Ostatni przed epilogiem:)
Pisane z narracji. Jakoś zaczęłam pisać początek zapominając o tym, że mam pisać w pierwszej osobie iii tak.
Pytanie do Was, wolicie kiedy pisze z tej perspektywy? Jeżeli tak, to napisze z niej epilog:)
Jak pojawią się jakieś błędy to piszcie bo nie mam sił już sprawdzać.
Plus, muszę napisać dwa epilogi i to mi zajmie trochę czasu, mniej więcej wiem jak to zakończyć, więc w ciągu tygonia lub więcej zależy czy mi szkoła na to pozwoli się pojawią:)
Nie pytajcie dlaczego Louis w tym momencie chodzi po markecie i kupuje różne dobre rzeczy. Po prostu czuje się jak chuj, nie może uwierzyć w to, że się zgodził na ten układ. Bo co jeśli faktycznie coś do niego czuje? Wtedy będzie musiał go okłamywać, albo powiedzieć prawdę. Osobiście oby dwie wersje są według niego do dupy.
Zastanawia się jaka jest jego ulubiona potrawa. Znają się miesiąc, a on nic o nim nie wie. Tak, Louis ma ochote walnąć głową o półkę w dziale z przyprawami. Decyduje, że zrobi zwykłe spaghetti bolognese i od razu dowie się co on lubi. Idealne rozwiązanie. Oczywiście Tomlinson wie, że dzisiaj jest piątek, wie, że w ten dzień ojciec Loczka wyjeżdża aż do niedzieli, to bardzo ułatwia mu sytuację i myśli, że życie chyba nienawidzi go. Nie aż tak. Więc kupuje rzeczy na kolacje (na którą się wprosi bo dalej nie dostał sms'a) i na mini deser po niej.
Wszystkie rzeczy włożył do plecaka, następnie wsiadł na rower (przeklinając w myślach, że nie ma prawka) i pojechał pod znany biały dom. Widząc, że na podjeździe nie ma czarnego samochodu jego ojca z uśmiechem odkłada rower i puka. Po czasie stoi przed nim on. Ma na sobie jeden ze starych sweterków, które jak pamięta Louis ubierał zawsze w zimę i zwykłe szary dresy. Na nosie znajdują się wielkie okulary, ale Louis uważa ten widok za uroczy. Harry patrzy na niego z nieodganionym wyrazem twarzy po czym wzdycha i przepuszcza mniejszego w drzwiach.
- Wpraszam się na kolacje! - informuje go idąc do kuchni, wcześniej oczywiście zdejmując buty.
- C-co?
- Nie dałeś mi znaku życia, więc postanowiłem sam zadbać o nasz wspólny czas. - uśmiechnął się czarująco i zaczął wyciągać rzeczy z plecaka. - Wybacz, nie wiem co lubisz więc postanowiłem zrobić spaghetti, to nie problem?
Harry dalej stał w szoku.
- C-co?
- Co, co?
- Um nic. - spuścił głowę - I jest okey.
- Pomijając fakt, że jestem kaleką w gotowaniu i mam nadzieje, że przynajmiej mi to wyjdzie. - usłyszał chichot większego.
- C-co ci przygotować? - zapytał kiedy stał przy szafkach.
- Um, patelnie, olej i garnek. - mówiąc to wpatrywał się w instrukcję, która znajdowała się na słoiku od sosu. Louis naprawdę modlił się żeby nie spalić mu domu. - I jakąś drewnianą łyżkę czy jak to się nazywa. Wiesz takie jak łyżka, ale proste i tak właśnie to.
Kiedy Louis próbował zrobić ich kolacje, Harry powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem. To jak uciekał przed rozgrzanym olejem, który tryskał na boki kiedy smażył mięso. Lub to jak robił to samo z wrzuceniem makaronu do wrządku. Zdecydowanie Louis nie nadawał się na kucharza. Zdecydowanie.
Kiedy sos z mięsem był gotowy czekali na makaron.
- Więc jakie jest twoje ulubione danie? - zapytał. Harry wzruszył ramionami.
- Nie mam, lubie du-użo rzeczy.
- A tak mniej więcej?
- Um. - przygryzł delikatnie wargę zastanawiając się - Chyba n-naleśniki ze szpinakiem.
- Szpinak? Bleh! - Louis zrobił zdegustowaną minę.
- Hej! Szpinak jest smaczny. - w odpowiedzi dostał szybkie zaprzeczanie głową od Lou.
Po skończonym posiłku usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać. Louis chciał się czegoś o nim dowiedzieć, co przyjął to do wiadomości Harry z wielkim rumieńcem.
Harry co raz mniej się jąkał, a Louis dalej nie wymówił jego imienia.
