złożyłem na jego ustach długi pocałunek.
- Idź. - pokiwał głową i odszedł.
Cztery punkty za nami jeszcze zostały mi trzy i nasza znajomość się kończy mój drogi.
Część V
- I jak ci z nim idzie? - zapytał mnie Zayn.
- Stanął mu przeze mnie. - zaśmiałem się.
- Co?! Nieźle stary, nieźle. - poklepał mnie po ramieniu ze śmiechem.
- Jeszcze trochę i go wypieprzę. A właśnie! Zabieram go na twoją domówkę w piątek.
- On tam nie pasuje. - odezwał się Niall, wzruszyłem ramionami.
- Trzeźwy nie pozwoli mi na to co chce z nim zrobić, a teraz wybaczcie panienki ale dziwak na dwunastej. Widzimy się na fizyce! - po dostaniu w tył głowy od Malika ruszyłem w stronę chłopaka. - Hej Marcel! - chwyciłem go za ramię.
- Oh Louis. Cz-cześć.
- Słuchaj. - poprawiłem grzywkę, która wpadła mi do oczu. - W piątek jest impreza u Zayna, tak sobie pomyślałem, może pójdziesz tam ze mną?
- C-co? Ja z t-tobą? T-tam? - tak wiem dziwaku nie pasujesz tam, ale i tak nie masz wyjścia.
- Tak, czemu nie. Potańczymy i tak dalej. - spełnię mój kolejny punkt - Rozluźnisz się. To jak?
- Um dziękuję za zaproszenie a-ale nie. - moje konciki ust opadły. Skoro nie zgadzasz się to wezmę cię na litość.
- Jasne, ta, okey. - udałem zasmuconego, poprawiłem torbę i miałem odejść.
- Louis? - błagam zgódź się.
- Co? - odwróciłem się w jego stronę.
- Twoja mama.
- Co? - wskazał ruchem głowy, odwróciłem się i ujrzałem ją. - A ona czego tu. - mruknąłem pod nosem. Na nieszczęście mnie zauważyła i podeszła do nas.
- Witaj Harry. - uśmiechnęła się do niego.
- Dzień dobry.
- Po co tu przyszłaś?
- Nauczycielka Lottie mnie wezwała. - no to siostrzyczka ma kłopoty, zaśmiałem się. - Znowu pobiła się z Niną. - westchnęła.
- Możesz już ode...
- Harry jak poszła ci nauka z Louisem? - przerwała mi.
- D-dobrze. - zarumienił się.
- Ciesze się! Może w ten weekend też się pouczycie?
- W-właście t-to Louis chciał... - cholera!
- Tak, jasne. Może w piątek co? - czy ten kretyn nie rozumie "surowa matka"?
- Ale w piątek chciałeś iść...
- Do ciebie, żeby dokończyć ten materiał z matematyki. - chyba załapał aluzje.
- Ah t-tak.
- Cudownie. - uśmiechnęła się. Spojrzała za mnie i zmarszczyła brwi. Odwróciłem się i zobaczyłem siostrę z jakimś chłopakiem z mojego rocznika. Awantura za trzy, dwa... - CHARLOTTE TOMLINSON! DO DYREKTORKI ZE MNĄ TERAZ! - odeszła, a na korytarzu dalej było słychać jej krzyki.
- Wieśniara. Więc. - spojrzałem na niego. - Załatwione, idziemy tam. - uśmiechnąłem się kpiąco i odszedłem.
Wrzuciłem do plecaka nowe ubrania na jutro i dzisiaj, książki i portfel. Założyłem na siebie niebieską bluzę, zarzuciłem plecak na ramię i zbiegłem po schodach na dół. Uklęknąłem w korytarzu i włożyłem buty na stopy.
- Idziesz już? - zapytała matka.
- Ta.
- Napewno będziecie się uczyć? - zmarszczyła czoło. Podejrzewałem, że tak będzie. Wywróciłem oczami, spuściłem plecak po mojej ręce i wyciągnąłem z niego książkę.
- Widzisz? A po za tym... - H... cholera. - On mi tego nie odpuści.
- Możliwe. Harry wygląda na mądrego.
- Jest. - ponownie wzruszyłem ramionami - Too ja się będę zbierał.
- Poczekaj zawioze cie tam.
- Uh jasne. - szybko spojrzałem w telefon, gdzie Marcel zapisał mi swój adres. Wyszedłem z domu, powtarzając go sobie w głowie. Nie może przecież się dowiedzieć, że nie wiem gdzie mieszka "mój chłopak".
Wyszła przed dom i wsiadła do samochodu - wcześniej go otwierając. Usiadłem po stronie pasażera, a plecak położyłem między swoimi kostkami. Zapiąłem pasy i oparłem głowę o szybę. Auto dalej nie ruszyło, więc spojrzałem na matkę.
- Masz zamiar ruszyć?
- A ty masz zamiar powiedzieć mi, gdzie mieszka Harry? - podałem jej adres i przymknąłem oczy.
Miałem już swój plan na dzisiejszy wieczór. Upije go lub zjaram, zobaczę z czym łatwiej mi pójdzie, a później... A później go wykorzystam. Na sam widok tego co chciałem zrobić moje kąciki ust się podniosły.
- Louis jesteśmy, to tu? - otworzyłem oczy i zobaczyłem biały dom.
- Tak, dzięki. - chyba tak. Zabrałem torbę i ruszyłem w stronę wejścia. Zapukałem w drewniane drzwi, nie musiałem długo czekać, bo już po chwili ujrzałem długą sylwetkę Marcela. Przywitaliśmy się krótkim "cześć" i wszedłem do środka.
- Um, chcesz c-coś do picia? - zapytał mnie.
- Nie, dzięki. To co idz... - zakrył mi swoją dłonią moje usta.
- Cicho. - szepnął. Podniosłem brwi, odsunąłem się i miałem się już zapytać o co chodzi, ale usłyszałem, że ktoś zbiegał po schodach. Spojrzałem w bok i zobaczyłem wysokiego mężczyznę w garniturze i burzą loków na głowie. To pewnie jego ojciec.
- Dobry wieczór. - przywitałem się.
- Louis Tomlinson. - otworzyłem szerzej oczy. - Pozwól na chwilkę. - wskazał ruchem dłoni, żebym za nim ruszył. Spojrzałem na Marcela, stał tam ze spuszczoną głową i przygryzał wargę. Westchnąłem i ruszyłem za jego tatą.
- Tak? - zapytałem kiedy znajdowaliśmy się w salonie.
- Nie będzie mnie dzisiaj i nie mam jak przypilnować mojego syna.
- I? Przepraszam bardzo ale nie będę robił za niańkę pańskiego syna. - parsknął śmiechem i poprawił garnitur.
- Tu chodzi o ciebie chłopcze, mój syn nie jest taki jak ty. Nawet nie waż się do niego zbliżyć. Harry nie jest gejem. - westchnąłem.
- Może być pan o to spokojny, nawet bym go nie ruszył patykiem. - kłamstwo! - Zobaczysz jeszcze jak będzie krzyczał moje imię z rozkoszy homofobie. - dodałem w myśli.
- Mam taką nadzieję. - spojrzał na mnie surowo. Mentalnie przewróciłem oczami, zacząłem się bujać na stopach.
- To wszystko?
- Tak...
- To świetnie! - wyszedłem z pomieszczenia i podeszłem do loczka. - To co? Idziemy się uczyć tej przeklętej matmy?
- T-tak. - jego ojciec przeszedł obok nas, chwycił w rękę torbę, pożegnał się i wyszedł.
- Jezu co za świr. Sorry, że tak o nim mówię ale twój ojciec to jakiś popieprzony homofob! - opuściłem ręce wzdłuż ciała. Usłyszałem jak zachichotał i powiedział ciche "chodźmy".
Przebrałem się u niego w pokoju, kiedy on zrobił to samo ze sobą w łazience. Miałem na sobie czarną bokserkę z wyciętymi bokami i czarne rurki, Marcel zaś ubrał koszulę czarno-czerwoną w kratki - dzięki Bogu ma jakieś normalne ciuchy - i również czarne spodnie.
Wziąłem plecak i wyszliśmy.
- Więc. - zacząłem - To będzie twoja pierwsza domówka Marcel.
- Uh t-tak.
- Wiesz co się na nich robi? - podniosłem brew i przekręciłem głowę w jego stronę.
- Gracie w gry p-planszowe? A-albo jakieś i-inne, t-tak? - stanąłem w miejscu, zgiąłem się w pół i zacząłem śmiać jak wariat. Ten koleś jest niemożliwy!
- Żartujesz, prawda? - zrobił się cały czerwony i zaprzeczył ruchem głowy. - No nie wierze! - ponownie zacząłem się z niego śmiać. - Chłopie, na takich imprezach się pije, jara, ćpa czy bzyka kogokolwiek! Co kto woli. - otarłem łze i zacząłem iść ponownie w stronę domu Malika.
- Oh um. A-ale nie masz p-przecież osiemnastu l-lat.
- A kogo to obchodzi? - wzruszyłem ramionami. Przez resztę drogi mu tłumaczyłem jak ma się tak zachować i zabroniłem brać mu otwartych butelek czy innego alkoholu od ludzi - nie licząc mnie.
Kiedy tam dotarliśmy impreza już trwała. Wbiegłem szybko na górę, odstawiłem plecak w pokoju gościnnym i poszedłem się bawić.
Chwyciłem Marcela za ręke i zaprowadziłem nas do kuchni, w której przebywał Niall z Liamem. Wziąłem dla nas po piwie i podeszliśmy do nich.
- Jak tam się bawcie? - zapytał Liam i przygryzł płatek ucha swojego chłopaka, na co Horan zachichotał pod nosem.
- Dopiero przyszliśmy. - wziąłem duży łyk alkoholu, spojrzałem na mojego towarzysza. - Nie pijesz?
- Uh, to śmierdzi. - skrzywił się, a oni zaczęli dusić się ze śmiechu. Zaśmiałem się, co za sierota.
