sobota, 10 października 2015
Część IV
Kupiłem na wynos kawę i wyszedłem z kawiarni następnie ruszyłem w stronę biblioteki. Pewnie się zastanawiacie po co tam idę, hm? W dodatku w piątek, dzień imprez i pieprzenia innych. Tak, tak właśnie nazywam ten dzień. Otóż to po nieudanej sytuacji z Marcelem, kiedy rano wstałem nie było go przy mnie - na co nie narzekam nie lubię się budzić przy kimś - matka powiedziała mi, że musiał wracać do domu, żeby jego tata się nie martwił jakby już wrócił. Oczywiście to było kłamstwo, wiedziałem to. Matka kazała nam się razem pouczyć do egzaminów, które szczerze mnie nie obchodziły. Nie poszedłbym gdyby nie fakt, że ja Tommo się tak łatwo nie poddaje i jeszcze wypieprzę go, a on zapomni przy tym jak ma na imię.
Upałem łyk cieczy i wszedłem do budynku, ruszyłem na sam koniec pomieszczenia, po drodze mijając tylko bibliotekarkę, no tak piątek, kto normalny siedzi tu w ten dzień?
W końcu go ujrzałem, a mój żołądek zrobił fikołka. Serio. Jak. On. Mógł. To. Na. Siebie. Założyć?! Ten sam zestaw co zawsze tyle, że o kolorze zgniłej zieleni.
- Gorszych nie znalazłeś? - podskoczył na krześle.
- Oh cz-cześć. O czym m-mówisz?
- O tych szmatach. - wskazałem na jego ciuchy. Zarumienił się i spuścił wzrok. - Typowe. - mruknąłem do siebie. Odsunąłem krzesło i usiadłem koło niego, odstawiłem kubek i spojrzałem w jego książki. - Co dla nas przygotowałeś?
- M-matematyka.
- Stary przy pierwszym zdaniu z twojego tłumaczenia tego gówna zasnę.
- Oh. Ja, twoja mama powiedziała...
- Jakbyś nie zauważył mam gdzieś jej zdanie. Co powiesz na biologię? - poruszyłem znacząco brwiami.
- A-ale.
- Jezu Chryste dawaj tą matematykę.
Po godzinie - hej! To i tak długo jak dla mnie - wstałem i zażądałem przerwy. Ruszyłem w stronę siedzeń wypchanych przez kulki i z westchnieniem na jedną z nich opadłem.
- Powiedzmy - zacząłem - że to rozumiem, a teraz należą mi się pewne wyjaśnienia Panie nie-umiem-się-nawet-ubrać.
- J-jakie wyjaśnien-nia? - wstałem, złapałem go za ramię i zaprowadziłem nas na zielone siedzenie. Usiadłem i pociągnąłem go w dół, a on opadł na moje uda.
- C-co ty r-robisz? - zacząłem robić kółka w dole jego pleców.
- Nic nie robie. Siedzimy tylko. Wyjaśnisz mi czemu uciekłeś? - pomachał przecząco głową. - No mów, pamiętaj, że moja cierpliwość ma swoje granice.
- B-bo ty mn-nie poca-ałowałeś. - wydusił z siebie.
- Tak, wiem. No i co z tego?
- I ja my-yślałem...
- To lepiej nie myśl. - ścisnąłem jego biodro. - Powinieneś mnie jakoś przeprosić? - Jak? - jego oczy się poszerzyły.
- Hmm, niech ja pomyślę. - spojrzałem na jego malinowe usta. O tak, tego właśnie chcę. Przybliżyłem swoją twarz do jego. - Tak. - złączyłem nasze wargi i zacząłem leniwie nimi poruszać, on nie wykonywał żadnego ruchu. - Masz zamiar odpowiedzieć?
- Uh j-ja... - znowu mu przerwałem tym razem moimi ustami. Zacząłem nimi szybko poruszać. Dzisiaj spróbujemy czegoś innego. Kiedy jego zaczęły się powoli poruszać musnąłem je moim językiem na co on się odsunął. Przeklnąłem pod nosem.
- Co ty ro-obisz? - przewróciłem oczami.
- To jest inny rodzaj pocałunku. Słuchaj. - położyłem dłoń na jego udzie - Ty mnie uczysz tego całego gówna związanego ze szkołą, a ja cię za to poucze kilku rzeczy, które przydadzą ci się kiedyś kiedy będziesz w jakimś związku. - o ile będziesz - dodałem w głowie.
- A-ale ja t-tego nie potrzebu-uje.
- Oczywiście, że tak, a teraz daj mi się w końcu normalnie pocałować Marcel. Bez przerywania. - spojrzałem w jego oczy. Nieśmiało przytaknął. - Po prostu rób to co ja.
Przy tym pocałunku pozwolił mi na złączenie naszych języków razem. Zrobiło mi się gorąco, niewinny chłopak siedzący na moich udach, moja ręka na jego biodrze, a druga na udzie - które od czasu do czasu ściskałem. Objął mnie i złączył swoje dłonie za moim karkiem, poczułem jak chwyta moje włosy i lekko za nie ciągnie.
Tak, było mi cholernie gorąco. Westchnąłem w jego usta i przygryzłem jego wargę, przeniosłem dłoń z biodra i umieściłem ją na jego tyłku, no kurwa zaraz mi stanie! Ścisnąłem jego pośladek i polizałem podniebienie.
- N-nie. - wstał i stanął w takiej odległości, że nie mogłem go dotknąć.
- Znowu. - jęknąłem i potarłem twarz dłońmi. - Co tym razem? - zapytałem zirytowany.
- T-ty i j-ja...
- Co my?
- B-bo. - serio nigdy nie widziałem tak zarumienionej twarzy jaką on miał w tym momencie. Spojrzałem na jego krocze i się zaśmiałem.
- Nie mów, że ci nigdy nie stanął. - wybuchłem śmiechem. Serio? On ma siedemnaście lat! To jest możliwe? Chłopak spuścił wzrok na dół i zakrył swoją erekcje. Ciekawe ile ma centymetrów - przeszło mi przez myśl.
- M-możemy wrócić d-do mate-ematyki?
- Chyba cię powaliło, myślisz, że teraz będę wstanie coś z tego zapamiętać? - wzruszył ramionami. - Do kończymy to innym razem. Może pomóc ci z problemem? - zaśmiałem się. Wstałem i podszedłem do niego, położyłem dłonie na jego ramionach . - Ja idę. Mam dziś wieczorem imprezę, a w planach co do niej wypieprzenie kogoś. Więc ostatni całus? Hm? - nie czekając na jego odpowiedź pocałowałem go w usta.
- Znajdzie sobie inne miejsce do migdalenia się! - usłyszałem pracownicę.
- Spierdalaj stara szmato. - mruknąłem, ścisnąłem jego tyłek i odeszłem. - Narazie!
Moja mała lista poszła w ruch.
• Pocałunek
• Pocałunek z języczkiem.
Nie mogę się doczekać następnego punktu ale to za tydzień. Szykuj się Marcel na swoją pierwszą imprezę!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz