sobota, 10 października 2015

Część III


- Skapnie się. - odezwał się Zayn. Byliśmy u mnie w pokoju, ja leżałem na łóżku i podrzucałem piłeczkę do pinponga, a on siedział na krześle przy biurku i kręcił się na nim. 
- Pesymista. - mruknąłem.
- Mówię ci stary, narobisz sobie jeszcze większego bagna.
- Nie pomagasz.
- Louis! Ty nawet nie pamiętasz jak on ma na imię! 
- Henry. - spojrzałem na niego i przerwałem podrzucanie.
- Harry. To ja je raz usłyszałem i je pamiętam. - przewróciłem oczami.
- Podaj mi długopis. - usiadłem prosto na posłaniu. Złapałem przedmiot, który mi przyjaciel rzucił i zapisałem sobie na nadgarstku Harry. - Problem z głowy. 
- Zapisz siebie jeszcze kiedy ma urodziny,  imiona rodziców i rodzeństwa o ile je ma, ulubiony kolor, ulubioną potrawę i...
- Zamknij się. - opadłem na poduszki. 
- O której przychodzi? - zapytał po chwili ciszy, spojrzałem na zegarek. 
- O dziewiętnastej za jakąś godzinę. 
- To już osiemnasta?
- Jesteś gdzieś umówiony? - spojrzałem na przyjaciela. 
- Idziemy wszyscy do klubu. 
- Wszyscy czyli? 
- Ja, Niall, Liam, Perrie, Dani i Ed.
- Nienawidzę jej. - zakryłem twarz dłońmi. 
- Nie będzie aż tak źle. - parsknął śmiechem. 
- Wcale, kiedy wy będziecie pić bez umiaru, tańczyć ja będę musiał siedzieć z wredną siostrą, matką i największym kujonem w szkole. Chociaż... 
- Tommo co ci chodzi po głowie? - zapytał z przerażeniem. 
- Mogę się z nim trochę pobawić. - uśmiechnąłem się. 
- Rób co chcesz. - zaśmiał się. - Tylko z umiarem. 
- To znaczy? 
- Nie zmuszaj go do niczego. To jest totalna dziewica.
- Wiem, wiem. Będzie trudno ale warto go trochę pomęczyć. - Malik wstał i założył plecak na ramię.
- Louis. - do pokoju weszła matka. 
- Co?
- O Zayn już idziesz?
- Tak, umówiłem się z... z Liamem.
- Pozdrów go.
- Po co tu przyszłaś? - odwróciła się do mnie.
- Jak on ma na imię? 
- Kto? - Zayn walną się z otwartej dłoni w czoło za nią.
- Jak to kto? Twój chłopak. 
- Ah no tak! - miałem spojrzeć na nadgarstek ale Malik mnie wyprzedził. 
-Harry.
- Tak Harry. - dodałem głupio, po chwili zostałem sam w pokoju. - Za jakie grzechy. - rzuciłem mocno piłką, odbiła się od sufitu i spadała prosto na moje czoło. - Kurwa!

~•~•~•~

Kiedy zadzwonił dzwonek zbiegłem szybko na dół krzycząc "otworze!". Musiałem najpierw zobaczyć jak się ubrał i dowiedzieć się paru rzeczy o nim w niecałe 10 minut. Przekręciłem klucz w zamku i je otworzyłem. 
- Cześć. 
- Hej. - wpuściłem go do środka, złapałem za rękę i zaprowadziłem do siebie oznajmiając wcześniej matce, że zaraz przyjdziemy. Zamknąłem drzwi i się o nie oparłem.
- Zdejmij płaszcz. - nieśmiało to zrobił jakby się bał mojej reakcji. Podszedłem do niego i zacząłem podwijać rękaw jego białej koszuli. 
- Masz rodzeństwo? 
- Nie. - jego skóra była gładka i blada. Musze przyznać, że całkiem lepsza od tych innych, z którymi się pieprzyłem, przyjemna w dotyku i... stop! Masz się z nim tylko zabawić. 