- Daj to. - wziąłem od niego butelkę i odłożyłem ją na stół. Podeszłem do lodówki i wyjąłem z niej pół słodkiego szampana. Chwyciłem plastikowy kubek i wlałem w niego napój. - Proszę, pani szampan. - zakpiłem, tak jak zwykle się zarumienił i spuścił głowę.
- Idziemy zatańczyć. - odezwał się blondyn, przytaknąłem. Podałem mu butelkę z jego alkoholem, wziąłem następną butelkę piwa i wszliśmy do salonu, który był pełen pijanych nastolatków. Zacząłem się między nimi przeciskać, spojrzałem za siebie. Marcelowi coś marnie to szło, co chwilę przepraszał jak na kogoś wpadł. Pomachałem z rezygnacją głową i ruszyłem dalej na taras. Tak jak myślałem Zayn tam był z Perrie i jarali zielsko.
- Siema. - podszedłem do nich. Chwyciłem jego paczkę papierosów i odpaliłem jednego, mocno się zaciągając.
- Witaj jednorożcu. - blondynka wybuchnęła śmiechem.
- Zayn to Louis. - spojrzał na nią z wyrzutem.
- Przecież wiem.
- Nie sądzę skarbie. - cmoknęła go w usta.
- Uh wasz heteroseksualizm razi moje piękne oczka, a teraz co tym razem tam macie misie? - oparłem się o parapet.
- Jak to się nazywa Zayne? - zapytała ze śmiechem dziewczyna.
- Nieee mam pojęcia skarbie. - zaczął machać głową na boki, nagle wybuchł śmiechem.
- Louis! Tu jesteś! - usłyszałem krzyk za sobą.
- Tak, tutaj. - podszedł zdyszany.
- Ile tu jest ludzi.
- Przecież to impreza. - wywróciłem oczami. Zaciągnałem się po raz ostatni i zgasiłem go w popielniczce.
- Harry! Cześć kumplu! - Malik wpadł na niego i mocno go do siebie przytulił. Odsunął go po chwili na długość swoich rąk. - Co tam, jak ci się podoba impreza przyjacielu? - szczerzył się do niego jak głupi do sera. Mina Marcela była bezcenna. Co chwilę otwierał i zamykał usta.
- D-dobrze?
- To wspaniale! Poznaj moją śliczną żabcię Perrie! - objął dziewczynę w pasie.
- Ja ci dam żabcię smrodzie!
- Ropuszko nie rób humorków tylko przywitaj się z Harrym.
- Stul pysk wiewióro. - ich wyzwiska po zjaraniu były takie głupie - Witaj Harry!
- C-cześć.
- Wiecie co? My zmykamy! Miłej zabawy! - odezwałem się. Objąłem go w pasie i zaprowadziłem do środka.
- C-co im było? - zapytał się mnie kiedy siedzieliśmy na kanapie.
- Są zjarani. Smakuje? - wskazałem na szampan, przytaknął. - To świetnie.
Cztery piwa i pół szampanu później zaciągnąłem go na parkiet. Zarzuciłem mu ręce za szyję i stanąłem na palcach.
- Szybko się zgodziłeś na picie. - szepnąłem mu do ucha, poczułem jak przejeżdża nosem po mojej szyi, ale kiedy zrozumiał co zrobił natychmiast się odsunął.
- Wódka panienkiiii! - usłyszałem krzyk Irlandzkiego przyjaciela, spojrzałem w tył, stał na stole i próbował tańczyć swój narodowy taniec.
- Chodź! - splotłem razem nasze palce razem. Dobiegłem do stołu i zabrałem z niego alkohol, otworzyłem butelkę i upiłem łyk. - Masz kochany. - wcisnąłem mu ją w ręke i zacząłem się powoli poruszać w rytm muzyki. - Pij Marcel! - uczepiłem się jego ramienia - No dalej. - musnąłem palcem jego zaróżowiony policzek. Powąchał i się skrzywił oddalając ją od siebie.
- Hazzeh! - Malik na niego wpadł i o mało co się nie przewrócili.
- Uważajcie na moją kruszynkę! - krzyknął Niall i zeskoczył ze stołu - wywracając się, z czego zaczął się śmiać - wstał i zabrał Marcelowi alkohol, upijając łyk.
- Zayne! Zostaw mi go! - wtuliłem się w bok Marcela. Nie, w głowie mi wcale, a wcale nie szumiało. No może troszkę. Bardzo troszeczkę? Okey macie mnie, jestem pijany, a mocnej głowy do picia nie mam. Zayn wziął od Horana wódkę i napił się jej.
- Dajesz Hazzeh!
- O-okey. - powiedział niepewnie. Boże jego usta. Jego pieprzone usta. Mój plan pójdzie się pieprzyć, chce je już dzisiaj na sobie. Jego malinowe wargi na moim ciężkim kutasie. O Boże, tak. Upił łyk, później następny, a kilka chwil później butelka leżała gdzieś pusta, a my byliśmy pijani.
Zaciągnałem go na górę, oparłem o drzwi i zacząłem całować po szyi.
- Kurwa jesteś taki gorący kiedy jesteś pijany. - zachichotał, pociągnął mnie za ramiona na siebie.
