sobota, 10 października 2015
Część II
- Kiedy mi go przedstawisz? - zapytała mnie ciekawska matka. Boże czy ona nie może zrozumieć, że nie chce? Czasami żałuję, że jest taka. Zdecydowanie wolałbym gdyby się mną nie interesowała i wtedy mógłbym robić wszystko i z wszystkimi. Żyłbym jak mi się podoba ale nie bo ona musi się zawsze wtrącać. Dzięki ci Boże za surową i nadopiekuńczą matkę. Naprawdę dzięki...
- Nie wiem czy mi się chce. - odpowiedziałem chłodno.
- Louisie Tomlninsonie w piątek na kolacji chce poznać twojego chłopaka i koniec tematu. A teraz wybacz idę robić kolacje.
- Ale..
- Żadnego ale! I mam nadzieje, że nie wygląda jak twój poprzedni.
- Boże możesz...
- Powiedziałam koniec tematu! - wyszła z salonu.
- Kurwa, kurwa, kurwaa. - opadłem na kanapę.
~•~•~•~
- Nigdy kurwa więcej nie zapraszam żadnego do siebie. Nigdy więcej. - pomyślałem. Stałem oparty o ścianę przy wejściu do stołówki. Wpatrywałem się w miejsce gdzie siedział Marcel, westchnąłem i odepchnąłem się od niej idąc w jego kierunku.
Odrząknąłem zwracając w tym samym czasie jego uwagę.
- Mogę?
- Um.. tak, tak.
Usiadłem koło niego, a on powrócił do poprzedniej czynności.
- Lubisz czytać? - pokiwał tylko głową - A co teraz czytasz? - trzeba go jakoś rozkręcić jeżeli to jest w ogóle możliwe z takim bezgustnym kujonem. Pokazał mi tylko okładkę dalej się nie odzywając. - Hopeless, ciekawa? - znowu przytaknął. No kurwa! - O czym?- teraz to na pewno odpowie.
- O miłości. - ugh, a czego ja się mogłem po nim spodziewać? Ale przynajmniej odpowiedział 1:0 dla mnie!
- Wczoraj dla ciebie nie byłem zbyt miły.
- Mhm.
- Czy ty do jasnej cholery.. Boże! Masz język, tak? Więc skoro go masz to mi odpowiedz. Ugh po prostu wkurzasz mnie tym 'mhm' lub kiwaniem głową. Rozumiem możesz być nieśmiały ale przynajmniej postaraj się ze mną normalnie porozmawiać. - zarumienił się i zamknął książkę.
- T-to o czym chcesz por-rozmawiać?
- Mam sprawę. - złączyłem dłonie i położyłem je na stole.
- J-jaką?
- Jesteś gejem? - chciałem jak najszybciej to załatwić.
- T-tak?
- To pytanie czy odpowiedź? - westchnąłem.
- O-odpowiedź.
- Okey. Czyli jesteś wolny i wolisz fiutki. - zarumienił się na ostatnie słowo - Cudownie.
- A po co ci t-to?
- No więc. - poprawiłem się na swoim siedzeniu. - Na najbliższy miesiąc potrzebuje chłopaka. Grzecznego, z dobrymi ocenami, zero atramentu na skórze. Ty - wskazałem na niego dłonią - jesteś jego idealnym przykładem. - spojrzał na mnie z szerokimi oczami.
- Mam b-być t-twoim chłpakie-em?
- Oh nie! - szybko zaprzeczyłem i się zaśmiałem. - Masz go udawać przed moją koszmarną matką.
- Ale d-dlaczego? - zapytał zmieszany.
- Skróce ci to. Matka przyłapała mnie dwa dni temu jak wyprowadzałem w nocy chłopaka z naszego domu. Oczywiście wiadomo co tam robiliśmy. - rumieniec - I ostatnio spędzam sporo czasu poza domem. Nie powiem jej co robię i dlatego muszę jej kogoś przedstawić jako moją wielką niby miłość. Gdyby nie to, że w tej szkole są same punki, a moja mama za nimi nie przepada nie zawracałbym ci głowy. Rozumiesz?
-T ak.
- Zgadzasz się?
- N-nie wiem.
- Czemu? To tylko miesiąc i tylko przy niej Henry.
- Harry. - poprawił mnie.
- Wybacz. Wpadniesz do mnie z trzy razy i po sprawie.
- N-nie. - spuścił głowę.
- Boże dlaczego. - westchnąłem. Cóż myślałem, że pójdzie mi z tym szybciej.
- Nie lubię kłamać.
- Uh. To może zrobimy tak. - spojrzał na mnie niepewnie. - Ja nauczę cię jak powinno się obchodzić z facetami i tak dalej, nauczę cię jak się odpowiednio ubierać na randki, imprezy, bo uwierz mi w takim stroju nawet totalnie naćpanego gościa nie przelecisz. A ty za to poudajesz mojego chłopaka.
- Nie potrzebny mi chłopak i nowy styl, lubię ten. - odpowiedział nieco pewniej.
- Henry.
- Harry.
- Sorki. Harry proszę cię, a to się często nie zdarza. - pokręcił głową.
- Nie mogę.
- A mogę wiedzieć dlaczego? - złapałem go za dłonie.
- Mój tata n-nie przepada za gejami. - ponownie opuścił głowę.
- Oh. Spokojnie on się o niczym nie dowie H...
- Harry.
- Proszę Harry? To tylko miesiąc, a ja chcę mieć od niej spokój. Później nie będziesz musiał się nawet do mnie odzywać.
- D-dobrze. - westchnął i zabrał swoje dłonie. Dopiero teraz się zorientowałem, że ich sam nie zabrałem.
- Zgadzasz się? - na mojej twarzy pojawił się wielki banan. On widząc moją radość sam się delikatnie uśmiechnął.
- Tak.- wstałem, podniosłem go i się w niego wtuliłem.
- Dzięki, ratujesz mi życie. - powiedziałem w jego klatkę.
- Um Louis?
- Tak?
- Wszyscy się na nas patrzą.
- Oh tak sorry. - odsunąłem się od niego - W piątek jesteś zaproszony przez matkę na kolacje.
- Ale to pojutrze.
- Tak wiem. Próbowałem wybić jej ten pomysł z głowy. Niestety bez skutków.
- Okey.
- Masz jakieś normalne ciuchy?
- M-mam. - witamy jąkanie z powrotem!
- Jaką masz wadę wzroku?
- Nie mam.
- To po co..
- Lubie je. - delikatnie się uśmiechnął. - Do zobaczenia Louis. - mruknął i już go przy mnie nie było.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz