poniedziałek, 19 października 2015

Epilog - HAPPY END

 DRUGI EPILOG ZE SMUTNYM ZAKOŃCZENIEM POJAWI SIĘ JUTRO! 

Te dwa epilogi nie będą za bardzo się od siebie różnić!
Tak więc to koniec, wow. Żegnamy się ze smutkiem z Lou i Marcelem *płacze*, ale za to witamy się z punkiem Lou i Hazzą! :) 
Tak więc zapraszam do przeczytania ostatniej części:)

Do: Harry
Masz ochotę na spacer/rower? 

Od: Harry
Okey

Do: Harry
Będę za 15 minut, bierz strój!:)

Od: Harry
Okey

Do: Harry
Znasz jakieś inne słowo?

Od: Harry
...

Przewrócił oczami, spakował ręcznik i kompielówki oczywiście nie zapominając o dwóch innych ważnych rzeczach. Był piątek, tydzień po założeniu się, Louis postanowił dzisiaj to zrobić. Przez cały ten czas do dzisiaj spędzał z Harrym każdą wolną chwilę. Zrobił się wobec niego milszy i czulszy. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że robił to automatycznie, a nie, że musiał. Zaufanie - najważniejsza rzecz w tym wszystkim.
Ze skupieniem analizował to czy wszystko ze sobą zabrał po czym zbiegł na dół.
- Mamo? Gdzie masz klucze od garażu? - kobieta wyszła z salonu i wyjęła je z kieszeni swojej kurtki.
- Bierzesz rower?
- Tak, jedziemy nad jezioro.
- Z Harrym, tak?
- Mhm. - ruszył w stronę wyjścia.
- Lou? - zawołała za nim matka - Ciesze się, że znalazłeś kogoś takiego jak Harry. - powiedziała szczerze. Louis prosił Boga, żeby go stąd zabrał.
- Ja też i em, nie wracam chyba dzisiaj na noc. - kobieta pokiwała przecząco głową z westchnieniem.
- Louis.
- Też cię kocham, pa! - wyszedł z domu i ruszył w stronę garażu, wyciągnął z niego czerwony rower, jak najciszej tylko potrafił odłożył klucze na komode w przedpokoju i ruszył. Czuł się strasznie, ale nie chciał wyjść na mięczaka. Nikt nie odmawia Tomlinsonowi, a on przeleci kogo tylko chce. Tak uważał. Po kilku minutach znajdował się przed znanym domem i zapukał.
- Dzień dobry! - powiedział z fałszywą uprzejmnością.
- Czego chcesz? - zapytał sucho starszy Styles.
- Pana syna? - zły krok.
- Mówiłem ci żebyś się...
- Jezu, zluzuj człowieku. Też mówiłem, że go nawet kijem nie dotknę. - w miły i nadzwyczaj uprzejmy sposób wepchnął się do ich domu i ruszył do pokoju drugiego.
- Gotowy? - zapytał kiedy był już w nim.
- Um, tak. 
Wyszli z domu Harrego i pojechali nad malutkie jezioro, na które rzadko kto przychodził. Może dlatego, że było ono trochę daleko, droga do niego była zakrzaczona i mało osób o nim wiedziało. Po półgodzinnej jeździe dotarli tam. Rowery oparli o drzewo, rozłożyli koc i usiedli na nim. Louis zdjął z siebie ubrania, wyjął z plecaka kąpielówki i zdjął bokserki.
- Co jest? - zapytał ze śmiechem drugiego.
- N-nic. - odpowiedział rumieniąc się.
- Jakbyś mnie takiego nie widział. - powiedział zalotnie i puścił mu oczko, następnie założył je na siebie - Idziemy do wody?
- Um, ok. - Harry powoli zdjął z siebie ubrania, ku nieszczęściu Lou miał na sobie kąpielówki.
Louis nie czekając na niego wskoczył do wody na tak zwaną bombę chlapiąc loczka.
- No wchodź! 
- J-już. - Styles doszedł do brzegu z innej strony i podpłynął do niego. Tommo zaczął pozwoli pływać na plecach i wpatrywał się w błękitne niebo. Za to Harry nie wiedział co ma ze sobą zrobić i stał w miejscu.
- Robimy jakiś zakład? Kto dłużej wytrzyma pod wodą? - zapytał Louis.
- Um, nie.
- Dlaczego? - podpłynął do niego i położył na jego ramionach swoje dłonie.
- Nie chce.
- To może wyścigi? - do głowy Louisa wpadł prosty, ale za to może i skuteczny pomysł - Ten który wygra, może mieć jedno życzenie. - Harry zmarszczył czoło.
- Może wygrany ma dwa, a przegrany jedno? - zaproponował.
- Aż tak chcesz te jedno życzenie? - parsknął śmiechem i podrapał go za uchem - Niech ci będzie. - podpłynęli na brzeg - Trzy, dwa, jeden, start!
I ruszyli, mieli popłynąć do połowy i z powrotem. Na początku Harry wygrywał, ale po sekundzie Louis go wyprzedził. Wyszło na to, że zdyszeni opadli na piasek, Harry z jednym, Louis z dwoma.
Leżeli i próbowali zacząć równomiernie oddychać.
- Więc. - zaczął Lou - Jakie jest twoje życzenie? - spojrzał na niego, jego mokre włosy opadały mu na twarz, więc je z niej zgarnął. Harry mocno się zarumienił.
- Pytanie.
- No mów. - powiedział ciepło i położył się na boku opierając głowę o dłoń.
- Um, dlaczego się ze mną jeszcze-e zada-ajesz? - zielone oczy były w niego wpatrzone.
- Bo cię lubię. - odpowiedział szybko, może zbyt szybko.
- M-mnie?
- Tak? Dlaczego nie. - zaczął pocierać kciukiem jego wystający obojczyk - Poznałem cię, wydajesz się świetny, nawet nie wydajesz, ty taki jesteś.
Louis spojrzał na jego malinowe usta, które zakrył swoimi w króciutkim pocałunku.
- Idziemy na koc? - nie czekając na odpowiedź opłukał się w wodzie od piachu, wytarł się ręcznikiem i usiadł na nim, a zaraz dołączył do niego Hazz.
- A jakie są twoje życzenia? - zapytał niepewnie, szatyn wzruszył ramionami, udając, że się zamyśla. W rzeczywistości wiedział jakie jest jedno. Położył się na kocu ciągnąć za sobą drugiego chłopaka i wtulił się w jego klatkę. W jego ramionach czuł się bezpiecznie. Co mogło wydawać się śmieszne. Louis był tym odważnym i pierwszym do bójek.
Nie odpowiadając na jego wcześniejsze pytanie zaczął całować jego klatkę, szyję, a następnie wpił się w jego usta.
- Kochaj się ze mną. - szepnął w nie. Styles zesztywniał - Nie martw się, nie zranie cię, nie zostawię. - szeptał dalej, jednocześnie jeżdżąc dłonią po jego nagich plecach.
Harry uległ, nie mógł odrzucić tego uczucia. Całowali się długo po czym L zdjął z nich resztki odzieży. Ich penisy leżały koło siebie na brzuchu loczka i ocierały się o siebie w rytmie ich ruchów. Louis wyjął z plecaka lubrykant i prezerwatywe, schylił się i zlizał z drugiego preejakulat, nałożył na swoje palce dużo żelu i włożył jeden w Harrego. Ten wygiął się w łuk. Żeby odciągnąć myślenie o bólu Louis zaczął mu obciągać ręką jednocześnie wsuwając w niego palec, a później następne.
- Jesteś gotowy kochanie? - wyszeptał mu do ucha po czym je przygryzł.
- N-nie wiem. 
- Sprawia ci to przyjemność? - zapytał dalej nie przerywając pracy palców.
- T-tak.
- Czyli mamy odpowiedź. - zachichotał w jego szyję i pocałował go tam, żeby zaraz zostawić po sobie ślad.
Usadowił się między jego rozłożonymi nogami i pocierał jego lewe udo, a drugą dłonią zakładał na siebie gumkę, a następnie zimny żel. Tommo chwycił go za biodra ściskając je lekko i pocierając kości biodrowe - które cholernie kochał.
Wolno wszedł w niego i został tam na chwilę w bez ruchu. 
- Jest dobrze. - musnął ustami jego i zaczął robić kółeczka na ramieniu zielonookiego. 
- Mhm. - jęknął kiedy szatyn się w nim poruszył. Speszył się i zacisnął usta, żeby nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Jęcz dla mnie, mów do mnie, krzycz dla mnie. - jęczał co pchnięcie Louis. Polizał i zassał sutka Harrego, na co ten głośno zajęczał. - Grzeczny chłopczyk.
- O Boże! - krzyknął kiedy szatyn trafił w jego prostatę - Tam Louis, tam. - prawie, że łkał. To było zupełnie co innego od tych wszystkich rzeczy, które robili. To było o wiele lepsze, doskonalsze.
- Ja, uh... - Louis zawisł nad nim i stanowczo go pocałował, jęczeli sobie nawzajem w usta. - Dojdę zaraz uh.
Po trzech minutach obudwoje leżeli nadzy i spełnieni nad brzegiem jeziora. Byli spoceni i brudni od spermy Harrego, która wytrysnęła na ich nagie klatki.
Z rumieńcami - Harrego - i cichutkim chichotem - Louisa - weszli do wody zmywając z siebie ciecz. Położyli się ponownie na kocu tym razem po to, żeby się osuszyć i opalić, przez promienie, które na nich padały poprzez gałęzie drzew.
Droga powrotna zajęła im więcej czasu. Z wiadomych przyczyn. Kiedy już byli w domu Stylesów zjedli kolację i zmęczeni położyli się spać. Tak przynajmniej myśleli.
Harry wtulony w klatkę szatyna myślał z uśmiechem nad dzisiejszym dniem, Louis zaś obejmując go rozmyślał nad poniedziałkiem.
Obudzili się wtuleni w siebie, pierwszy raz.