- Lou ktoś nas zobaczy! - pisnął kiedy otarłem się o niego.
- A niech zobaczy.
- Nie Lou. - otworzył drzwi za sobą - Wchodzisz?
- W ciebie? Oczywiście. - zatrzasnąłem drzwi za sobą i rzuciłem go na łóżko. Wspiąłem się na niego i zacząłem całować go po twarzy, szyi i obojczykach. Nawet się nie zorientowałem kiedy odpiąłem mu koszulę i rzuciłem za siebie. Przekręcił nas i wpił się w moje usta. Wypchnąłem biodra do góry i głośno jęknałem kiedy poczułem jego kutasa.
- Jezu Marcel ssij mnie. - powiedziałem bez zastanowienia. Spojrzałem w jego świecące się oczy, uśmiechnął się i zaczął odpinać pasek od moich spodni. Jezu, on to naprawdę zrobi.
Kiedy się ich pozbył wraz z bokserkami, wziął się do roboty. Wziął główkę w usta i zaczął jeździć po niej językiem. Wygiąłem plecy.
- Weź go całego oh taak... tak dobrze oh. - powoli zacząłem wypychać biodra, delikatnie pieprząc jego usta.
Perfekcyjne usta. Ugryzł go delikatnie i nacisnął na żyłkę palcem. Brał mnie do końca, że czułem jego ściankę w gardle. To mnie wykańczało.
- Tak, tak... oh doskonale. - zacząłem pocierać swoje twarde sutki, spojrzałem w dół, brał mnie tak dobrze jakby robił to całe swoje życie, a nie pierwszy raz. Podniósł wzrok i się do mnie beszczelnie uśmiechnął. Nie mogłem tego wytrzymać i... doszedłem z mocnym krzykiem w jego usta. Zacisnąłem powieki. Dawno nie miałem tak silnego orgazmu. Uchyliłem je i spojrzałem na niego, sperma była na jego brodzie, podniosłem się i zlizałem ją.
- Jak tam? - szepnąłem.
- Dobrze. - uśmiechnął się szeroko.
- Pomóc ci?
- W czym? - przekręcił głową. Spojrzałem w dół.
- Oh widzę, że sam sobie pomogłeś. - zaśmiałem się, ziewnął.
- Chce spać, idę spać, idziesz spać? - mówił bez sensu.
- Tak. - położyliśmy się koło siebie, objąłem go w pasie, pocałowałem w kark. Kiedy zasypiałem nieświadomie wypowiedziałem - Harry.
Mocny, bardzo mocny ból głowy mnie obudził. Jęknąłem w poduszkę i powoli otworzyłem oczy.
Byłem sam. Znowu.
Ale chociaż punkt spełniony.
Blowjob odchaczamy.
Jeszcze tylko chwila i dostane się do twojej dziewiczej dziurki Marcel.
Część IV
Kupiłem na wynos kawę i wyszedłem z kawiarni następnie ruszyłem w stronę biblioteki. Pewnie się zastanawiacie po co tam idę, hm? W dodatku w piątek, dzień imprez i pieprzenia innych. Tak, tak właśnie nazywam ten dzień. Otóż to po nieudanej sytuacji z Marcelem, kiedy rano wstałem nie było go przy mnie - na co nie narzekam nie lubię się budzić przy kimś - matka powiedziała mi, że musiał wracać do domu, żeby jego tata się nie martwił jakby już wrócił. Oczywiście to było kłamstwo, wiedziałem to. Matka kazała nam się razem pouczyć do egzaminów, które szczerze mnie nie obchodziły. Nie poszedłbym gdyby nie fakt, że ja Tommo się tak łatwo nie poddaje i jeszcze wypieprzę go, a on zapomni przy tym jak ma na imię.
Upałem łyk cieczy i wszedłem do budynku, ruszyłem na sam koniec pomieszczenia, po drodze mijając tylko bibliotekarkę, no tak piątek, kto normalny siedzi tu w ten dzień?
W końcu go ujrzałem, a mój żołądek zrobił fikołka. Serio. Jak. On. Mógł. To. Na. Siebie. Założyć?! Ten sam zestaw co zawsze tyle, że o kolorze zgniłej zieleni.
- Gorszych nie znalazłeś? - podskoczył na krześle.
- Oh cz-cześć. O czym m-mówisz?
- O tych szmatach. - wskazałem na jego ciuchy. Zarumienił się i spuścił wzrok. - Typowe. - mruknąłem do siebie. Odsunąłem krzesło i usiadłem koło niego, odstawiłem kubek i spojrzałem w jego książki. - Co dla nas przygotowałeś?
- M-matematyka.
- Stary przy pierwszym zdaniu z twojego tłumaczenia tego gówna zasnę.
- Oh. Ja, twoja mama powiedziała...
- Jakbyś nie zauważył mam gdzieś jej zdanie. Co powiesz na biologię? - poruszyłem znacząco brwiami.
- A-ale.
- Jezu Chryste dawaj tą matematykę.
Po godzinie - hej! To i tak długo jak dla mnie - wstałem i zażądałem przerwy. Ruszyłem w stronę siedzeń wypchanych przez kulki i z westchnieniem na jedną z nich opadłem.
- Powiedzmy - zacząłem - że to rozumiem, a teraz należą mi się pewne wyjaśnienia Panie nie-umiem-się-nawet-ubrać.
- J-jakie wyjaśnien-nia? - wstałem, złapałem go za ramię i zaprowadziłem nas na zielone siedzenie. Usiadłem i pociągnąłem go w dół, a on opadł na moje uda.
- C-co ty r-robisz? - zacząłem robić kółka w dole jego pleców.
- Nic nie robie. Siedzimy tylko. Wyjaśnisz mi czemu uciekłeś? - pomachał przecząco głową. - No mów, pamiętaj, że moja cierpliwość ma swoje granice.
- B-bo ty mn-nie poca-ałowałeś. - wydusił z siebie.
- Tak, wiem. No i co z tego?
- I ja my-yślałem...
- To lepiej nie myśl. - ścisnąłem jego biodro. - Powinieneś mnie jakoś przeprosić? - Jak? - jego oczy się poszerzyły.
- Hmm, niech ja pomyślę. - spojrzałem na jego malinowe usta. O tak, tego właśnie chcę. Przybliżyłem swoją twarz do jego. - Tak. - złączyłem nasze wargi i zacząłem leniwie nimi poruszać, on nie wykonywał żadnego ruchu. - Masz zamiar odpowiedzieć?
- Uh j-ja... - znowu mu przerwałem tym razem moimi ustami. Zacząłem nimi szybko poruszać. Dzisiaj spróbujemy czegoś innego. Kiedy jego zaczęły się powoli poruszać musnąłem je moim językiem na co on się odsunął. Przeklnąłem pod nosem.
- Co ty ro-obisz? - przewróciłem oczami.
- To jest inny rodzaj pocałunku. Słuchaj. - położyłem dłoń na jego udzie - Ty mnie uczysz tego całego gówna związanego ze szkołą, a ja cię za to poucze kilku rzeczy, które przydadzą ci się kiedyś kiedy będziesz w jakimś związku. - o ile będziesz - dodałem w głowie.
- A-ale ja t-tego nie potrzebu-uje.
- Oczywiście, że tak, a teraz daj mi się w końcu normalnie pocałować Marcel. Bez przerywania. - spojrzałem w jego oczy. Nieśmiało przytaknął. - Po prostu rób to co ja.
Przy tym pocałunku pozwolił mi na złączenie naszych języków razem. Zrobiło mi się gorąco, niewinny chłopak siedzący na moich udach, moja ręka na jego biodrze, a druga na udzie - które od czasu do czasu ściskałem. Objął mnie i złączył swoje dłonie za moim karkiem, poczułem jak chwyta moje włosy i lekko za nie ciągnie.
Tak, było mi cholernie gorąco. Westchnąłem w jego usta i przygryzłem jego wargę, przeniosłem dłoń z biodra i umieściłem ją na jego tyłku, no kurwa zaraz mi stanie! Ścisnąłem jego pośladek i polizałem podniebienie.
- N-nie. - wstał i stanął w takiej odległości, że nie mogłem go dotknąć.
- Znowu. - jęknąłem i potarłem twarz dłońmi. - Co tym razem? - zapytałem zirytowany.
- T-ty i j-ja...
- Co my?
- B-bo. - serio nigdy nie widziałem tak zarumienionej twarzy jaką on miał w tym momencie. Spojrzałem na jego krocze i się zaśmiałem.
- Nie mów, że ci nigdy nie stanął. - wybuchłem śmiechem. Serio? On ma siedemnaście lat! To jest możliwe? Chłopak spuścił wzrok na dół i zakrył swoją erekcje. Ciekawe ile ma centymetrów - przeszło mi przez myśl.
- M-możemy wrócić d-do mate-ematyki?
- Chyba cię powaliło, myślisz, że teraz będę wstanie coś z tego zapamiętać? - wzruszył ramionami. - Do kończymy to innym razem. Może pomóc ci z problemem? - zaśmiałem się. Wstałem i podszedłem do niego, położyłem dłonie na jego ramionach . - Ja idę. Mam dziś wieczorem imprezę, a w planach co do niej wypieprzenie kogoś. Więc ostatni całus? Hm? - nie czekając na jego odpowiedź pocałowałem go w usta.
- Znajdzie sobie inne miejsce do migdalenia się! - usłyszałem pracownicę.
- Spierdalaj stara szmato. - mruknąłem, ścisnąłem jego tyłek i odeszłem. - Narazie!
Moja mała lista poszła w ruch.
• Pocałunek
• Pocałunek z języczkiem.
Nie mogę się doczekać następnego punktu ale to za tydzień. Szykuj się Marcel na swoją pierwszą imprezę!
Część III
- Skapnie się. - odezwał się Zayn. Byliśmy u mnie w pokoju, ja leżałem na łóżku i podrzucałem piłeczkę do pinponga, a on siedział na krześle przy biurku i kręcił się na nim.
- Pesymista. - mruknąłem.
- Mówię ci stary, narobisz sobie jeszcze większego bagna.
- Nie pomagasz.
- Louis! Ty nawet nie pamiętasz jak on ma na imię!
- Henry. - spojrzałem na niego i przerwałem podrzucanie.
- Harry. To ja je raz usłyszałem i je pamiętam. - przewróciłem oczami.
- Podaj mi długopis. - usiadłem prosto na posłaniu. Złapałem przedmiot, który mi przyjaciel rzucił i zapisałem sobie na nadgarstku Harry. - Problem z głowy.
- Zapisz siebie jeszcze kiedy ma urodziny, imiona rodziców i rodzeństwa o ile je ma, ulubiony kolor, ulubioną potrawę i...
- Zamknij się. - opadłem na poduszki.
- O której przychodzi? - zapytał po chwili ciszy, spojrzałem na zegarek.
- O dziewiętnastej za jakąś godzinę.
- To już osiemnasta?
- Jesteś gdzieś umówiony? - spojrzałem na przyjaciela.
- Idziemy wszyscy do klubu.
- Wszyscy czyli?
- Ja, Niall, Liam, Perrie, Dani i Ed.
- Nienawidzę jej. - zakryłem twarz dłońmi.
- Nie będzie aż tak źle. - parsknął śmiechem.
- Wcale, kiedy wy będziecie pić bez umiaru, tańczyć ja będę musiał siedzieć z wredną siostrą, matką i największym kujonem w szkole. Chociaż...
- Tommo co ci chodzi po głowie? - zapytał z przerażeniem.
- Mogę się z nim trochę pobawić. - uśmiechnąłem się.
- Rób co chcesz. - zaśmiał się. - Tylko z umiarem.
- To znaczy?
- Nie zmuszaj go do niczego. To jest totalna dziewica.
- Wiem, wiem. Będzie trudno ale warto go trochę pomęczyć. - Malik wstał i założył plecak na ramię.
- Louis. - do pokoju weszła matka.
- Co?
- O Zayn już idziesz?
- Tak, umówiłem się z... z Liamem.
- Pozdrów go.
- Po co tu przyszłaś? - odwróciła się do mnie.
- Jak on ma na imię?
- Kto? - Zayn walną się z otwartej dłoni w czoło za nią.
- Jak to kto? Twój chłopak.
- Ah no tak! - miałem spojrzeć na nadgarstek ale Malik mnie wyprzedził.
-Harry.
- Tak Harry. - dodałem głupio, po chwili zostałem sam w pokoju. - Za jakie grzechy. - rzuciłem mocno piłką, odbiła się od sufitu i spadała prosto na moje czoło. - Kurwa!
~•~•~•~
Kiedy zadzwonił dzwonek zbiegłem szybko na dół krzycząc "otworze!". Musiałem najpierw zobaczyć jak się ubrał i dowiedzieć się paru rzeczy o nim w niecałe 10 minut. Przekręciłem klucz w zamku i je otworzyłem.
- Cześć.
- Hej. - wpuściłem go do środka, złapałem za rękę i zaprowadziłem do siebie oznajmiając wcześniej matce, że zaraz przyjdziemy. Zamknąłem drzwi i się o nie oparłem.
- Zdejmij płaszcz. - nieśmiało to zrobił jakby się bał mojej reakcji. Podszedłem do niego i zacząłem podwijać rękaw jego białej koszuli.
- Masz rodzeństwo?
- Nie. - jego skóra była gładka i blada. Musze przyznać, że całkiem lepsza od tych innych, z którymi się pieprzyłem, przyjemna w dotyku i... stop! Masz się z nim tylko zabawić.
- Czym się zajmują twoi rodzice? - zacząłem robić to samo z jego drugim rękawem.
- Tata pracuje w firmie.
- A mama?
- O-ona n-nie... - nie dokończył.
- Co ona nie?
- N-nie ż-żyje. - w jego oczach pojawiły się łzy. - Rak. - wyszeptał.
- Oh przykro mi.
- M-możemy o t-tym...
- Jasne. - przerwałem mu. - Um kiedy się urodziłeś? - rozpiąłem dwa guziki od góry. Z chęcią bym ją całą rozerwał i wykorzystał tego niewinnego chłopaka ale cóż za to musze siedzieć z nim na kolacji w dodatku z matką. Zabijecie mnie? Proszę. Wiem, że z chęcią to zrobicie, chłopak wyznaje mi, że jego mama nie żyje, a ja myślę o tym, żeby go wypieprzyć.
- Pierwszego lutego. - przytaknąłem.
- Ściągaj buty, spodnie są dobre, obkręć się. Niezły tyłek. - skomentowałem kiedy znów stał przede mną przodem.
- Oh dziękuję? Chy-yba?
- Dobrze więc, ja mam jedną siostrę Lottie ale to pewnie już wiesz, jest wredną suką, moja mama pracuje w sklepie odzieżowym w galerii, ojciec z nami nie mieszka, a urodziny mam dwudziestego czwartego grudnia. Najgorsza data.
- Dla mnie jest fajna.
- Fajna? A co w tym fajnego, że zamiast świętować swoje urodziny musze siedzieć z rodziną.