- Obejrzymy coś? - zapytał niższy.
- Um okey.
- To wybierz nam film, a ja idę zrobić krem czekoladowy.
Louis poszedł do kuchni i za pomocą instrukcji zaczął robić krem czekoladowy. W tym czasie Harry siedział na kanapie z nogami przyciśniętymi do klatki i zastanawiał się co tu się dzieje. Louis nie przychodzi do niego jeżeli czegoś nie chce. Poprawił okulary i westchnął. Czego tym razem szatyn chce? Harry wiedział, że nie postępuje słusznie i nie powinien się na to zgadzać, ale miał swoje malutki sekret, no może i dwa. Jęknął i oparł czoło o kolana, czuł się do dupy. Siedział tak przez cały czas obiecując sobie, że na nic się nie zgodzi.
- Wybrałeś coś? - zapytał Tommo wchodząc do salonu z dwoma małymi, szklanymi miseczkami, w których znajdowała się słodycz, a na nich były maliny.
- Um, n-nie. Nie oglą-ądam zazwyczaj fi-ilmów i nie wiem c-co możemy obejrzeć.
- To co ty robisz w wolnym czasie? - podniósł brew i podał mu deser.
- Um, rysuje, czytam l-lub pisze.
- Masz na myśli te wszystkie głupie fanfiction?
- N-nie. - tak.
- To co w takim razie?
- A ty c-co robisz? - próbował zmienić temat.
- Uh, dużo tego. - spojrzał na stolik do kawy, który znajdował się przed nimi, zmarszczył brwi i przygryzł wargę - Zazwyczaj imprezuje, wychodzę do kina czy gram na komputerze lub w nożną. Nic specjalnego.
Zapanowała ponownie cisza, więc zabrali się za jedzenie czekoladwego kremu. Louis próbował się nie podnicić kiedy widział jak Harry oblizuje łyżeczkę, lub zbiera go ze swoich ust językiem. Ten dupek chyba nawet nie wie ile siły musi włożyć w to, żeby go nie wziąść tu i teraz. Żeby nie obsmarować jego ciała tą słodkością, a następnie zlizać to wszystko i zabrać się za lizanie jego słodkiej dziurki. Tomlinson próbował nie jęknąć, szybko dokończył swój posiłek i odstawił puste naczynie na stolik.
- To co będziemy robić? - zapytał.
- N-nie wiem.
Louis ukradkiem zerknął na zegar 20. Miał nadzieje, że uda mu się zostać na noc, wiedział, że będzie musiał się kontrolować, co było dla niego wielkim wyzwaniem.
- Masz jakieś gry?
- Nie.
- Um, jakiś film może jednak?
- N-nie lubię.
- Uh, to nie wiem. - oparł się wygodniej o kanape.
- P-poczekaj. - Harry wstał.
- Gdzie idziesz?
- Do swojego p-pokoju.
- Pójdę z tobą. - szatyn wstał i zaczął iść w kierunku pokoju wyższego - Będziesz tak stał? - zapytał ze schodów i poszedł dalej, kiedy wszedł do pomieszczenia zapalił światło i usiadł na łóżku czekając. Kiedy Harry się pojawił podszedł do komody i wyjął z niej gry planszowe?!
- To też robisz w wolnym czasie? - zerknął na niego z rozbawieniem, na co Harry się zarumienił.
- Czasami. - położył przed szatynem szachy, domino, karty i jakieś gry planszowe.
- Okey? W co chcesz grać?
- Um, uno? - wskazał na karty.
- Okey?
Styles zaczął tasować i rozdał po pięć kart każdemu. Kiedy Harry położył żółtą kartę z liczbą pięć, Louis nie wiedział co dalej ma zrobić, więc położył na nią czerwoną kartę z numerem dwa. Harry podniósł wysoko brwi i spojrzał na niego z uśmiechem.
- Wiesz jak się gra?
- Nie. - zakłopotany Louis podrapał się po karku - Wyjaśnisz mi? - Harry cicho zachichotał.
- Okey. - westchnął i zaczął mu tłumaczyć jak gra się w tą gre, na początku kiedy mówił, że musi on mieć, albo ten sam kolor karty, albo tą samą liczbę trochę się jąkał, ale po tłumaczeniu mu innych zdarzało mu się to rzadko. Więc zaczęli grać, co Lou się znudziło po dziesięciu minutach.
- Masz coś innego? - Harry przytaknął, wstał i poszedł po inną rozrywkę - Serio kurwa?
- L-lubie ją. - Loczek postawił przed nim grę, która polega na 'złowieniu' jak najwięcej ryb.
- Niech będzie. - westchnął Louis. Zastanawiał się czy może wyjść i dołączyć do reszty i się upić, czy zostać tu.
- To jest pojebane! - krzyknął zirytowany - Jakim prawem masz już tyle tych jebanych ryb, a ja tylko pięć! - walnął pięścią o swoje kolano.
- Musisz pocze-ekać, aż jej buzia...
- Buzia. - prychnął.
- Się zam-mknie.
Zagrali jeszcze w dwie inne gry i Louis naprawdę był lekko na nie wkurzony i tak Louis chciał, żeby ta złość wyparowała przez pocałunek z nim, ale wiedział, że nie może, bo zostanie wywalony z domu. Marcel musiał mu zaufać, wiedział, że o tak się z nim nie prześpi. Dogadzanie sobie w tamte sposoby, a pieprzenie się to zupełnie co innego. I tak Louis chciał iść teraz pod prysznic i szybko sobie obciągnąć.
- Um, jest już późn-no. - zauważył Styles.
- Jest. - zaczął wkładać rybki na swoje miejsce.
- Nie zadzw-wonisz po swoją mame-e?
- Nie.
- Dlacze-ego?
- Bo jej nie ma w domu, pojechała do mojej ciotki.
- Oh. - Louis zaczął zbierać reszte rzeczy.
- Lottie zaprosiła do nas Eda i nie chce wiedzieć co oni tam robią. - skrzywił się.
- Um.
- Zbieram się. - musiał się upić.
- Okey.
- Przestań. - wstał i usiadł mu na kolanach - Przestań być tak bardzo nieśmiały i niewinny, bo nie wytrzymam kiedyś ze stałą erekcją przez ciebie. - Louis zachichotał, Harry się zarumienił. Tommo założył mu ręce za szyję i schylił się do pocałunku. Lekko przygryzł jego dolną wargę, aby później ją polizać i zakończyć to na słodkim pocałunku. Mimo, że Harry nie chciał, objął go w pasie. Louis był tym co przerwał go.
- Do jutra. - cmoknął malinowe usta ostatni raz.
Ciągłe dzwonienie do drzwi nie dawało mu spokoju, przetarł oczy i spojrzał na zegarek 4:21. Ze zmarszczonym czołem powoli i ostrożnie zszedł na doł.
- Otwieraj! - doszedł go krzyk zza nich.
- Louis. - westchnął kiedy otworzył przed nim drzwi.
- No w końcu. - położył dłonie na biodrach i zrobił naburmuszoną minę - Wiesz ile tutaj czekałem? - wprosił się do środka i ruszył na górę.
- Louis? - Tomlinson olał jego wołania i poszedł dalej, Harry pierwszy raz widział, żeby ktoś się tak zachowywał, zamknął ponownie drzwi i ruszył do siebie.
Na łóżku zauważył Lou, który leżał na boku i patrzył się przed siebie.
- Chodź. - mruknął. Loczek niepewnie usiadł koło niego.
- Roze-ebrać cię, czy dasz sa-am radę? - Louis wzruszył ramionami. Harrego pokrył rumieniec od szyi do policzków. Odpiął guzik od spodni drżącymi dłońmi następnie je powoli i niepewnie zdjął, wcześniej zdejmując jego buty. Postanowił zostawić na nim bluzkę, ruszył do kuchni po butelkę wody i szklankę, wrócił do szatyna i nalał do nazynia cieczy. Louis wypił wszystko i opadł na poduszki.
- Jestem chujem. - w końcu się odezwał kiedy Harry położył się obok i zgasił światło. Styles postanowił nie odpowiadać.
- Uważasz, że nim jestem? Pewnie tak. - wybełkotał. Styles przykrył ich kołdrą - Jestem okrutny. - położył się na bok i dalej słuchał paplaniny Tomlinsona.
- Przytulisz mnie? - usłyszał i odwrócił się w stronę chłopaka, niepewnie objął go w pasie, a szatyn natychmiast wtulił się w jego klatkę i wciągnął przyjemny zapach drugiego chłopaka.
- Nie zasługuje na ciebie. - ciągnął dalej - Nie zasługuje na nikogo! - po policzku Lou zleciała pojedyńcza łza.
- Csii.
- Nie. - jęknął.
- Idź spać Lou.
- Nie. - dalej protestował - Jesteś fajną poduszką, wiesz? Taki wygodny. - na ustach zielonookiego pojawił się malutki uśmieszek - Podusiaa. - zachichotał - Zostaniesz moją podusią? - spojrzał w oczy Hazzy.
- O-okey?
Po tym nastała cisza, Loczek pomyślał, że on zasnął, więc sam postanowił zapaść w sen.
- Branoc Harry. - szatyn szepnął i złożył delikatny pocałunek na jego ustach i serce Harrego się zatrzymało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz