wtorek, 20 października 2015

Epilog - SAD END

Te dwa epilogi nie będą za bardzo się od siebie różnić!

Niektórzy pytali mnie o drugą część, której niestety nie będzie. Miał to być shot, ale byłby za długi, więc postanowiłam zrobić tego ff. Więc, żegnamy się już na zawsze z tym ff! Miłego czytania x.

Do: Harry
Masz ochotę na spacer/rower? 

Od: Harry
Okey

Do: Harry
Będę za 15 minut, bierz strój!:)

Od: Harry
Okey

Do: Harry
Znasz jakieś inne słowo?

Od: Harry
...

Przewrócił oczami, spakował ręcznik i kompielówki oczywiście nie zapominając o dwóch innych ważnych rzeczach. Był piątek, tydzień po założeniu się, Louis postanowił dzisiaj to zrobić. Przez cały ten czas do dzisiaj spędzał z Harrym każdą wolną chwilę. Zrobił się wobec niego milszy i czulszy.
Zaufanie - najważniejsza rzecz w tym wszystkim.
Ze skupieniem analizował to czy wszystko ze sobą zabrał po czym zbiegł na dół.
- Mamo? Gdzie masz klucze od garażu? - kobieta wyszła z salonu i wyjęła je z kieszeni swojej kurtki.
- Bierzesz rower?
- Tak, jedziemy nad jezioro.
- Z Harrym, tak?
- Mhm. - ruszył w stronę wyjścia.
- Lou? - zawołała za nim matka - Ciesze się, że znalazłeś kogoś takiego jak Harry. - powiedziała szczerze. Louis prosił Boga, żeby go stąd zabrał. Bo serio? Po co ona się wtrącała.
- Ja też i em, nie wracam chyba dzisiaj na noc. - kobieta pokiwała przecząco głową z westchnieniem.
- Louis.
- Też cię kocham, pa! - wyszedł z domu i ruszył w stronę garażu, wyciągnął z niego czerwony rower, jak najciszej tylko potrafił odłożył klucze na komode w przedpokoju i ruszył. Po kilku minutach znajdował się przed znanym domem i zapukał.
- Dzień dobry! - powiedział z fałszywą uprzejmnością.
- Czego chcesz? - zapytał sucho starszy Styles.
- Pana syna? - zły krok.
- Mówiłem ci żebyś się...
- Jezu, zluzuj człowieku. Też mówiłem, że go nawet kijem nie dotknę. - taki żarcik. W miły i nadzwyczaj uprzejmy sposób wepchnął się do ich domu i ruszył do pokoju drugiego.
- Gotowy? - zapytał kiedy był już w nim.
- Um, tak. 
Wyszli z domu Harrego i pojechali nad malutkie jezioro, na które rzadko kto przychodził. Może dlatego, że było ono trochę daleko, droga do niego była zakrzaczona i mało osób o nim wiedziało. Po półgodzinnej jeździe dotarli tam. Rowery oparli o drzewo, rozłożyli koc i usiedli na nim. Louis zdjął z siebie ubrania, wyjął z plecaka kąpielówki i zdjął bokserki.
- Co jest? - zapytał ze śmiechem drugiego.
- N-nic. - odpowiedział rumieniąc się.
- Jakbyś mnie takiego nie widział. - powiedział zalotnie i puścił mu oczko, następnie założył je na siebie - Idziemy do wody?
- Um, ok. - Harry powoli zdjął z siebie ubrania, ku nieszczęściu Lou miał na sobie kąpielówki.
Louis nie czekając na niego wskoczył do wody na tak zwaną bombę chlapiąc loczka.
- No wchodź! 
- J-już. - Styles doszedł do brzegu z innej strony i podpłynął do niego. Tommo zaczął pozwoli pływać na plecach i wpatrywał się w błękitne niebo. Za to Harry nie wiedział co ma ze sobą zrobić i stał w miejscu.
- Robimy jakiś zakład? Kto dłużej wytrzyma pod wodą? - zapytał Louis.
- Um, nie.
- Dlaczego? - podpłynął do niego i położył na jego ramionach swoje dłonie.
- Nie chce.
- To może wyścigi? - do głowy Louisa wpadł prosty, ale za to może i skuteczny pomysł - Ten który wygra, może mieć jedno życzenie. - Harry zmarszczył czoło.
- Może wygrany ma dwa, a przegrany jedno? - zaproponował.
- Aż tak chcesz te jedno życzenie? - parsknął śmiechem i podrapał go za uchem - Niech ci będzie. - podpłynęli na brzeg - Trzy, dwa, jeden, start!
I ruszyli, mieli popłynąć do połowy i z powrotem. Na początku Harry wygrywał, ale po sekundzie Louis go wyprzedził. Wyszło na to, że zdyszeni opadli na piasek, Harry z jednym, Louis z dwoma.
Leżeli i próbowali zacząć równomiernie oddychać.
- Więc. - zaczął Lou - Jakie jest twoje życzenie? - spojrzał na niego, jego mokre włosy opadały mu na twarz, więc je z niej zgarnął. Harry mocno się zarumienił.
- Pytanie.
- No mów. - powiedział ciepło i położył się na boku opierając głowę o dłoń.
- Um, dlaczego się ze mną jeszcze-e zada-ajesz? - zielone oczy były w niego wpatrzone.
- Bo cię lubię. - odpowiedział szybko, może zbyt szybko.
- M-mnie?
- Tak? Dlaczego nie. - zaczął pocierać kciukiem jego wystający obojczyk - Poznałem cię, wydajesz się świetny, nawet nie wydajesz, ty taki jesteś.- i okey, może do końca nie kłamał, bo Harry był nawet okey, ale to tylko seks więc nad czym ma się zastanawiać? Tak myślał i taką miał nadzieję.
Louis spojrzał na jego malinowe usta, które zakrył swoimi w króciutkim pocałunku.
- Idziemy na koc? - nie czekając na odpowiedź opłukał się w wodzie od piachu, wytarł się ręcznikiem i usiadł na nim, a zaraz dołączył do niego Hazz.
- A jakie są twoje życzenia? - zapytał niepewnie, szatyn wzruszył ramionami, udając, że się zamyśla. W rzeczywistości wiedział jakie jest jedno. Położył się na kocu ciągnąć za sobą drugiego chłopaka i wtulił się w jego klatkę. 
Nie odpowiadając na jego wcześniejsze pytanie zaczął całować jego klatkę, szyję, a następnie wpił się w jego usta.
- Kochaj się ze mną. - szepnął w nie. Styles zesztywniał - Nie martw się, nie zranie cię, nie zostawię. - szeptał dalej, jednocześnie jeżdżąc dłonią po jego nagich plecach.
Harry uległ, nie mógł odrzucić tego uczucia. Całowali się długo po czym L zdjął z nich resztki odzieży. Ich penisy leżały koło siebie na brzuchu loczka i ocierały się o siebie w rytmie ich ruchów. Louis wyjął z plecaka lubrykant i prezerwatywe, schylił się i zlizał z drugiego preejakulat, nałożył na swoje palce dużo żelu i włożył jeden w Harrego. Ten wygiął się w łuk. Żeby odciągnąć myślenie o bólu Louis zaczął mu obciągać ręką jednocześnie wsuwając w niego palec, a później następne.
- Jesteś gotowy? - wyszeptał mu do ucha po czym je przygryzł.
- N-nie wiem. 
- Sprawia ci to przyjemność? - zapytał dalej nie przerywając pracy palców.
- T-tak.
- Czyli mamy odpowiedź. - powiedział w jego szyję i pocałował go tam, żeby zaraz zostawić po sobie ślad.
Usadowił się między jego rozłożonymi nogami i pocierał jego lewe udo, a drugą dłonią zakładał na siebie gumkę, a następnie zimny żel. Tommo chwycił go za biodra ściskając je lekko i pocierając kości biodrowe - które cholernie kochał.
Wolno wszedł w niego i został tam na chwilę w bez ruchu. 
- Jest dobrze. - musnął ustami jego.
- Mhm. - jęknął kiedy szatyn się w nim poruszył. Speszył się i zacisnął usta, żeby nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Jęcz, mów, krzycz. - jęczał co pchnięcie Louis. Uwielbiał kiedy jego partner był głośny. Polizał i zassał sutka Harrego, na co ten głośno zajęczał. - Grzeczny chłopczyk.
- O Boże! - krzyknął kiedy szatyn trafił w jego prostatę - Tam Louis, tam. - prawie, że łkał. To było zupełnie co innego od tych wszystkich rzeczy, które robili. To było o wiele lepsze, doskonalsze.
- Ja, uh... - Louis zawisł nad nim i stanowczo go pocałował, jęczeli sobie nawzajem w usta. - Dojdę zaraz uh.
Po trzech minutach obudwoje leżeli nadzy i spełnieni nad brzegiem jeziora. Byli spoceni i brudni od spermy Harrego, która wytrysnęła na ich nagie klatki.
Z rumieńcami - Harrego - i cichym śmiechem - Louisa - weszli do wody zmywając z siebie ciecz. Położyli się ponownie na kocu tym razem po to, żeby się osuszyć i opalić, przez promienie, które na nich padały poprzez gałęzie drzew.
Droga powrotna zajęła im więcej czasu. Z wiadomych przyczyn. Kiedy już byli w domu Stylesów zjedli kolację i zmęczeni położyli się spać. Tak przynajmniej myśleli.
Harry wtulony w klatkę szatyna myślał z uśmiechem nad dzisiejszym dniem, Louis zaś obejmując go rozmyślał nad tym co będzie. Wiedział już, że było to tylko pragnienie. On był dla niego słodki i te inne bzdury, ale nie czuł nic więcej.
Obudzili się w jednym łóżku pierwszy raz.

~•~•~•~

- Louis, muszę iść.
- Ale... - musiał z nim o tym porozmawiać.
- Mam francuski.
- Ugh, okey. 
Harry pomachał mu i odszedł, a na jego miejscu pojawił się drugi chłopak.
- Co tam kochaniutki?
- Stul pysk. - wysyczał.
- Udało się? - Louis wyjął telefon i pokazał mu zdjęcie - No nieźle! Kase przyniose ci jutro.
- Mam nadzieje.

~•~•~•~

Z głośników wydobyły się głosy.

- Czego? 
- Słyszałem, że jesteś z Marcelem.
- Nie? 

Co do cholery? Przeszło przez myśl szatynowi.

- I słyszałem również, że chcesz go wypieprzyć.
- Czego chcesz?
- To prawda?
- Gówno powinno cię to interesować.
- Tommo. - śmiech - Spokojnie, chciałem się tylko upewnić i chciałem się założyć.
- O co niby? 
- Masz tydzień, żeby go przelecieć.

Jakim prawem ten chuj go nagrał?! I wyjawił ich sekret? 

- Co? Ciebie chyba popierdoliło! 
- Czemu nie? Chyba, że zakochałeś się w naszym drogim Marcelku.
- N-nie. 
- Więc? Przegrany daje 200 funtów.
- Zgoda.
- Drodzy państwo! Zakład wygrał Louis Tomlinson! 

Wszystkie pary oczu w klasie spoczywały na nim. Nie przejmując się nauczycielem i resztą gwałtownie wstał i wybiegł z klasy. Pobiegł na pierwsze piętro i kiedy miał wbiec na następne ujrzał wysoką sylwetkę i loki, chłopak zbiegał na dół z drugiej strony, Tomlinson wziął głęboki wdech i zbiegł na dół. Harry nie patrząc przed siebie, ze szlochem chciał wybiec ze szkoły i nie wrócić tu nigdy. Nie martw się, nie zranie cię, nie zostawię. Czuł się jak ostatnia dziwka, spojrzenia w klasie lądowały na nim, jedne współczujące drugie roześmiane. Chciał zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego. Wpadł na kogoś, przeprosił i spojrzał na niego.
- Przepraszam. - wychrypiał Lou.
- Nienawidzę cię. - wysyczał - Nienawidzę! Odsuń się. Louis odejdź!
- Przepraszam okey!
- To n-nic nie d-da.
- Ja...
- Co ja? Jestem świnią? Ja prze-epraszam? Słysza-ałem już t-to.- przerwał mu.
- Wybacz mi.
- Co?! Chy-yba sobie ża-artujesz! - Styles wpatrywał się w niego z szokiem. - Po tym?! - ominął go i chwycił za klamkę, żeby stąd wyjść, żeby móc zakryć się kołdrą.
- Przepraszam okey?!
- Mam dwie tajemnice. - odwrócił się w jego stronę.
- Jakie? - spojrzał w jego zielone oczy.
- Chciałem to zrobić z osobą, którą kocham. Chciałem jej się oddać, pokazać jej, że należe tylko do niej.
- Naprawdę mi przykro.
- To ty. - wyszeptał cichutko - Dlatego się zgadzałem, dla ciebie, kocham cię.
Dzwonek.
- Ja... Ja mam jeszcze jedno życzenie.
- J-jakie? - zapytał z wahaniem.
- Spróbuj o tym zapomnieć, o mnie. To był tylko skok w bok. Wiem, że cię zraniłem, że ciągle to robie, ale taki jestem. - wzruszył ramionami.
- Pieprz się, wiesz?

~•~•~•~

Louis siedział oparty o mur szkoły, obok niego siedział chłopak. Głowę miał opartą na ramieniu L. To był ostatni rok szkoły później zostają studia lub praca.
Louis ujrzał wysoką sylwetke. Zmienił się, każdy to zauważył, ale najbardziej on. Jego loki trochę urosły i nie nakładał już na nie żelu. Z jego stylem stało się to samo,ubierał się na czarno, zazwyczaj były to rurki i zwykłe koszulki. Udał, że nie zauważył, że on się w niego wpatruje, poczuł dłoń na swoim udzie, która zbliżała się do jego krocza.
- Zostaw. - warknął i ją odepchnął.
- Nie masz ochoty na coś?
- Nie, to koniec Matt.
- Mam na imię Danny!
- A kogo to obchodzi, spieprzaj.

Louis wiedział, że postąpił źle, wiedział, że ciągle to robi. Ale chciał taki zostać. Nie chciał nauczyć się kochać.

Harry wiedział, że postąpił źle, ale on chciał się oddać, chciał się oddać osobie, którą kocha ze złudnymi myślami, że on też coś do niego czuje. Ale to go nauczyło, nauczyło go to bycia ostrożnym co do ludzi.

Jeżeli masz ochotę ocen je również na tt pod hasztagiem #ucmanials
Mania_L_S <- moje konto dla Was:)

Dodatek - HE

Oczywiście ja sierota tak zafascynowana tym, żeby dodać ten epilog zapomniałam dodać jednej części z nim (czyt. Dickiem) i przypomniałam sobie o tym kiedy kładłam się spać, więc macie krótki dodatek:) 

- Ty i Harry. Czy tylko ja nie mogę uwierzyć, że Tommo ma stały, prawdziwy związek? - zawołał, na co pare osób się zaśmiało.
- Zamknij się. - pacnął Nialla w głowę z uśmiechem.
- To po prostu dziwne. - westchnął - Już nie będzie kogoś nowego jak zawsze.
- Nie będzie przypominania imion. - dodał Li.
- I widzenia złamanych serc. - zakończył Zayn.
- Coś mi się wydaje, że szybko nawiąże z nim kontakt.
- Pezz, nawet się nie waż wykorzystywać mojego chłopaka do twoich zakupów!
- Jak żaden z was nie chce. - wyruszyła ramionami - A może on to polubi? Patrz na jego twarz! Od niego aż bije na kilometr "Perrie chce iść z tobą na zakupy". - powiedziała grubym głosem, na co oni wybuchli śmiechem. - Odczep się Malik. - dodała kiedy jej chłopak z chichotem objął ją w pasie.
- Hej Lou! - zawołał Harry.
- Hej. - szatyn szeroko się do niego uśmiechnął - Gdzie idziesz? - zapytał kiedy jego chłopak zamiast podejść do niego ominął go - Nie przywitasz się? - zrobił smutną minkę, a reszta jęknęła oprócz blondynki, która pisnęła z zachwytu.
- Mam w klasie nowego chłopaka i pani powiedziała, żebym go oprowadził.
- Nowy chłopak? - zmarszczył brwi - Dlaczego ty? - Harry wzruszył ramionami.
- Chyba tylko mi ufa.
- Hazz! - zagadała Pezz - Co dzisiaj robisz? 
- Um, nie wie-em? - jąkanie przy innych osobach dalej go nękało, ale Louis na to nie narzekał, polubiał to.
- Nawet o tym nie my...
- Masz ochotę wyskoczyć dzisiaj na zakupy? 
- Okey.
- Widzicie! 
- Perrie, on jest po prostu zbyt miły, żeby ci odmówić.
- Stul pysk krasnalu.
- Hej! Nie jestem krasnalem! - dziewczyna wywróciła oczami na blondyna i kontynuowała.
- Świetnie to dzisiaj o...
- Dzisiaj jest zajęty. - odezwał się Louis.
- Oh pieprzcie się! Pójdę z Jade. - założyła dłonie na klatkę i udała obrażoną, dopóki nie wybuchła śmiechem przez łaskoczącego ją Zayna.
- Muszę i-iść.
- Pójdę z tobą. - Louis wstał, złapał go za dłoń splatając ich palce i weszli do szkoły.
- Który to? 
- Um. - Styles chwile się rozglądał, aż dostrzegł wysoką sylwetkę, która opierała sję o ścianę. - Tam! - pociągnął za sobą szatyna, w połowie drogi wpadł na swoją matkę.
- Mamo? Co ty tu robisz? 
- Twoja siostra wpędzi mnie kiedyś do grobu! Słyszałeś, że jest zagrożona z matematyki, francuskiego i fizyki? W dodatku, oh witaj Harry. - kobieta uśmiechnęła się do niego.
- Dzień dobry. - odpowiedział miło - Lou, ja do niego pójdę, dojdziesz?
- Ta. - westchnął.
- Mam nadzieję, że ty nie masz takich problemów!
- Nie, mamo. - wywrócił oczyma.
- Wiesz gdzie ta gówniara może mieć teraz lekcje?
- A co ja jej opiekunka, sprawdź sobie na planie, wisi tam. - pokazał na ścianę, która znajdowała się za nim, zerknął na Stylesa. Stał z nim, a nieznajomy położył swoją dłoń na jego ramieniu. Louis zacisnął wargi.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! Co się z wami dzieje! - z krzykiem odeszła, a Lou od razu do nich podszedł nie przejmując się nią.
- Jestem. - objął Harrego w pasie i przesunął bliżej siebie, tak, że ręka nowego chłopaka opadła.
- Louis to jest Nick, Nick to Louis. - przedstawił ich sobie.
- Chłopak Harrego.
- Oh? Jego znajomy?
- Tego imienia nawet nie muszę się starać zapamiętać. - powiedział wesoło, Harry zachichotał, Nick zmarszczył brwi.
- To jak idziemy go oprowadzić?

poniedziałek, 19 października 2015

Epilog - HAPPY END

 DRUGI EPILOG ZE SMUTNYM ZAKOŃCZENIEM POJAWI SIĘ JUTRO! 

Te dwa epilogi nie będą za bardzo się od siebie różnić!
Tak więc to koniec, wow. Żegnamy się ze smutkiem z Lou i Marcelem *płacze*, ale za to witamy się z punkiem Lou i Hazzą! :) 
Tak więc zapraszam do przeczytania ostatniej części:)

Do: Harry
Masz ochotę na spacer/rower? 

Od: Harry
Okey

Do: Harry
Będę za 15 minut, bierz strój!:)

Od: Harry
Okey

Do: Harry
Znasz jakieś inne słowo?

Od: Harry
...

Przewrócił oczami, spakował ręcznik i kompielówki oczywiście nie zapominając o dwóch innych ważnych rzeczach. Był piątek, tydzień po założeniu się, Louis postanowił dzisiaj to zrobić. Przez cały ten czas do dzisiaj spędzał z Harrym każdą wolną chwilę. Zrobił się wobec niego milszy i czulszy. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że robił to automatycznie, a nie, że musiał. Zaufanie - najważniejsza rzecz w tym wszystkim.
Ze skupieniem analizował to czy wszystko ze sobą zabrał po czym zbiegł na dół.
- Mamo? Gdzie masz klucze od garażu? - kobieta wyszła z salonu i wyjęła je z kieszeni swojej kurtki.
- Bierzesz rower?
- Tak, jedziemy nad jezioro.
- Z Harrym, tak?
- Mhm. - ruszył w stronę wyjścia.
- Lou? - zawołała za nim matka - Ciesze się, że znalazłeś kogoś takiego jak Harry. - powiedziała szczerze. Louis prosił Boga, żeby go stąd zabrał.
- Ja też i em, nie wracam chyba dzisiaj na noc. - kobieta pokiwała przecząco głową z westchnieniem.
- Louis.
- Też cię kocham, pa! - wyszedł z domu i ruszył w stronę garażu, wyciągnął z niego czerwony rower, jak najciszej tylko potrafił odłożył klucze na komode w przedpokoju i ruszył. Czuł się strasznie, ale nie chciał wyjść na mięczaka. Nikt nie odmawia Tomlinsonowi, a on przeleci kogo tylko chce. Tak uważał. Po kilku minutach znajdował się przed znanym domem i zapukał.
- Dzień dobry! - powiedział z fałszywą uprzejmnością.
- Czego chcesz? - zapytał sucho starszy Styles.
- Pana syna? - zły krok.
- Mówiłem ci żebyś się...
- Jezu, zluzuj człowieku. Też mówiłem, że go nawet kijem nie dotknę. - w miły i nadzwyczaj uprzejmy sposób wepchnął się do ich domu i ruszył do pokoju drugiego.
- Gotowy? - zapytał kiedy był już w nim.
- Um, tak. 
Wyszli z domu Harrego i pojechali nad malutkie jezioro, na które rzadko kto przychodził. Może dlatego, że było ono trochę daleko, droga do niego była zakrzaczona i mało osób o nim wiedziało. Po półgodzinnej jeździe dotarli tam. Rowery oparli o drzewo, rozłożyli koc i usiedli na nim. Louis zdjął z siebie ubrania, wyjął z plecaka kąpielówki i zdjął bokserki.
- Co jest? - zapytał ze śmiechem drugiego.
- N-nic. - odpowiedział rumieniąc się.
- Jakbyś mnie takiego nie widział. - powiedział zalotnie i puścił mu oczko, następnie założył je na siebie - Idziemy do wody?
- Um, ok. - Harry powoli zdjął z siebie ubrania, ku nieszczęściu Lou miał na sobie kąpielówki.
Louis nie czekając na niego wskoczył do wody na tak zwaną bombę chlapiąc loczka.
- No wchodź! 
- J-już. - Styles doszedł do brzegu z innej strony i podpłynął do niego. Tommo zaczął pozwoli pływać na plecach i wpatrywał się w błękitne niebo. Za to Harry nie wiedział co ma ze sobą zrobić i stał w miejscu.
- Robimy jakiś zakład? Kto dłużej wytrzyma pod wodą? - zapytał Louis.
- Um, nie.
- Dlaczego? - podpłynął do niego i położył na jego ramionach swoje dłonie.
- Nie chce.
- To może wyścigi? - do głowy Louisa wpadł prosty, ale za to może i skuteczny pomysł - Ten który wygra, może mieć jedno życzenie. - Harry zmarszczył czoło.
- Może wygrany ma dwa, a przegrany jedno? - zaproponował.
- Aż tak chcesz te jedno życzenie? - parsknął śmiechem i podrapał go za uchem - Niech ci będzie. - podpłynęli na brzeg - Trzy, dwa, jeden, start!
I ruszyli, mieli popłynąć do połowy i z powrotem. Na początku Harry wygrywał, ale po sekundzie Louis go wyprzedził. Wyszło na to, że zdyszeni opadli na piasek, Harry z jednym, Louis z dwoma.
Leżeli i próbowali zacząć równomiernie oddychać.
- Więc. - zaczął Lou - Jakie jest twoje życzenie? - spojrzał na niego, jego mokre włosy opadały mu na twarz, więc je z niej zgarnął. Harry mocno się zarumienił.
- Pytanie.
- No mów. - powiedział ciepło i położył się na boku opierając głowę o dłoń.
- Um, dlaczego się ze mną jeszcze-e zada-ajesz? - zielone oczy były w niego wpatrzone.
- Bo cię lubię. - odpowiedział szybko, może zbyt szybko.
- M-mnie?
- Tak? Dlaczego nie. - zaczął pocierać kciukiem jego wystający obojczyk - Poznałem cię, wydajesz się świetny, nawet nie wydajesz, ty taki jesteś.
Louis spojrzał na jego malinowe usta, które zakrył swoimi w króciutkim pocałunku.
- Idziemy na koc? - nie czekając na odpowiedź opłukał się w wodzie od piachu, wytarł się ręcznikiem i usiadł na nim, a zaraz dołączył do niego Hazz.
- A jakie są twoje życzenia? - zapytał niepewnie, szatyn wzruszył ramionami, udając, że się zamyśla. W rzeczywistości wiedział jakie jest jedno. Położył się na kocu ciągnąć za sobą drugiego chłopaka i wtulił się w jego klatkę. W jego ramionach czuł się bezpiecznie. Co mogło wydawać się śmieszne. Louis był tym odważnym i pierwszym do bójek.
Nie odpowiadając na jego wcześniejsze pytanie zaczął całować jego klatkę, szyję, a następnie wpił się w jego usta.
- Kochaj się ze mną. - szepnął w nie. Styles zesztywniał - Nie martw się, nie zranie cię, nie zostawię. - szeptał dalej, jednocześnie jeżdżąc dłonią po jego nagich plecach.
Harry uległ, nie mógł odrzucić tego uczucia. Całowali się długo po czym L zdjął z nich resztki odzieży. Ich penisy leżały koło siebie na brzuchu loczka i ocierały się o siebie w rytmie ich ruchów. Louis wyjął z plecaka lubrykant i prezerwatywe, schylił się i zlizał z drugiego preejakulat, nałożył na swoje palce dużo żelu i włożył jeden w Harrego. Ten wygiął się w łuk. Żeby odciągnąć myślenie o bólu Louis zaczął mu obciągać ręką jednocześnie wsuwając w niego palec, a później następne.
- Jesteś gotowy kochanie? - wyszeptał mu do ucha po czym je przygryzł.
- N-nie wiem. 
- Sprawia ci to przyjemność? - zapytał dalej nie przerywając pracy palców.
- T-tak.
- Czyli mamy odpowiedź. - zachichotał w jego szyję i pocałował go tam, żeby zaraz zostawić po sobie ślad.
Usadowił się między jego rozłożonymi nogami i pocierał jego lewe udo, a drugą dłonią zakładał na siebie gumkę, a następnie zimny żel. Tommo chwycił go za biodra ściskając je lekko i pocierając kości biodrowe - które cholernie kochał.
Wolno wszedł w niego i został tam na chwilę w bez ruchu. 
- Jest dobrze. - musnął ustami jego i zaczął robić kółeczka na ramieniu zielonookiego. 
- Mhm. - jęknął kiedy szatyn się w nim poruszył. Speszył się i zacisnął usta, żeby nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Jęcz dla mnie, mów do mnie, krzycz dla mnie. - jęczał co pchnięcie Louis. Polizał i zassał sutka Harrego, na co ten głośno zajęczał. - Grzeczny chłopczyk.
- O Boże! - krzyknął kiedy szatyn trafił w jego prostatę - Tam Louis, tam. - prawie, że łkał. To było zupełnie co innego od tych wszystkich rzeczy, które robili. To było o wiele lepsze, doskonalsze.
- Ja, uh... - Louis zawisł nad nim i stanowczo go pocałował, jęczeli sobie nawzajem w usta. - Dojdę zaraz uh.
Po trzech minutach obudwoje leżeli nadzy i spełnieni nad brzegiem jeziora. Byli spoceni i brudni od spermy Harrego, która wytrysnęła na ich nagie klatki.
Z rumieńcami - Harrego - i cichutkim chichotem - Louisa - weszli do wody zmywając z siebie ciecz. Położyli się ponownie na kocu tym razem po to, żeby się osuszyć i opalić, przez promienie, które na nich padały poprzez gałęzie drzew.
Droga powrotna zajęła im więcej czasu. Z wiadomych przyczyn. Kiedy już byli w domu Stylesów zjedli kolację i zmęczeni położyli się spać. Tak przynajmniej myśleli.
Harry wtulony w klatkę szatyna myślał z uśmiechem nad dzisiejszym dniem, Louis zaś obejmując go rozmyślał nad poniedziałkiem.
Obudzili się wtuleni w siebie, pierwszy raz.

~•~•~•~

- Louis, muszę iść.
- Ale...
- Mam francuski.
- Ugh, okey. 
Harry pomachał mu i odszedł, a na jego miejscu pojawił się drugi chłopak.
- Co tam kochaniutki?
- Stul pysk. - wysyczał.
- Udało się? - Louis wyjął telefon i pokazał mu zdjęcie - No nieźle! Kase przyniose ci jutro.
- Jasne. - mruknął.
- Chyba się nie zakochałeś w tym dziwaku!
- Jeszcze raz, stul pysk chuju.

~•~•~•~

Z głośników wydobyły się głosy.

- Czego? 
- Słyszałem, że jesteś z Marcelem.
- Nie? 

Nie, nie, nie.

- I słyszałem również, że chcesz go wypieprzyć.
- Czego chcesz?
- To prawda?
- Gówno powinno cię to interesować.
- Tommo. - śmiech - Spokojnie, chciałem się tylko upewnić i chciałem się założyć.
- O co niby? 
- Masz tydzień, żeby go przelecieć.

Kurwa mać przeszło przez myśl szatynowi. Louis zacisnął dłonie w pięści.

- Co? Ciebie chyba popierdoliło! 
- Czemu nie? Chyba, że zakochałeś się w naszym drogim Marcelku.
- N-nie. 
- Więc? Przegrany daje 200 funtów.
- Zgoda.
- Drodzy państwo! Zakład wygrał Louis Tomlinson! 

Wszystkie pary oczu w klasie spoczywały na nim. Nie przejmując się nauczycielem i resztą gwałtownie wstał i wybiegł z klasy. Pobiegł na pierwsze piętro i kiedy miał wbiec na następne ujrzał wysoką sylwetkę i loki, chłopak zbiegał na dół z drugiej strony, Tomlinson wziął głęboki wdech i zbiegł na dół. Harry nie patrząc przed siebie, ze szlochem chciał wybiec ze szkoły i nie wrócić tu nigdy. Nie martw się, nie zranie cię, nie zostawię. Czuł się jak ostatnia dziwka, spojrzenia w klasie lądowały na nim, jedne współczujące drugie roześmiane. Chciał zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego. Wpadł na kogoś, przeprosił i spojrzał na niego.
- Przepraszam. - wychrypiał Lou.
- Nienawidzę cię. - wysyczał - Nienawidzę!
- Ja nie chciałem!
- Odsuń się. Louis odejdź!
- Przepraszam okey!
- To n-nic nie d-da.
- Ja...
- Co ja? Jestem świnią? Ja prze-epraszam? Słysza-ałem już t-to.- przerwał mu.
- Wybacz mi.
- Co?! Chy-yba sobie ża-artujesz! - Styles wpatrywał się w niego z szokiem. - Po tym?! - ominął go i chwycił za klamkę, żeby stąd wyjść, żeby móc zakryć się kołdrą.
- Harry! - stanął w bez ruchu - Nie zostawiaj mnie! - podbiegł do niego i wtulił się w jego plecy - Proszę.
- Z-zraniłeś mnie.
- Wiem. - po policzkach szatyna leciały łzy - Już tego nie zrobię, obiecuje.
- Mam dwie tajemnice. - odwrócił się w jego stronę.
- Jakie? - spojrzał w jego zielone oczy.
- Chciałem to zrobić z osobą, którą kocham. Chciałem jej się oddać, pokazać jej, że należe tylko do niej.
- To nie ja? - zapytał załamany. Nie dość, że zniszczył mu życie w tej szkole, upokorzył go, wykorzystał to jeszcze zabrał to wszystko. Louis odsunął się od niego.
- To ty. - wyszeptał cichutko - Dlatego się zgadzałem, dla ciebie, kocham cię.
Dzwonek.
- Ja chyba ciebie też Harry. Mam jeszcze jedno życzenie.
- J-jakie? - zapytał z wahaniem.
- Spróbuj mi zaufać, nie mówię, że teraz, tylko spróbuj.
- D-dobrze. Uh ok-key.
- Chodźmy stąd. - dodał kiedy uczniowie zaczęli wypełniać korytarz. Chwycił jego dłoń i pociągnął go przed budynek.
- A twoje rzeczy?
- Zayn je weźmie, teraz mam coś ważniejszego na głowie. - ścisnął jego dłoń.
Wiedział, że jeszcze wiele przed nimi, że musi tak wiele naprawić, ale chciał to zrobić, chciał to zrobić dla niego.
Harry wiedział, że mógł postąpić źle, ale on chciał się oddać, chciał się oddać osobie, którą kocha.

Jeżeli masz ochotę ocen je również na tt pod hasztagiem #ucmanials
Mania_L_S <- moje konto dla Was:)

sobota, 10 października 2015

Część IX

Ostatni przed epilogiem:)
Pisane z narracji. Jakoś zaczęłam pisać początek zapominając o tym, że mam pisać w pierwszej osobie iii tak.
Pytanie do Was, wolicie kiedy pisze z tej perspektywy? Jeżeli tak, to napisze z niej epilog:)
Jak pojawią się jakieś błędy to piszcie bo nie mam sił już sprawdzać.
Plus, muszę napisać dwa epilogi i to mi zajmie trochę czasu, mniej więcej wiem jak to zakończyć, więc w ciągu tygonia lub więcej zależy czy mi szkoła na to pozwoli się pojawią:)

Nie pytajcie dlaczego Louis w tym momencie chodzi po markecie i kupuje różne dobre rzeczy. Po prostu czuje się jak chuj, nie może uwierzyć w to, że się zgodził na ten układ. Bo co jeśli faktycznie coś do niego czuje? Wtedy będzie musiał go okłamywać, albo powiedzieć prawdę. Osobiście oby dwie wersje są według niego do dupy.
Zastanawia się jaka jest jego ulubiona potrawa. Znają się miesiąc, a on nic o nim nie wie. Tak, Louis ma ochote walnąć głową o półkę w dziale z przyprawami. Decyduje, że zrobi zwykłe spaghetti bolognese i od razu dowie się co on lubi. Idealne rozwiązanie. Oczywiście Tomlinson wie, że dzisiaj jest piątek, wie, że w ten dzień ojciec Loczka wyjeżdża aż do niedzieli, to bardzo ułatwia mu sytuację i myśli, że życie chyba nienawidzi go. Nie aż tak. Więc kupuje rzeczy na kolacje (na którą się wprosi bo dalej nie dostał sms'a) i na mini deser po niej. 
Wszystkie rzeczy włożył do plecaka, następnie wsiadł na rower (przeklinając w myślach, że nie ma prawka) i pojechał pod znany biały dom. Widząc, że na podjeździe nie ma czarnego samochodu jego ojca z uśmiechem odkłada rower i puka. Po czasie stoi przed nim on. Ma na sobie jeden ze starych sweterków, które jak pamięta Louis ubierał zawsze w zimę i zwykłe szary dresy. Na nosie znajdują się wielkie okulary, ale Louis uważa ten widok za uroczy. Harry patrzy na niego z nieodganionym wyrazem twarzy po czym wzdycha i przepuszcza mniejszego w drzwiach.
- Wpraszam się na kolacje! - informuje go idąc do kuchni, wcześniej oczywiście zdejmując buty.
- C-co?
- Nie dałeś mi znaku życia, więc postanowiłem sam zadbać o nasz wspólny czas. - uśmiechnął się czarująco i zaczął wyciągać rzeczy z plecaka. - Wybacz, nie wiem co lubisz więc postanowiłem zrobić spaghetti, to nie problem?
Harry dalej stał w szoku.
- C-co?
- Co, co?
- Um nic. - spuścił głowę - I jest okey.
- Pomijając fakt, że jestem kaleką w gotowaniu i mam nadzieje, że przynajmiej mi to wyjdzie. - usłyszał chichot większego.
- C-co ci przygotować? - zapytał kiedy stał przy szafkach.
- Um, patelnie, olej i garnek. - mówiąc to wpatrywał się w instrukcję, która znajdowała się na słoiku od sosu. Louis naprawdę modlił się żeby nie spalić mu domu. - I jakąś drewnianą łyżkę czy jak to się nazywa. Wiesz takie jak łyżka, ale proste i tak właśnie to.
Kiedy Louis próbował zrobić ich kolacje, Harry powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem. To jak uciekał przed rozgrzanym olejem, który tryskał na boki kiedy smażył mięso. Lub to jak robił to samo z wrzuceniem makaronu do wrządku. Zdecydowanie Louis nie nadawał się na kucharza. Zdecydowanie.
Kiedy sos z mięsem był gotowy czekali na makaron.
- Więc jakie jest twoje ulubione danie? - zapytał. Harry wzruszył ramionami.
- Nie mam, lubie du-użo rzeczy.
- A tak mniej więcej? 
- Um. - przygryzł delikatnie wargę zastanawiając się - Chyba n-naleśniki ze szpinakiem.
- Szpinak? Bleh! - Louis zrobił zdegustowaną minę.
- Hej! Szpinak jest smaczny. - w odpowiedzi dostał szybkie zaprzeczanie głową od Lou.
Po skończonym posiłku usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać. Louis chciał się czegoś o nim dowiedzieć, co przyjął to do wiadomości Harry z wielkim rumieńcem.
Harry co raz mniej się jąkał, a Louis dalej nie wymówił jego imienia.
- Obejrzymy coś? - zapytał niższy.
- Um okey.
- To wybierz nam film, a ja idę zrobić krem czekoladowy.
Louis poszedł do kuchni i za pomocą instrukcji zaczął robić krem czekoladowy. W tym czasie Harry siedział na kanapie z nogami przyciśniętymi do klatki i zastanawiał się co tu się dzieje. Louis nie przychodzi do niego jeżeli czegoś nie chce. Poprawił okulary i westchnął. Czego tym razem szatyn chce? Harry wiedział, że nie postępuje słusznie i nie powinien się na to zgadzać, ale miał swoje malutki sekret, no może i dwa. Jęknął i oparł czoło o kolana, czuł się do dupy. Siedział tak przez cały czas obiecując sobie, że na nic się nie zgodzi.
- Wybrałeś coś? - zapytał Tommo wchodząc do salonu z dwoma małymi, szklanymi miseczkami, w których znajdowała się słodycz, a na nich były maliny.
- Um, n-nie. Nie oglą-ądam zazwyczaj fi-ilmów i nie wiem c-co możemy obejrzeć.
- To co ty robisz w wolnym czasie? - podniósł brew i podał mu deser.
- Um, rysuje, czytam l-lub pisze.
- Masz na myśli te wszystkie głupie fanfiction? 
- N-nie. - tak.
- To co w takim razie?
- A ty c-co robisz? - próbował zmienić temat.
- Uh, dużo tego. - spojrzał na stolik do kawy, który znajdował się przed nimi, zmarszczył brwi i przygryzł wargę - Zazwyczaj imprezuje, wychodzę do kina czy gram na komputerze lub w nożną. Nic specjalnego.
Zapanowała ponownie cisza, więc zabrali się za jedzenie czekoladwego kremu. Louis próbował się nie podnicić kiedy widział jak Harry oblizuje łyżeczkę, lub zbiera go ze swoich ust językiem. Ten dupek chyba nawet nie wie ile siły musi włożyć w to, żeby go nie wziąść tu i teraz. Żeby nie obsmarować jego ciała tą słodkością, a następnie zlizać to wszystko i zabrać się za lizanie jego słodkiej dziurki. Tomlinson próbował nie jęknąć, szybko dokończył swój posiłek i odstawił puste naczynie na stolik.
- To co będziemy robić? - zapytał.
- N-nie wiem.
Louis ukradkiem zerknął na zegar 20. Miał nadzieje, że uda mu się zostać na noc, wiedział, że będzie musiał się kontrolować, co było dla niego wielkim wyzwaniem.
- Masz jakieś gry?
- Nie.
- Um, jakiś film może jednak?
- N-nie lubię.
- Uh, to nie wiem. - oparł się wygodniej o kanape.
- P-poczekaj. - Harry wstał.
- Gdzie idziesz?
- Do swojego p-pokoju.
- Pójdę z tobą. - szatyn wstał i zaczął iść w kierunku pokoju wyższego - Będziesz tak stał? - zapytał ze schodów i poszedł dalej, kiedy wszedł do pomieszczenia zapalił światło i usiadł na łóżku czekając. Kiedy Harry się pojawił podszedł do komody i wyjął z niej gry planszowe?!
- To też robisz w wolnym czasie? - zerknął na niego z rozbawieniem, na co Harry się zarumienił.
- Czasami. - położył przed szatynem szachy, domino, karty i jakieś gry planszowe. 
- Okey? W co chcesz grać?
- Um, uno? - wskazał na karty.
- Okey?
Styles zaczął tasować i rozdał po pięć kart każdemu. Kiedy Harry położył żółtą kartę z liczbą pięć, Louis nie wiedział co dalej ma zrobić, więc położył na nią czerwoną kartę z numerem dwa. Harry podniósł wysoko brwi i spojrzał na niego z uśmiechem.
- Wiesz jak się gra?
- Nie. - zakłopotany Louis podrapał się po karku - Wyjaśnisz mi? - Harry cicho zachichotał.
- Okey. - westchnął i zaczął mu tłumaczyć jak gra się w tą gre, na początku kiedy mówił, że musi on mieć, albo ten sam kolor karty, albo tą samą liczbę trochę się jąkał, ale po tłumaczeniu mu innych zdarzało mu się to rzadko. Więc zaczęli grać, co Lou się znudziło po dziesięciu minutach.
- Masz coś innego? - Harry przytaknął, wstał i poszedł po inną rozrywkę - Serio kurwa? 
- L-lubie ją. - Loczek postawił przed nim grę, która polega na 'złowieniu' jak najwięcej ryb. 
- Niech będzie. - westchnął Louis. Zastanawiał się czy może wyjść i dołączyć do reszty i się upić, czy zostać tu.
- To jest pojebane! - krzyknął zirytowany - Jakim prawem masz już tyle tych jebanych ryb, a ja tylko pięć! - walnął pięścią o swoje kolano.
- Musisz pocze-ekać, aż jej buzia...
- Buzia. - prychnął.
- Się zam-mknie.
Zagrali jeszcze w dwie inne gry i Louis naprawdę był lekko na nie wkurzony i tak Louis chciał, żeby ta złość wyparowała przez pocałunek z nim, ale wiedział, że nie może, bo zostanie wywalony z domu. Marcel musiał mu zaufać, wiedział, że o tak się z nim nie prześpi. Dogadzanie sobie w tamte sposoby, a pieprzenie się to zupełnie co innego. I tak Louis chciał iść teraz pod prysznic i szybko sobie obciągnąć.
- Um, jest już późn-no. - zauważył Styles.
- Jest. - zaczął wkładać rybki na swoje miejsce.
- Nie zadzw-wonisz po swoją mame-e?
- Nie.
- Dlacze-ego?
- Bo jej nie ma w domu, pojechała do mojej ciotki.
- Oh. - Louis zaczął zbierać reszte rzeczy.
- Lottie zaprosiła do nas Eda i nie chce wiedzieć co oni tam robią. - skrzywił się.
- Um.
- Zbieram się. - musiał się upić.
- Okey. 
- Przestań. - wstał i usiadł mu na kolanach - Przestań być tak bardzo nieśmiały i niewinny, bo nie wytrzymam kiedyś ze stałą erekcją przez ciebie. - Louis zachichotał, Harry się zarumienił. Tommo założył mu ręce za szyję i schylił się do pocałunku. Lekko przygryzł jego dolną wargę, aby później ją polizać i zakończyć to na słodkim pocałunku. Mimo, że Harry nie chciał, objął go w pasie. Louis był tym co przerwał go. 
- Do jutra. - cmoknął malinowe usta ostatni raz.

Ciągłe dzwonienie do drzwi nie dawało mu spokoju, przetarł oczy i spojrzał na zegarek 4:21. Ze zmarszczonym czołem powoli i ostrożnie zszedł na doł.
- Otwieraj! - doszedł go krzyk zza nich.
- Louis. - westchnął kiedy otworzył przed nim drzwi.
- No w końcu. - położył dłonie na biodrach i zrobił naburmuszoną minę - Wiesz ile tutaj czekałem? - wprosił się do środka i ruszył na górę.
- Louis? - Tomlinson olał jego wołania i poszedł dalej, Harry pierwszy raz widział, żeby ktoś się tak zachowywał, zamknął ponownie drzwi i ruszył do siebie. 
Na łóżku zauważył Lou, który leżał na boku i patrzył się przed siebie.
- Chodź. - mruknął. Loczek niepewnie usiadł koło niego.
- Roze-ebrać cię, czy dasz sa-am radę? - Louis wzruszył ramionami. Harrego pokrył rumieniec od szyi do policzków. Odpiął guzik od spodni drżącymi dłońmi następnie je powoli i niepewnie zdjął, wcześniej zdejmując jego buty. Postanowił zostawić na nim bluzkę, ruszył do kuchni po butelkę wody i szklankę, wrócił do szatyna i nalał do nazynia cieczy. Louis wypił wszystko i opadł na poduszki.
- Jestem chujem. - w końcu się odezwał kiedy Harry położył się obok i zgasił światło. Styles postanowił nie odpowiadać.
- Uważasz, że nim jestem? Pewnie tak. - wybełkotał. Styles przykrył ich kołdrą - Jestem okrutny. - położył się na bok i dalej słuchał paplaniny Tomlinsona.
- Przytulisz mnie? - usłyszał i odwrócił się w stronę chłopaka, niepewnie objął go w pasie, a szatyn natychmiast wtulił się w jego klatkę i wciągnął przyjemny zapach drugiego chłopaka.
- Nie zasługuje na ciebie. - ciągnął dalej - Nie zasługuje na nikogo! - po policzku Lou zleciała pojedyńcza łza.
- Csii.
- Nie. - jęknął.
- Idź spać Lou.
- Nie. - dalej protestował - Jesteś fajną poduszką, wiesz? Taki wygodny. - na ustach zielonookiego pojawił się malutki uśmieszek - Podusiaa. - zachichotał - Zostaniesz moją podusią? - spojrzał w oczy Hazzy.
- O-okey?
Po tym nastała cisza, Loczek pomyślał, że on zasnął, więc sam postanowił zapaść w sen.
- Branoc Harry. - szatyn szepnął i złożył delikatny pocałunek na jego ustach i serce Harrego się zatrzymało.

Część VIII


Do: Harry/Marcel
Heej! Spotkamy się dzisiaj?

Odłożyłem telefon i odpaliłem laptopa. Kiedy się już włączył zalogowałem się na facebook'a. Spojrzałem na telefon, dalej nie dostałem odpowiedzi. Westchnąłem i włączyłem piosenkę Supergirl Anny Naklab i podłączyłem głośniki do urządzenia.

Do: Harry/Marcel
Raczysz mi odpowiedzieć?

Przejrzałem powiadomienia i wstałem od biurka przenosząc się na łóżko.

Do: Harry/Marcel
Halllooooooo! Czekam...

Chwyciłem w dłoń paczkę z papierosami, wyciągnąłem jednego, wziąłem zapalniczkę i podszedłem do okna wcześniej zamykając drzwi na klucz. Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się, spojrzałem przez ramię czy przypadkiem mi odpisał, niestety dioda w telefonie nie pikała. Zgasiłem go kiedy skończyłem i wyrzuciłem na podwórko sąsiada. Wziąłem telefon w dłoń i zadzwoniłem do niego. Nie odbierał więc zbiegłem na dół. Ubrałem buty i bluze i wyszedłem z domu. 
Po 15 minutach spaceru byłem przed jego domem, wbiegłem po trzech schodkach i zapukałem.
Nikt nie otwierał, więc jeszcze raz wybrałem jego numer, bez skutku. Westchnąłem i ruszyłem w stronę domu Malika. Pięć minut od jego domu zauważyłem Stylesa w aucie, który jechał w stronę domu. Nie myśląc więcej zawróciłem. 
- Hej! - przywitałem się kiedy stał z ojcem pod drzwiami, a w dłoniach trzymał torby z zakupami.
- Cześć.
- Dzień dobry.
- Dobry. - jego ojciec nie patrząc na mnie wszedł do domu.
- Milutko. - spojrzałem na Marcela. Dzisiaj był odziwo normalnie ubrany. Biała bluzka i czarne rurki w dodatku jego włosy układały się w bałagan loków. - Fajnie wyglądasz. - przygryzłem wargę i schowałem ręce za plecami.
- Dzięki, w-wejdziesz?
- Okey. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, dlaczego nie odbierałeś?
- Nie miałem przy sobie telefonu. - otworzyłem szeroko oczy - C-co?
- To było pierwsze zadanie, które wypowiedziałeś bez jąkania się, po prostu wow.

Kiedy kładłem się już do łóżka dostałem sms'a.
Od: Harry/Marcel
Ja się nie zająkałem, miła była rozmowa nie sądzisz? Ty też... Ty też mógłbyś w końcu zapamiętać moje imię...

~•~

- Louis. - odezwała się nauczycielka. 
- Tak? - podniosłem głowę z ławki.
- Ściągałeś na sprawdzianie?
- Myśli pani, że chciałoby mi się robić ściągi? 
- Nie sądzę, ale jestem ciekawa, skąd wiedziałeś to wszystko, skoro nawet nie raczysz wyjąć książki na lekcji. - podeszła do mnie i położyła kartkę na drewnianym meblu. Dostałem ocenę C!
- Uh uczyłem się z Stylesem.
- Możesz podziękować panu Styles'owi.

- Heej. - usiadłem koło Loczka na trawie przed szkołą.
- Hej. - odpowiedział nieśmiało.
- Niezgadniesz co dostałem z matmy!
- Co?
- C!
- To gratuluje. - uśmiechnął się do mnie.
- Dzięki tobie.
- Czyli zdasz?
- Prawdopodobnie tak i dzięki. - popchnąłem go na ziemię i pocałowałem. Na moje nieszczęście odsunął się ode mnie zarumieniony.
- L-louis nie.
- Ale...
- M-minął już miesiąc d-daj mi spokój. - wstał i odbiegł ode mnie.

~•~

Siedziałem na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i trzymałem przed sobą wygiętą już kartkę.
1. Pocałunek ✓
2. Pocałunek francuski ✓
3. Blowjob ✓
4. Handjob ✓
5. Rimming ✓
6. Palcówka ✓
7. Seks 
Westchnąłem. Jeszcze jeden punk, jeden cholerny punkt. Nie ośmiesze się, że nie udało mi się przelecieć największego kujona w szkole! 
Ale udało ci się go zmienić. 
Z tym się zgodzę, zaczął się lepiej ubierać i nie jąkał się już, przynajmniej nie aż tak. Położyłem się na posłaniu i próbowałem coś wymyśleć.
Z bezguścia zmienił się w chłopaka z gustem. Jego loczki nie były już uwięzione w tych wszystkich żelach, oczy, piękne zielone oczy, które zabijały  swoją doskonałością nie były oszpecone starymi, dużymi okularami. Jego długie i szczupłe nogi były opięte przez rurki, które pokazywały ich seksowność, a nie stare spodnie, które na nim wisiały. Zamiast krawatu nosił srebny krzyżyk, a jego ruchy łopatkami były gorące i teraz można było je zauważyć przez zwykłe koszulki zamiast swetra i koszuli.
To we mnie uderzyło. On jest cholernie seksowny, a laski jak i faceci lubią seksownych chłopaków, czyli..
- Halo?
- Zayn? Potrzebuję pomocy.
- Louis coś się stało? 
- Tak, nie, to znaczy może, Zayn. - jęknąłem.
- Lou mów o co chodzi i nie panikuj!
- Zaraz u ciebie będę! - rozłączyłem się i zniegłem na dół - Mamo! 
- Tak? - usłyszałem jej głos z kuchni.
- Zawieź mnie do Zayna proszę.
- Louis.
- Proszę! Muszę z nim szybko porozmawiać! - westchnęła, ale się zgodziła. Całą podróż do przyjaciela traktowałem jak torture, chciałem jak najszybciej z nim porozmawiać, żeby przemówił mi do rozsądku i zapewnił, że chce go tylko przelecieć. 
Kiedy matka podjechała pod jego dom, rzuciłem jej ciche "dzięki" i wysiadłem.
Po kilku minutach znajdowałem się razem z Malikiem w jego pokoju, który moim zdaniem był doskonały. Biała cegła znajdowała się naprzeciwko wejścia, tak samo jak po lewej stronie, gdzie znajdowało się jego łóżko. Na niej było graffiti, obok łóżka pod oknem miał biurko. Po prawej stronie pokoju w rogu koło biurka znajdowała się wieża z wielkimi głośnikami, wielka szafa i półka na sprey'e i książki. 
- Więc?
- Em, uh. 
- Louis na litość Boską! - opadł na poduszki - Mów.
- Co czujesz do Pezz? - poniósł brew.
- Miłość. - uśmiechnął się - Widzę w niej inteligętną i piękną dziewczynę, która ma wspaniały charakter. Umie mnie pocieszyć, zabawić się, wywołać u mnie uśmiech, sprawić, że moje serce szybciej bije. - mówił to z wielkim uśmiechem na ustach i z dumą, że kogoś takiego ma. Czułem się źle, bo tak samo myślę o nim. Czasami.  Widząc go też się uśmiecham, jego rumieńce są urocze, nawet jąkanie się, tak to jest urocze chociaż na początku mnie ono irytowało. 
- Louis? Ziemia do Lou halo! - dostałem z poduszki w twarz.
- Co?
- O wróciłeś! Jak miło. - powiedział z sarkazmem.
- Czy to możliwe, że mogę coś do niego czuć? - otworzył szeroko oczy i zaktusił się herbatą 
- Co?! - wzruszyłem ramionami i zacząłem bawić się nogawkami spodni. - Mówisz poważnie?
- Nie wiem! - wyrzuciłem ręce w powietrze - Po prostu dzisiaj przeglądałem moją listę i po prostu uświadomiłem sobie, że on się zmienił. Jest seksowny, znaczy zawsze był, ale teraz dopiero to pokazuje i inni lubią seksownych facetów, czyli on będzie podobał się im, a ja nie chce. - jęknąłem z bezradności - On jest mój, tylko ja mogę go dotykać, całować, przytulać, mówić mu różne komplementy, po prostu uh. Nie wiem czy to po prostu jest to uczucie, czy tylko porządanie.
- Wow, uh. - przetarł oczy dłońmi.
- Ta dzięki.
- Jak bardzo chcesz go przelecieć?
- Nie chce pod tym względem! Ja chce po prostu, żeby było mu w tym dobrze. Chce go mieć przy sobie. - przygryzłem ze zdenerwowania wargę.
- Stary.
- Hm?
- Chyba wpadłeś.- cholera.

~•~

- Hej, um co dzisiaj robisz? - zapytałem go kiedy wychodziliśmy z klasy po lekcji angielskiego.
- Um, n-nie wiem. - wzrok wbijał w swoje buty.
- A miałbyś ochotę spędzić ten dzień ze mną? - stanął, dalej na mnie nie patrząc.
- N-nie wiem.
- Dzisiaj jest piątek więc może pójdziemy na spacer czy coś? - przeskoczyłem z nogi na nogę.
- M-może.
- Um, albo posiedzimy u ciebie czy u mnie, pogadamy czy coś? - zamknął mocno oczy na ostatni wyraz - Tylko. - dodałem. Cóż to był pierwszy tydzień kiedy nic z nim nie zrobię.
- Z-zobaczę.
- Jasne, jak coś masz mój numer. Pa Curly. - przezwisko samo wyleciało z moich ust.
Idąc na następną lekcje, usłyszałem, że ktoś mnie woła, spojrzałem w bok i ujrzałem chłopaka, któremu dałem kosza, następnie idąc do łazienki z Loczkiem. Westchnąłem i podszedłem do niego.
- Czego? - poprawiłem plecak na ramieniu.
- Słyszałem, że jesteś z Marcelem.
- Nie? 
- I słyszałem również, że chcesz go wypieprzyć.
- Czego chcesz? - warknąłem.
- To prawda?
- Gówno powinno cię to interesować.
- Tommo - zaśmiał się - spokojnie, chciałem się tylko upewnić i chciałem się założyć.
- O co niby? - podniosłem brew.
- Masz tydzień, żeby go przelecieć.
- Co? Ciebie chyba popierdoliło! - zrobiłem krok do tyłu.
- Czemu nie? - wzruszył ramionami - Chyba, że zakochałeś się w naszym drogim Marcelku.
- N-nie. - chyba nie, dodałem tylko dla siebie. 
- Więc? Przegrany daje 200 funtów.
Zamknąłem na chwile oczy. A jeżeli ten zakład mi pokaże, że to tylko pożądanie? Wtedy myśli o tym, że mogłem się w nim zakochać znikną...
- Zgoda.

Część VII

- Idziemy po południu na basen? - zapytała Perrie. Siedzieliśmy przed szkołą, w miejscu dla palących. 
- Możemy. - odezwał się Liam, który obejmował w pasie Nialla. Horan kiwnął twierdząco głową i oparł się o swojego chłopaka.
- Louis? Idziesz z nami? - położyłem się na trawie i wzruszyłem ramionami. 
- Nie wiem. 
- Oh no dawaj! Co innego masz do roboty? 
- Upicie się? - wyciągnąłem papierosa z paczki i go odpaliłem. 
- Alkoholik. - mruknęła.
- Mogę nim być. - zaciągnąłem się. 
- Stary, minął już prawie miesiąc "waszego związku" - zrobił cudzysłowie - Jesteś prawie wolny.
- Ale ja nie chce być prawie wolnym. Chce dokończyć swoją listę, ale on nie chce się ze mną widzieć. - marudziłem.
- Czyżby nasz LouLou był zakochany? - parsknął Malik. 
- Chyba ci zielsko zaszkodziło. Nie kocham go, chce tylko go wypieprzyć i tyle. - usiadłem i zgasiłem go.
- Jeżeli go namówię na pójście z nami ty też przyjdziesz? 
- Kobieto jesteś zdesperowana. - rzuciła we mnie zapalniczką.
- Chce gdzieś z wami wyjść. Wszystkimi. - zrobiła nacisk na ostatni wyraz. 
- Dobra, dobra. - wstałem i się otrzepałem - Niech ci będzie, powodzenia. 

~•~•~•~

Od Pezz: Okey, idzie, tylko tego nie spieprz, nawet nie wiesz ile czasu go namawiałam!

Do Pezz: Dzięki Kwiatuszku!

Od Pezz: O 16 u mnie.

Spakowałem ręcznik i koc, kąpielówki, żel i inne rzeczy, które będą mi potrzebne. Wyszedłem z domu i ruszyłem na przystanek, po 10 minutach byłem przed domem Perrie, zapukałem i wszedłem do środka.
- Jestem księżniczki! - wszedłem do kuchni, w której był Zayn z Perrie i pakowali jedzenie do przenośnej lodówki. 
- No witamy, witamy cię paskudo.
- Milutko. - skomentowałem.
- Więc! - klasnęła w dłonie - Niam będzie tam na miejscu, Zayn idź odpalić samochód i weź do niego to wszystko jakbyś mógł. 
- Jasne. - pocałował ją krótko w usta i wyszedł.
- A gdzie jest Marcel?
- W łazience. - odwróciła się w moją stronę - A właściwie to za tobą. Masz klucze i zamknij dom, czekamy w samochodzie. - zabrała torebkę i również wyszła. Odwróciłem się w stronę chłopaka. 
- Cześć. 
- H-hej. - wcale mi tego jąkania nie brakowało. Dalej mnie wkurza ale jest też urocze w pewien sposób. Oh Louis zamknij swoje myśli. 
- Więc, co tam? - zacząłem bujać się na stopach.
- D-dobrze, a u ciebie? 
- Teraz wspaniale. - szeroko się uśmiechnąłem i okey, przyznaje się nie był to do końca wymuszony uśmiech, ale tylko dlatego, że cieszyłem się z kolejnego punktu. - To co idziemy? Gdzie masz plecak? Wziąść ci go?
- N-nie...
- Ależ to żaden problem. - udawanie miłego, żeby mi znowu zaufał. - No chodź! - zabrałem jego torbę, przepuściłem go w drzwiach, zamknąłem je za sobą i ruszyliśmy do samochodu. W pojeździe zapiął pasy, przez co zyskał od nas dziwne spojrzenia, siedział po lewej stronie, a ja się przesunąłem na środek. 
- Pójdziemy do jacuzzi? - zapytałem. 
- Oczywiście! - zapiszczała zadowolona blondynka. Oparłem się o siedzenie i spojrzałem przed siebie, a następnie przeniosłem wzrok na niego. Nawet nie podejrzewał co dla nas dzisiaj przygotowałem. 
Bąbelki, oh tak.

Wysiedliśmy z samochodu, wzięliśmy nasze plecaki i ruszyliśmy do budynku po drodze spotykając Nialla i Liama. Kupiliśmy pakiet na cały dzień, kiedy założyli nam specjalne bransoletki poszliśmy się przebrać.
Zdjąłem z siebie koszulkę, a następnie buty.
- W-wiecie może g-gdzie jest szatnia? - zapytał.
- Jesteś w niej. - podeszłem do niego.
- A-ale kabina.
- Możesz przebrać się tu. - położyłem dłonie na jego biodrach - Tu są sami swoi, a ja nie narzekam na takie widoki. - zacząłem podnosić jego bluzkę, kiedy byłem w połowie jego klatki odsunął się, a moje ręce opadły wzdłuż mojego ciała.
- Jak stąd wyjdziesz to na lewo. - poinformował go Liam.
- Nienawidzę cię. - mruknąłem do przyjaciela.
- Nie chce brać w tym gównie udziału.
- To lepiej nie idźcie z nami do jacuzzi.
- Co ty chcesz z nim zrobić? - zapytał rozbawiony Zayn. Poruszyłem zabawnie brwiami.
- Nie mów, że chcesz go tam przelecieć! - zająłem z siebie spodnie i założyłem szorty.
- Nie, ale zrobię z nim coś podobnego.
- Liam. Kup. Nam. Jacuzzi.
- Niall, przestań. - zaśmiał się.
- Ale wyobraź sobie te bąbel...
- Szybciej panienki!
- Idziemy chłopcze! - odkrzyknąłem Pezz.

~•~

- To co? Może na początek pójdziemy na zewnątrz? - przytaknęliśmy jej. Usłyszeliśmy otwarcie się jednej z kabin i powoli ruszeliśmy, a Marcel szedł za nami. Wyszliśmy na podwórko, na trawie były położone leżaki, a dalej było wolne miejsce na koce. Wybraliśmy tą pierwszą opcje.
- Marcel idzie... po co ci szlafrok? - zaśmiałem się - Zdejmij to, będziesz się w nim gotował.
- A-ale...
- Zdejmuj. To idziemy popływać?
- J-ja zosta-ane.
- Jak chcesz. - przynajmniej będziesz miał siły na później - dodałem w głowie.
Razem z resztą weszliśmy do chłodnej wody.
Jako piąte koło u wozu zacząłem nurkować i pływać sam. Później zawody na to, który z nas wytrzyma najdłużej pod wodą. Wygrał Liam, Niall był na drugim miejscu, ja na trzecim, a Malik na ostatnim. Perrie nie chciała brać w tym udziału. Położyłem się na plecach i zamknąłem oczy. Po chwili poczułem łaskotki na bokach, odskoczyłem i wpadłem cały do wody.
- Co do chuja?!
- Idź po Harrego, zaraz zaczyna się wir. - oznajmił Horan. Wyszedłem z wody i podszedłem do niego.
- Nie nudzisz się tu? - położyłem dłonie na biodrach.
- Nie. - otworzył oczy.
- Chodź do wody, zaraz zaczyna się wir.
- A nie mogę tu zostać?
- Nie. - wyciągnąłem w jego kierunku rękę, którą ujął z głośnym westchnieniem.
Weszliśmy do basenu i popłynęliśmy do kółka. Zaczęło się.
- L-louis? - usłyszałem, odwróciłem się i zobaczyłem go, trzymał się brzegu basenu i wyglądał na przestraszonego. Wywróciłem oczami i popłynąłem dalej, żeby zaraz się przy nim znaleźć.
- Co jest? - objąłem go w talii, żeby prąd nie zniósł mnie dalej.
- B-bo...
- Tak?
- M-mogę się c-ciebie trzy-ymać?
- Jasne. - może to i wyglądało śmiesznie, wysoki chłopak, który obejmował mnie w talii nogami i rękoma wokół szyi, jak dziecko. Przeniosłem nas do brzegu.
- Chodź z przodu. - teraz był przede mną, a jego oddech uderzał w moją szyję.
Widząc, że wszyscy są zainteresowani atrakcją ścisnąłem jego tyłek, a on zajęczał do mojego ucha.
- C-co oh. - włożyłem palec pod jego kompielówki i przyjechałem po lini.
- Csii, chyba nie chcesz, żeby inni to zauważyli. - jęknął w moją szyję.
- N-nie.
- Dobry chłopiec. - ścisnąłem jego pośladek, a on się uniósł. Para, która znajdowała się obok nas spojrzała na nas z obrzydzeniem, a ja się na to beszczelnie uśmiechnąłem w ich kierunku. Po tym poszliśmy na zjerzdzalnie. Pierwsza z nich była gruba i szeroka. Kiedy nadeszła kolej Marcela zjechałem szybko za nim i objąłem go.
- Jezu! - krzyknął przestraszony.
- Wystarczy Louis. - zachichotałem i zacząłem składać delikatne pocałunki na jego szyi.
- Co to było? - złapał się za szyję.
- Malinka, oznaczyłem cię. Jesteś mój. - i wtedy wpadliśmy do wody.
Następny był 'wir'. Marcel nie chciał na to iść, więc czekał na nas na dole. Po pięciu minutach stania w kolejce w końcu mogłem wsiąść na czerwony, twardy ponton. Zjechałem w dół, woda zaczęła lać się na mnie z czerwonych ścian, a ja spływałem niczym woda w kranie. Kiedy wszyscy byli już z naki na dole poszliśmy na dwie inne zjeżdżalnie.
- Idziemy coś zjeść? - zapytał blondyn.
- Możemy. - zerknąłem na bruneta, grzywka opadała mu na czoło, stanąłem na palcach i odgarnąłem ją na bok. Ruszyliśmy w stronę jadalni. Po drodze splotłem nasze palce ze sobą, a jego usta wygięły się w małym uśmieszku. Stanęliśmy przed tablicą z menu.
- Nie polecam ci tu nic oprócz frytek. Mają tu tak nie dobre jedzenie, że nawet Niall nie je tu nic oprócz nich. - zachichotał. Kiedy wzieliśmy nasze tace z jedzeniem i po kubku dużej coli usiedliśmy przy stoliku. W połowie zacząłem go karmić co przyjął z wielkim zawstydzeniem.
- Mam ochotę iść do sauny. - oznajmiła Pezz.
- W sumie czemu nie. - Malik wstał i zaczął zbierać puste kubki i tacki.
- Harry idziesz z nami? - zapytała. Byłby tam nagi i spocony, uh tak, ale są tam inni faceci, więc stawiam temu pomysłowi wielkie nie. Zaprzeczył ruchem głowy.
- Mi się też nie chce tam iść, więc może pójdziemy do jacuzzi? - zaproponowałem - Chyba, że wolisz tam siedzieć nagi. - ponownie zaprzeczył - Wspaniale.
Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy. Zauważyłem jak kilka dziewczyn jak i chłopaków zaczęło mu się przyglądać. Objąłem go, położyłem swoją dłoń na jego biodrze i ścisnąłem je, a on mi posłał pytające spojrzenie.
Uśmiechnąłem się tylko, kiedy przeszliśmy koło tej grupki usłyszałem gwizd jednego z nich.
- Niezłe ciałko loczku. - odwróciłem się, chłopak bezczelnie obczajał Marcela.
Nie ma do tego prawa! Marcel jest mój! Tylko ja mogę mu się przyglądać, całować go i pieprzyć do cholery! Złapałem go za dłoń, zatrzymałem, po czym pocałowałem. Posłałem nieznajomemu spojrzenie typu "widzisz? On jest mój" przeniosłem swoją dłoń na jego tyłek i ścisnąłem go, a Styles spuścił głowę.
Kiedy w końcu dotarliśmy do pomieszczenia z wielką 'wanną' rozjerzałem się po pomieszczeniu, zero kamerek, zero ludzi, wspaniale. Wszedłem do jacuzzi, a on za mną. Usiedliśmy, a ciepła woda otuliła nasze ciała. Oparłem głowę o brzeg i westchnąłem. Wyobraziłem sobie co zaraz będzie się tu dziać i uśmiechnąłem się na ten obraz. Nie chcąc czekać na to dłużej przekręciłem głowę na bok i spojrzałem na niego.
- Jesteś spięty?
- N-nie.
- Jesteś. - zmróżyłem oczy - Pozwól mi pomóc tobie zrelaksować się.
- Oke-ey.
Wynurzyłem się i usiadłem za nim, mkje nogi znajdowały się po obu stronach jego ciała zamoczone w wodzie. Zacząłem delikatnie i powoli masować jego kark
- Jak się czujesz? - zapytałem po chwili.
- Dobrze.
- Bardzo?
- T-tak. - schyliłem się.
- To wspaniale. - szepnąłem do jego ucha i wplątałem palce w jego suche już włosy. Rozłożył się wygodniej, a jego głowa znajdowała się dość blisko mojego krocza. Zsunąłem dłonie niżej na jego klatke i zacząłem robić na niej kółka, jednocześnie pocierając jego stojące już sutki. Poczułem, że bąbelki zaczynają już lecieć, więc szybko przeniosłem się na jego uda i zacząłem składać pocałunki na jego szyi. Wziąłem się za poszukiwanie jego dłoni, które były zaciśnięte na końcu siedzenia, chwyciłem je w swoje i ułożyłem na moich pośladkach.
- Rób to tu. - szepnąłem w jego usta.
- T-tu? C-co?
- To. - jeknął dłonią zacząłem 'ugniatać' jego penisa.
- Uhh. - zajęczał.
- No dalej. - zaczął to robić, a ja złączyłem nasze wargi ze sobą. Przestał więc postanowiłem go sprowokować. Poruszyłem się na nim jednocześnie wywołując tarcie i przygryzłem jego dolną wargę. Ścisnął moje pośladki delikatnie, ale z następnymi ruchami robił to coraz mocniej, a ja jęczałem cicho w jego usta.
- Odwróć się.
- P-po co? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Dzisiaj zrobimy coś nowego.
- Co?
- Niespodzianka. - pocałowałem jego zarumirniony policzek - No dalej kochany.
Pokiwał nieśmiało głową i zrobił to co chciałem. Zginął się w pół, tak, że jego cały tors znajdował się na powierzchni, a on opierał się o płytki. Stanąłem za nim i zacząłem składać pocałunki na jego plecach, a on drżał pode mną. Chwyciłem w dłoń jego pośladek i ścisnąłem go, a on cichutko zajęczał.
- Skarbie, teraz coś zrobię, dobrze?
- Co?
- Zobaczysz. - po tym włożyłem powoli w niego swojego palca.
- Uh! - odchylił głowę do tyłu - L-louis nie.
- Dlaczego nie? - zacząłem nim poruszać.
- B-bo...
- Cichutko, sprawie, że będziesz czuł się dobrze. - pocałowałem go w łopatkę.
Dołożyłem następnego palca, bąbelki uderzały w jego erekcje, którą delikatnie pieściłem drugą dłonią. Zacząłem przyspieszać ruchy palcami. Zniżyłem się, wyjąłem z niego palce i zatkałem nos. Kiedy byłem pod wodą jedną dłonią rozchyliłem jego pośladki, zbliżyłem swoją twarz do jego tyłka i włożyłem w niego swój język. Było mi trochę ciężko robić to pod wodą, ale nie zrezygnowałem. Zacząłem poruszać swoimi językiem w nim. Poczułem jak porusza swoimi tyłkiem pieprząc się moim językiem. Kiedy zabrakło mi potwietrza wynurzyłem się i zrobiłem to znowu. Po chwili wstałem i włożyłem w niego trzy palce szybko go nimi pieprząc.
- Jak się czujesz? - zapytałem. Stanął prosto i oparł się o mój tors.
- T-tam.
- Tu? Dlaczego tu? - zacząłem pocierać jego prostate - Odpowiedz.
- Tu jest d-dobrze.
- Mhm. - zacząłem pocierać swoją erekcją o jego pośladek jednocześnie składając na jego karku pocałunki.
- L-louis. - wyjąłem z niego palce i chwyciłem jego kutasa zaczynając mu obciągać, a mój penis znajdował się między jego pośladkami. Z całych sił próbowałem nie zacząć go nim pieprzyć co z ledwością mi się udało.
- J-ja. - zajęczał.
- Jesteś blisko? - potarłem jego główkę kciukiem.
- T-tak.
- No dalej. Dojdź teraz. - szepnąłem w jego ucho. I zrobił to dochodząc w ciepłą wodę w jacuzzi, gdzie na zewnątrz tego pomieszczenia znajdowało się dużo ludzi i z głośnym jękiem. Potarłem swoim kutasem jeszcze raz o jego tyłek i doszedłem.

Opadłem na łóżko i skreśliłem z listy rimming i palcówkę.
Jeszcze jeden punkt, uśmiechnąłem się do siebie.

Część VI


Mając na sobie tylko bokserki zszedłem na dół. Głowa mi ciągle pulsowała,  potrzebowałem tabletke i wodę. Wszedłem do kuchni, w której siedzieli Zayn, Perrie, Niall i Liam.
- Witajcie księżniczki.
- Nawet na kacu jesteś dupkiem. - jęknął Zayn. Olewając jego odpowiedź podszedłem do szafki, wyjąłem z niej moje lekarswo, sięgnąłe po wodę i popiłem.
- Harry wstał? - zapytał gospodarz. 
- Nie ma go. - wskoczyłem na blat i oparłem głowę o lodówkę. 
- Musze się położyć. - jęknął Liam.
- Idę z tobą. - Horan dołączył do niego.
- Jak to nie ma? - podniósł brew i potarł plecy Pezz, która opierała się na stole. Wzruszyłem ramionami.
- Jak wstałem to go nie było. - ziewnąłem - Pewnie się przestraszył tego co robiliśmy. - przymknąłem oczy.
- Co? - odezwała się blondynka. 
- Zrobił mi loda, cholera dobry jest. Zastanawiam się czy na pewno jest taką dziewicą czy tylko udaje.
- Czekaj, czekaj! 
- Perrie, kurwa, ciszej. - spojrzałem na nią.
- Jak on... serio?!
- Tak serio. Jezu dziewczyno ciszej proszę. 
- Nie wierzę. - Malik miał szeroko otwarte oczy.
- Uh. - zszedłem z blatu - Idę spać, umieram. Zero spokoju w tym domu!

- To jak, kiedy się widzimy? - szepnął mi do ucha jakiś chłopak z równoległej klasy. Przewróciłem oczami.
- Nigdy, dasz mi już święty spokój? - odsunąłem się od niego.
- Louis, wiem, że mnie pragniesz. - uśmiechnął się pewnie. 
- Pragnę ciebie tak samo jak dziewczyny, oops. 
- Po co siebie okłamujesz? 
- Człowieku... - miałem po raz kolejny kazać mu spierdalać, ale ujrzałem Marcela - Widzisz go? - wskazałem na loczka, odwrócił głowę i pokiwał głową. 
- Co za dziwak, nie? - zaśmiał się, a ja miałem mu ochotę przywalić. Nie ruszyło mnie to tylko... tylko ja mam do tego prawo, żeby go przezywać! Nikt inny! 
- Wole wypieprzyć Marcela, zamiast ciebie. A teraz wybacz idę do niego. - z uśmiechem ruszyłem w jego stronę.
- Co?! - usłyszałem za sobą. Podniosłem rękę i pokazałem mu środkowy palec. Stał to mnie tyłem przy swojej szafce. Podszedłem do niego i objąłem go w pasie.
- Witaj. - przestraszony się ode mnie odsunął.
- Oh L-louis to t-ty.
- To ja. Więc, co tam u ciebie? - oparłem się o metalowy mebel.
- Uh d-dobrze? A-a u ciebie?
- Właśnie uciekłem od mojego adoratora, który pragnie mnie wypieprzyć, co jest niemożliwe, bo to ja jestem tym na górze, albo chce zostać wypieprzonym, co równie jest niemożliwe, bo go nie dotkne nawet patykiem w tą jego pragnącą mojego dotyku dziurę. - rumieniec odkrył jego blade policzki, a usta wygięły się w małym uśmiechu. - Co ci tak wesoło?
- N-nic.
- Marcel, no mów. 
- T-to jest głupie. - odwrócił wzrok.
- Słyszałem głupsze rzeczy, uwierz. - zamknął szafkę i oparł się o nią, dalej unikając mojego wzroku.
- B-bo t-ty...
- Spróbuj bez jąkania się, okey? Ja nie gryzę. No może czasami. - poruszyłem znacząco brawami ale tego nie zauważył. 
- Ty powiedziałeś, że g-go nie dotkniesz, a j-ja jestem gorszy od n-niego, a t-to zrobiłeś. - wydusił z sobie cicho.
- Kto powiedział, że jesteś gorszy. - wszyscy, ale pomińmy to - Gdybyś zaczął się inaczej ubierać i nie byłbyś taki aspołeczny to na pewno by za tobą latali. - ale ja tego nie chce. Co? Nie, nie, nie. Lata mi to i powiewa. Ja go chce tylko przelecieć. O tak! Dlatego miałem taką myśl, chce być jego pierwszym i tyle. Wzruszył ramionami. Brunet dalej się w nas wpatrywał. 
- Marcel? - odwrócił się w moją stronę i uniósł brew - Pocałuje cię teraz. - niepozwalając mu odpowiedzieć popchnąłem go na szafkę i złączyłem nasze usta.
Objąłem go za szyją i mocniej nas do siebie przycisnąłem. Opierał się, ale po chwili zaczął odpowiadać nieśmiało na pocałunek. Poczułem jak niepewnie obejmuje mnie w pasie.
Czułem wzrok wszystkich, którzy byli na korytarzu. Ja bad boy, który pieprzy kogo chce całuje się z nieśmiałym Marcelem, który nie ma nawet znajomych. I dobrze, niech wiedzą, że on jest mój, że tylko ja to mogę z nim to robić nikt inny. Przerwałem nasz pocałunek, musnąłem jego policzek swoim nosem i szepnąłem mu do ucha - Chodź do łazienki. 
- Po co? - również mówił tym samym tonem.
- Zobaczysz. - uśmiechnąłem się słodko, złapałem go za dłoń i zaprowadziłem nas do pomieszczenia. Słyszałem rozmowy, które wymieniali między sobą inni, na to tylko ścisnąłem mocniej jego dłoń. Otworzyłem mu drzwi i przed wejściem do środka jeszcze raz pokazałem ten sam piękny gest jemu. Stał tam cały czerwony na twarzy i zdziwiony. 
Zamknąłem za nami drzwi i ruszyłem w stronę ostatniej kabiny.
- No chodź. 
Zamknąłem za nami drzwiczki i ponownie go pocałowałem.
- L-louis. - odsunął się ode mnie - L-lekcja się zaraz z-zacznie.
- Jeżeli ominiemy jedną nic nam się nie stanie. - popchnąłem go na ubikacje, usiadłem na jego biodrach i zacząłem muskać ustami jego szyję. Poczułem jak się wierci - Czułe miejsce, hm? - polizałem ją.
- N-nie wiem.
- Ale ja tak. - zacząłem rozpinać jego granatową koszulę, następnie polizałem jego wystające obojczyki.
- C-co ty r-robisz? - wróciłem do jego ust, cmoknąłem je.
- Mam zamiar ci się odwdzięczyć za piątek. 
- C-co?! - spojrzał na mnie przestraszony. Odsunąłem nasze twarze od siebie i spojrzałem w jego zielone oczy.
- Mam zamiar ci obciągnąć.
- T-ty, co?! - wywróciłem oczami, dziewica.
- Chcesz szczegóły? Okey. Mam zamiar cię podniecić do granic możliwości. - przejechałem palcem po jego uchu - Późnej zdejmę z ciebie spodnie i bokserki, które będą opinać twojego twardego kutasa, następnie chwycę go w dłoń, zacznę powoli ci obciągać, żebyś mnie błagał o więcej. Kiedy będziesz dochodził zacznę cię ssać, żebyś doszedł w moje usta. Połknę twoją spermę, albo dam ci ją prosto z moich ust do twoich, żebyś mógł siebie posmakować. - jego usta były szeroko otwarte, tak samo jak oczy. Nie mogłem się powstrzymać i chwyciłem jego wargę w swoje zęby, pociągnąłem go do przodu za nią, puściłem i polizałem. 
- A-ale...
- Pragnę cię Marcel. Tak bardzo. 
- M-mnie? P-przecież ja nie j-jestem k-kimś dosk-konałym i...
- Nie rób takiej romantycznej atmosfery. - nie mówiąc nic więcej pocałowałem go, położyłem swoje dłonie na jego łopatkach i zacząłem poruszać biodrami. Przeniosłem je na jego szyję, później klatkę, odpiąłem resztę guzików i zdjąłem ją z niego. Przesunąłem się do tyłu, jedną dłonią chwyciłem jego włosy, drugą zacząłem macać przez spodnie jego kutasa. Jękną i się zarumienił, uśmiechnąłem się do niego i całkowicie z niego zszedłem, kucnąłem przed jego nogami i zacząłem rozpinać mu pasek, patrzył w bok. 
- Wstań. - rozkazałem, przygryzł wargę i wykonał moje polecenie. Posłuszny - pomyślałem. Zsunąłem je do ud - Siadaj. - kiedy to zrobił zdjąłem je całkowicie, rozsunąłem jego nogi i przysunąłem się bliżej. Polizałem jego udo i zrobiłem na nim malinkę.
- C-co ty? - podniosłem wzrok na jego twarz.
- Jesteś mój. - przygryzł wargę, spojrzałem na jego spore wybrzuszenie w czarnych bokserkach, oblizałem wargi i chwyciłem bieliznę w dłonie, zsunąłem ją w dół, a jego kutas z niej "wyskoczył" i uderzył o jego brzuch. Cały czerwony i mokry od preejakulatu. 
- Kto by pomyślał, że trzymasz takiego ogiera w majteczkach. - chwyciłem go i zacząłem mu obciągać. Przejechałem kciukiem po jego główce, na co odchylił głowę do tyłu i cichutko zajęczał. Obniżyłem ją na sam dół i zacząłem pieścić jego jądra.
- Dalej, nie powstrzymuj się. Chce cię słyszeć Marcel. - pomachał przecząco głową. Ścinąłem je mocniej i zacząłem robić szybsze ruchy na nim. Mój "przyjaciel" naciskał na moje spodnie, wstałem i zdjąłem z siebie dolne ubrania, powróciłem do poprzedniej pozycji, pochyliłem się i polizałem go.
- Oh! - wydał z siebie jęk.
- Właśnie tak. - chwyciłem siebie i zacząłem i sobie obciągać. Zassałem jego główkę i zacząłem drażnić jego szczelinę. Odsunąłem się od niego ustami i dalej zacząłem pracować swoją dłonią. Ponownie się podniosłem - nie przerywając obydwóch czynności - i wpiłem się w jego malinowe wargi. Przejechałem językiem po nich, a on pozwolił mi na polizanie jego podniebienia. 
- J-ja... 
- Dalej, dojdź, dojdź dla mnie. - schyliłem się i ponownie wziąłem go w usta, brałem go do połowy nimi, czekając na jego jak i mój orgazm, który się powoli zbliżał. 
- Louis! - krzyknął, wystrzelił, połowę połknąłem, a drugą podarowałem mu przez pocałunek. Po chwili doszedłem na jego bladą klatkę. 
- Kurwa. - oparłem się o białe kafelki i westchnąłem. Marcel siedział cały spocony i dyszał, odepchnąłem się od nich, chwyciłem papier w rękę, urwałem kawałek i zacząłem go czyścić. Kiedy nasze oddechy się uspokoiły i byliśmy ubrani chciał jak najszybciej stąd uciec - ponownie. Jednak tym razem mu na to nie pozwoliłem. 
- Tak bez pożegnania? - znowu.
- L-lekcja... - chwyciłem go za tył szyi i złożyłem na jego ustach długi pocałunek.
- Idź. - pokiwał głową i odszedł.
Cztery punkty za nami jeszcze zostały mi trzy i nasza znajomość się kończy mój drogi.