- Może dlatego, że... - nie dokończył.
- Kontynuuj. - machnąłem ręką.
- Że byłeś ich najlepszym prezentem na święta.
- Nie sądzę. - wzruszyłem ramionami - Chodź. - złapałem go za dłoń, a on ją zabrał. - Daj mi ją, musimy wyglądać prawdziwe. - ponownie ją chwyciłem i zeszliśmy na dół.
- Dobry wieczór.
- Witaj, Harry, tak? - przytaknął - Jestem Jay, idźcie do salonu zaraz was zawołam.
Usiedliśmy na kanapie.
- Mam już tego dość. - westchnąłem.
Po pięciu minutach nasza czwórka zasiadła do stołu. Lottie jak go zobaczyła wybuchła śmiechem. Oczywiście znała go, chodziła do tej samej szkoły co ja. Niestety. - Lou? - upiłem łyk soku i podniosłem brew. - Co robi tu Marcel? Ty i on? To możliwe?
- Jak widzisz.
- Ty i największy kujon w szkole?
- Możesz się już zamknąć? - wysyczałem.
- Louis język! - skarciła mnie rodzicielka. Nie ułatwiała mi tego. Spojrzałem na loczka, miał spuszczony i zarumienione policzki. Westchnąłem, trzeba grać dalej. Położyłem dłoń na jego i mruknąłem "nie przejmuj się nią".
-Miło mi cię w końcu poznać Harry.
- Mnie również. - delikatnie się uśmiechnął.
- Ile jesteście razem jeżeli mogę zapytać?
- Już to zrobiłaś. - odezwałem się chamsko.
- Louis, bądź grzeczniejszy dla swojej mamy. - że co?! Czy on myśli, że poprzez udawanie mojego chłopaka może mi mówić co mam robić? Próbowałem nie pokazywać swojej złości, wziąłem głęboki wdech. Później z nim o tym porozmawiam i jeszcze co on taki odważny się stał?
- Jasne wybacz, miesiąc.
- I dopiero teraz się o tym dowiaduje? - zapytała z lekkim oburzeniem.
- Nie czuje potrzeby w zwierzniu ci się. - olała moją odpowiedź.
- Gdzie pracują twoi rodzice?
- Tata pracuje w firmie.
- A twoja mama? - cholera.
- O-ona. - zająkał się, postanowiłem ratować sytuacje.
- Możemy ominąć ten temat?
- Oh dobrze. - zaczęliśmy dalej jeść w ciszy, którą ona ponownie przerwała. - Jak ci idzie w szkole Harry?
- Dobrze.
- Dobrze? Stary ty jesteś najlepszym uczniem z całej szkoły. - zarumienił się na słowa mojej siostry.
- Mógłbyś pomóc Lou jakbyś chciał.
- Mamo.
- Zamiast się ze sobą zabawiać potajemnie po nocach możecie się uczyć i nie, nie chodzi mi o poznawaniu ciała z biologii w praktyce. - na te słowa zaczął się ktusić, poklepałem go po plecach jednocześnie obdarowując ją morderczym spojrzeniem, pokój wypełnił głośny śmiech Lottie.
Po kolacji, która bardziej przypominała przesłuchanie udaliśmy się do mojego pokoju. Opadłem na łóżko i westchnąłem.
- W końcu wolni. - spojrzałem w stronę wejścia. - Masz zamiar się ruszyć?
- Um t-tak. - niepewnie do mnie podszedł i prosto usiadł na posłaniu, ściągnąłem koszulkę. - Ładny pokój. - skomentował.
- Dzięki. - spojrzał na mnie i gwałtownie zaciągnął się powietrzem, cały się rumieniąc.
- Podoba ci się, hm? - zaśmiałem się, zawstydzony odwrócił wzrok.
- T-twoja ma-ama pozwoliła c-ci na tatua-aże? - pytając o to wzrok miał wbity w dywan. Miałem ochotę się z nim podrażnić, przesunąłem się na łóżku, tak, że moje nogi były po obu stronach jego ciała, położyłem dłonie na jego ramionach. - Nie wie o nich. - szepnąłem mu do ucha.
- Lou-uis mógłby-yś się od-dsunąć?
- Czemu? - zjechałem dłońmi po jego plecach i objąłem go w pasie. - Niewygodnie ci? - musnąłem nosem jego kark.
- N-nie t-to znaczy-y...
Jego wypowiedź przerwała matka, która weszła bez pukania do mojego pokoju. - Louis.
- Ile razy ci mówiłem, że masz pukać?
- Przeszkadzam w czymś?
- Jakbyś nie zauważyła. - sięgnąłem po koszulkę i założyłem ją na siebie, a następnie wstałem. Spojrzałem na "mojego chłopaka", ledwo oddychał i był cały czerwony, aż tak na niego działam? Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Chciałam się tylko zapytać czy tata Harrego po niego przyjedzie, zaczęło padać, a ja mam samochód w naprawie. Harry?
- Oh tak. - zachichotałem, skoro tylko to tak na niego działa to co to by było gdybyśmy się...
- Dobrze, to zadzwoń do niego kiedy będziesz się zbierał.
- To znaczy nie. - matka spojrzała na niego pytająco. - Mojego taty nie ma, jest w delegacji. - parsknąłem śmiechem - ponownie.
- Możesz spać tutaj. - zaproponowałem, bawienie się z nim - a raczej nim - mi pasowało.
- Oh nie, n-nie. Pójdę j-już.
- Harry, na zewnątrz pada! Nie puszcze cię w taką ulewe. Możesz spać w pokoju Lou, a on się prześpi na kanapie w salonie.
- Chyba sobie żartujesz. Sama sobie na niej śpij, a później nie będziesz mogła się ruszyć. - westchnęła - może spać ze mną.
- Louis nie.
- Jezu nic nie będziemy robić albo będziemy cicho.
- Louis!
- A tak serio nic się nie będzie dziać. - tak myśl - dodałem w głowie.
- Dobrze ten jeden pierwszy i ostani raz. Dobranoc. - wyszła.
- Idź weź prysznic łazienka jest tam - pokazałem za siebie - Ja pójde po poduszkę.
Zszedłem na dół, wyjąłem z sofy jedną, a następnie z komody pościel i założyłem ją na nią. Kiedy wróciłem na górę z drugiego pomieszczenia było słychać lecącą wodę, przysiadłem na łóżku.
Może uda mi się z nim coś zrobić. W sumie zaproponowałem mu, że pokaże mu jak zachowywać się w stosunku do drugiego chłopaka.
- Nie wszystko od razu Lou. - szepnąłem do siebie i stanąłem przed szafą wybierając dla niego jakieś ciuchy, następnie podszedłem do drzwi i zapukałem, nie dostałem żadnej odpowiedzi, wywróciłem oczami. Zgasiłem i zapaliłem światło w łazience.
- Tak?
- Ubrania! Położę je koło drzwi. - otworzyłem drzwi, położyłem rzeczy na ziemi i wróciłem do szukania ich dla siebie.
Kiedy on wyszedł, ja zająłem pomieszczenie, szybko się umyłem i wróciłem do pokoju. Zgasiłem główne światło i zapaliłem lampkę nocną, położyłem się na łóżku od strony ściany.
- No chodź. - mruknąłem do niego, powolnie wstał z krzesła przy biurku i niepewnie się koło mnie położył, tyłem. Musi mi to wszystko utrudniać? - Odwróć się. - nic. Złapałem go za biodro i przewróciłem na plecy, głowę dalej miał odwróconą w drugą stronę. - Spójrz na mnie. - chwyciłem go za podbródek, jego wzrok był spuszczony w dół, a policzki jak zwykle były zarumienione.
- S-skoro nie jesteś peł-łnoletni to skąd j-je masz? - zmarszczyłem brwi.
- Chodzi ci o tatuaże? - przytaknął - Kiedy byłem na wakacjach u taty zrobił mi je. On nie jest taki jak matka, żyję na luzie. - ponownie przytaknął nic nie mówiąc. - Całowałeś się kiedyś? - spuścił niżej głowę i zaprzeczył ruchem głowy. - A chcesz spróbować?
- C-c-co? - jego wzrok wystrzelił w górę, a oczy były szeroko otwarte.
- Spytałem się czy mogę cię pocałować. - zacząłem gładzić jego policzek.
- T-ty mn-nie-e? - zaśmiałem się w głowie, przecież to nic poważnego, zwykły pocałunek, a on to tak przeżywa. To jest totalna dziewica. Przypomniały mi się słowa Zayna.
- Tak.
- Ale j-ja n-nie...
- Csii. - przyłożyłem palec do jego malinowych ust - Rób to co ja. - ze spojrzeniem utkwionym w jego zielonych tęczówkach przybliżyłem nasze twarze do siebie. Uniosłem się tak, że teraz lewą dłonią głaskałem jego zaróżowiony policzek, a drugą chwyciłem go w pasie i przysunałem nasze ciała bliżej siebie. Kiedy nasze usta się ze sobą złączyły zamknął oczy, a jego rzęsy połaskotały moje poliki. Był to zwykły całus, co nie znaczy, że nie chciałem posunąć się dalej. Odsunąłem się od niego na centymetr - Teraz - szepnąłem w jego usta - Pocałuje cię trochę inaczej. - nie czekając na jego odpowiedź zacząłem poruszać swoimi wargami na jego. Nie odpowiadał. - Musisz robić to co ja. Poruszaj nimi. - zaczął niepewnie. Przeniosłem jego dłoń na swoje plecy i usiadłem na nim okrakiem, ciągnąc go w górę. Wpiłem się w nie mocniej, a on zaczął gładzić mój kark.
Kiedy polizałem jego dolną wargę odsunął się ode mnie. Spojrzał mi w oczy i zepchnął mnie z siebie. Usłyszałem ciche "przepraszam" i już go przy mnie nie było. Przeklnąłem pod nosem, a szło tak łatwo. Wstałem i ruszyłem do łazienki gdzie on siedział na ubikacji.
- Zgaś lampkę jak pójdziesz spać. - wróciłem do łóżka i po kilku minutach zasnąłem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)