~•~•~•~

- Louis, muszę iść.
- Ale...
- Mam francuski.
- Ugh, okey. 
Harry pomachał mu i odszedł, a na jego miejscu pojawił się drugi chłopak.
- Co tam kochaniutki?
- Stul pysk. - wysyczał.
- Udało się? - Louis wyjął telefon i pokazał mu zdjęcie - No nieźle! Kase przyniose ci jutro.
- Jasne. - mruknął.
- Chyba się nie zakochałeś w tym dziwaku!
- Jeszcze raz, stul pysk chuju.

~•~•~•~

Z głośników wydobyły się głosy.

- Czego? 
- Słyszałem, że jesteś z Marcelem.
- Nie? 

Nie, nie, nie.

- I słyszałem również, że chcesz go wypieprzyć.
- Czego chcesz?
- To prawda?
- Gówno powinno cię to interesować.
- Tommo. - śmiech - Spokojnie, chciałem się tylko upewnić i chciałem się założyć.
- O co niby? 
- Masz tydzień, żeby go przelecieć.

Kurwa mać przeszło przez myśl szatynowi. Louis zacisnął dłonie w pięści.

- Co? Ciebie chyba popierdoliło! 
- Czemu nie? Chyba, że zakochałeś się w naszym drogim Marcelku.
- N-nie. 
- Więc? Przegrany daje 200 funtów.
- Zgoda.
- Drodzy państwo! Zakład wygrał Louis Tomlinson! 

Wszystkie pary oczu w klasie spoczywały na nim. Nie przejmując się nauczycielem i resztą gwałtownie wstał i wybiegł z klasy. Pobiegł na pierwsze piętro i kiedy miał wbiec na następne ujrzał wysoką sylwetkę i loki, chłopak zbiegał na dół z drugiej strony, Tomlinson wziął głęboki wdech i zbiegł na dół. Harry nie patrząc przed siebie, ze szlochem chciał wybiec ze szkoły i nie wrócić tu nigdy. Nie martw się, nie zranie cię, nie zostawię. Czuł się jak ostatnia dziwka, spojrzenia w klasie lądowały na nim, jedne współczujące drugie roześmiane. Chciał zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego. Wpadł na kogoś, przeprosił i spojrzał na niego.
- Przepraszam. - wychrypiał Lou.
- Nienawidzę cię. - wysyczał - Nienawidzę!
- Ja nie chciałem!
- Odsuń się. Louis odejdź!
- Przepraszam okey!
- To n-nic nie d-da.
- Ja...
- Co ja? Jestem świnią? Ja prze-epraszam? Słysza-ałem już t-to.- przerwał mu.
- Wybacz mi.
- Co?! Chy-yba sobie ża-artujesz! - Styles wpatrywał się w niego z szokiem. - Po tym?! - ominął go i chwycił za klamkę, żeby stąd wyjść, żeby móc zakryć się kołdrą.
- Harry! - stanął w bez ruchu - Nie zostawiaj mnie! - podbiegł do niego i wtulił się w jego plecy - Proszę.
- Z-zraniłeś mnie.
- Wiem. - po policzkach szatyna leciały łzy - Już tego nie zrobię, obiecuje.
- Mam dwie tajemnice. - odwrócił się w jego stronę.
- Jakie? - spojrzał w jego zielone oczy.
- Chciałem to zrobić z osobą, którą kocham. Chciałem jej się oddać, pokazać jej, że należe tylko do niej.
- To nie ja? - zapytał załamany. Nie dość, że zniszczył mu życie w tej szkole, upokorzył go, wykorzystał to jeszcze zabrał to wszystko. Louis odsunął się od niego.
- To ty. - wyszeptał cichutko - Dlatego się zgadzałem, dla ciebie, kocham cię.
Dzwonek.
- Ja chyba ciebie też Harry. Mam jeszcze jedno życzenie.
- J-jakie? - zapytał z wahaniem.
- Spróbuj mi zaufać, nie mówię, że teraz, tylko spróbuj.
- D-dobrze. Uh ok-key.
- Chodźmy stąd. - dodał kiedy uczniowie zaczęli wypełniać korytarz. Chwycił jego dłoń i pociągnął go przed budynek.
- A twoje rzeczy?
- Zayn je weźmie, teraz mam coś ważniejszego na głowie. - ścisnął jego dłoń.
Wiedział, że jeszcze wiele przed nimi, że musi tak wiele naprawić, ale chciał to zrobić, chciał to zrobić dla niego.
Harry wiedział, że mógł postąpić źle, ale on chciał się oddać, chciał się oddać osobie, którą kocha.

Jeżeli masz ochotę ocen je również na tt pod hasztagiem #ucmanials
Mania_L_S <- moje konto dla Was:)