- Czym się zajmują twoi rodzice? - zacząłem robić to samo z jego drugim rękawem. 
- Tata pracuje w firmie. 
- A mama?
- O-ona n-nie... - nie dokończył. 
- Co ona nie?
- N-nie ż-żyje. - w jego oczach pojawiły się łzy. - Rak. - wyszeptał. 
- Oh przykro mi. 
- M-możemy o t-tym...
- Jasne. - przerwałem mu. - Um kiedy się urodziłeś? - rozpiąłem dwa guziki od góry.  Z chęcią bym ją całą rozerwał i wykorzystał tego niewinnego chłopaka ale cóż za to musze siedzieć z nim na kolacji  w dodatku z matką. Zabijecie mnie? Proszę. Wiem, że z chęcią to zrobicie, chłopak wyznaje mi, że jego mama nie żyje, a ja myślę o tym, żeby go wypieprzyć. 
- Pierwszego lutego.  - przytaknąłem.
- Ściągaj buty, spodnie są dobre, obkręć się. Niezły tyłek. - skomentowałem kiedy znów stał przede mną przodem. 
- Oh dziękuję? Chy-yba?
- Dobrze więc, ja mam jedną siostrę Lottie ale to pewnie już wiesz, jest wredną suką, moja mama pracuje w sklepie odzieżowym w galerii, ojciec z nami nie mieszka, a urodziny mam dwudziestego czwartego grudnia. Najgorsza data.
- Dla mnie jest fajna.
- Fajna? A co w tym fajnego, że zamiast świętować swoje urodziny musze siedzieć z rodziną. 
- Może dlatego, że... - nie dokończył. 
- Kontynuuj. - machnąłem ręką. 
- Że byłeś ich najlepszym prezentem na święta. 
- Nie sądzę. - wzruszyłem ramionami - Chodź. - złapałem go za dłoń, a on ją zabrał. - Daj mi ją, musimy wyglądać prawdziwe. - ponownie ją chwyciłem i zeszliśmy na dół. 
- Dobry wieczór. 
- Witaj, Harry, tak? - przytaknął - Jestem Jay, idźcie do salonu zaraz was zawołam. 
Usiedliśmy na kanapie. 
- Mam już tego dość. - westchnąłem.
Po pięciu minutach nasza czwórka zasiadła do stołu. Lottie jak go zobaczyła wybuchła śmiechem. Oczywiście znała go, chodziła do tej samej szkoły co ja. Niestety. - Lou? - upiłem łyk soku i podniosłem brew. - Co robi tu Marcel? Ty i on? To możliwe? 
- Jak widzisz. 
- Ty i największy kujon w szkole? 
- Możesz się już zamknąć? - wysyczałem.
- Louis język! - skarciła mnie rodzicielka. Nie ułatwiała mi tego. Spojrzałem na loczka, miał spuszczony i zarumienione policzki. Westchnąłem, trzeba grać dalej. Położyłem dłoń na jego i mruknąłem "nie przejmuj się nią".
-Miło mi cię w końcu poznać Harry.
- Mnie również. - delikatnie się uśmiechnął. 
- Ile jesteście razem jeżeli mogę zapytać? 
- Już to zrobiłaś. - odezwałem się chamsko.
- Louis, bądź grzeczniejszy dla swojej mamy. - że co?! Czy on myśli, że poprzez udawanie mojego chłopaka może mi mówić co mam robić? Próbowałem nie pokazywać swojej złości, wziąłem głęboki wdech. Później z nim o tym porozmawiam i jeszcze co on taki odważny się stał? 
- Jasne wybacz, miesiąc. 
- I dopiero teraz się o tym dowiaduje?  - zapytała z lekkim oburzeniem. 
- Nie czuje potrzeby w zwierzniu ci się. - olała moją odpowiedź. 
- Gdzie pracują twoi rodzice? 
- Tata pracuje w firmie. 
- A twoja mama? - cholera.
- O-ona. - zająkał się, postanowiłem ratować sytuacje. 
- Możemy ominąć ten temat? 
- Oh dobrze. - zaczęliśmy dalej jeść w ciszy, którą ona ponownie przerwała. - Jak ci idzie w szkole Harry?
- Dobrze. 
- Dobrze? Stary ty jesteś najlepszym uczniem z całej szkoły. - zarumienił się na słowa mojej siostry. 
- Mógłbyś pomóc Lou jakbyś chciał. 
- Mamo.
- Zamiast się ze sobą zabawiać potajemnie po nocach możecie się uczyć i nie, nie chodzi mi o poznawaniu ciała z biologii w praktyce. - na te słowa zaczął się ktusić, poklepałem go po plecach jednocześnie obdarowując ją morderczym spojrzeniem,  pokój wypełnił głośny śmiech Lottie.

Po kolacji, która bardziej przypominała przesłuchanie udaliśmy się do mojego pokoju. Opadłem na łóżko i westchnąłem.
- W końcu wolni. - spojrzałem w stronę wejścia. - Masz zamiar się ruszyć? 
- Um t-tak. - niepewnie do mnie podszedł i prosto usiadł na posłaniu, ściągnąłem koszulkę. - Ładny pokój. - skomentował. 
- Dzięki. - spojrzał na mnie i gwałtownie zaciągnął się powietrzem, cały się rumieniąc.
- Podoba ci się, hm? - zaśmiałem się, zawstydzony odwrócił wzrok.
- T-twoja ma-ama pozwoliła c-ci na tatua-aże? - pytając o to wzrok miał wbity w dywan. Miałem ochotę się z nim podrażnić, przesunąłem się na łóżku, tak, że moje nogi były po obu stronach jego ciała, położyłem dłonie na jego ramionach. - Nie wie o nich. - szepnąłem mu do ucha.
- Lou-uis mógłby-yś się od-dsunąć?
- Czemu? - zjechałem dłońmi po jego plecach i objąłem go w pasie. - Niewygodnie ci? - musnąłem nosem jego kark.
- N-nie t-to znaczy-y...
Jego wypowiedź przerwała matka, która weszła bez pukania do mojego pokoju. - Louis.
- Ile razy ci mówiłem, że masz pukać?
- Przeszkadzam w czymś? 
- Jakbyś nie zauważyła. - sięgnąłem po koszulkę i założyłem ją na siebie, a następnie wstałem. Spojrzałem na "mojego chłopaka", ledwo oddychał i był cały czerwony, aż tak na niego działam? Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Chciałam się tylko zapytać czy tata Harrego po niego przyjedzie, zaczęło padać, a ja mam samochód w naprawie. Harry?
- Oh tak. - zachichotałem, skoro tylko to tak na niego działa to co to by było gdybyśmy się...
- Dobrze, to zadzwoń do niego kiedy będziesz się zbierał. 
- To znaczy nie. - matka spojrzała na niego pytająco. - Mojego taty nie ma, jest w delegacji. - parsknąłem śmiechem - ponownie.
- Możesz spać tutaj. - zaproponowałem, bawienie się z nim - a raczej nim - mi pasowało.
- Oh nie, n-nie. Pójdę j-już.
- Harry, na zewnątrz pada! Nie puszcze cię w taką ulewe. Możesz spać w pokoju Lou, a on się prześpi na kanapie w salonie.
- Chyba sobie żartujesz. Sama sobie na niej śpij, a później nie będziesz mogła się ruszyć.  - westchnęła - może spać ze mną. 
- Louis nie.
- Jezu nic nie będziemy robić albo będziemy cicho.
- Louis!
- A tak serio nic się nie będzie dziać. - tak myśl - dodałem w głowie.
- Dobrze ten  jeden pierwszy i ostani raz. Dobranoc. - wyszła.
- Idź weź prysznic łazienka jest tam - pokazałem za siebie - Ja pójde po poduszkę. 
Zszedłem na dół, wyjąłem z sofy jedną, a następnie z komody pościel i założyłem ją na nią. Kiedy wróciłem na górę z drugiego pomieszczenia było słychać lecącą wodę, przysiadłem na łóżku. 
Może uda mi się z nim coś zrobić. W sumie zaproponowałem mu, że pokaże mu jak zachowywać się w stosunku do drugiego chłopaka.
- Nie wszystko od razu Lou. - szepnąłem do siebie i stanąłem przed szafą wybierając dla niego jakieś ciuchy, następnie podszedłem do drzwi i zapukałem, nie dostałem żadnej odpowiedzi, wywróciłem oczami. Zgasiłem i zapaliłem światło w łazience. 
- Tak? 
- Ubrania! Położę je koło drzwi. - otworzyłem drzwi, położyłem rzeczy na ziemi i wróciłem do szukania ich dla siebie. 
Kiedy on wyszedł, ja zająłem pomieszczenie, szybko się umyłem i wróciłem do pokoju. Zgasiłem główne światło i zapaliłem lampkę nocną, położyłem się na łóżku od strony ściany.
- No chodź. - mruknąłem do niego, powolnie wstał z krzesła przy biurku i niepewnie się koło mnie położył, tyłem. Musi mi to wszystko utrudniać? - Odwróć się.  - nic. Złapałem go za biodro i przewróciłem na plecy, głowę dalej miał odwróconą w drugą stronę. - Spójrz na mnie. - chwyciłem go za podbródek, jego wzrok był spuszczony w dół, a policzki jak zwykle były zarumienione.
- S-skoro nie jesteś peł-łnoletni to skąd j-je masz? - zmarszczyłem brwi.
- Chodzi ci o tatuaże? - przytaknął - Kiedy byłem na wakacjach u taty zrobił mi je. On nie jest taki jak matka, żyję na luzie. - ponownie przytaknął nic nie mówiąc. - Całowałeś się kiedyś? - spuścił niżej głowę i zaprzeczył ruchem głowy. - A chcesz spróbować? 
- C-c-co? - jego wzrok wystrzelił w górę, a oczy były szeroko otwarte.
- Spytałem się czy mogę cię pocałować. - zacząłem gładzić jego policzek.
- T-ty mn-nie-e? - zaśmiałem się w głowie, przecież to nic poważnego, zwykły pocałunek, a on to tak przeżywa. To jest totalna dziewica. Przypomniały mi się słowa Zayna.
- Tak.
- Ale j-ja n-nie...
- Csii. - przyłożyłem palec do jego malinowych ust - Rób to co ja. - ze spojrzeniem utkwionym w jego zielonych tęczówkach przybliżyłem nasze twarze do siebie. Uniosłem się tak, że teraz lewą dłonią głaskałem jego zaróżowiony policzek, a drugą chwyciłem go w pasie i przysunałem nasze ciała bliżej siebie. Kiedy nasze usta się ze sobą złączyły zamknął oczy, a jego rzęsy połaskotały moje poliki. Był to zwykły całus, co nie znaczy, że nie chciałem posunąć się dalej. Odsunąłem się od niego na centymetr - Teraz - szepnąłem w jego usta - Pocałuje cię trochę inaczej. - nie czekając na jego odpowiedź zacząłem poruszać swoimi wargami na jego. Nie odpowiadał. - Musisz robić to co ja. Poruszaj nimi. - zaczął niepewnie. Przeniosłem jego dłoń na swoje plecy i usiadłem na nim okrakiem, ciągnąc go w górę. Wpiłem się w nie mocniej, a on zaczął gładzić mój kark.
Kiedy polizałem jego dolną wargę odsunął się ode mnie. Spojrzał mi w oczy i zepchnął mnie z siebie. Usłyszałem ciche "przepraszam" i już go przy mnie nie było. Przeklnąłem pod nosem, a szło tak łatwo. Wstałem i ruszyłem do łazienki gdzie on siedział na ubikacji.
- Zgaś lampkę jak pójdziesz spać. - wróciłem do łóżka i po kilku minutach zasnąłem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz